Style i sposoby radzenia sobie ze stresem

Wkurw generalnie napędza. Bierze za pysk, wytarmosi, sponiewiera a potem daje kopa w szanowną osobistą na rozpęd. Najlepsze rzeczy zawsze powstawały z wkurwienia. Na coś, na kogoś, bądź bez bliżej sprecyzowanego adresata ale powstawały. Kto wie, może gdyby Fryckowi dała ta jego Muza coś więcej niż tylko rączkę do cmoknięcia na adieu, nie mielibyśmy co roku Konkursów Chopinowskich i tłumu rozszalałych Japończyków z aparatami fotograficznymi w warszawskich Łazienkach jak również na rynku w Krakowie. Bo nikt mi nie wmówi, że Frycek to ze smutku i żałości tak. Frustracja seksualna to była i syndrom. Wszyscy wiemy jaki.

W ogóle te wszystkie weltszmerce biorą się według mnie z braku satysfakcji seksualnej. Czyli, jak to pięknie acz dosadnie ujął Żorżyk przy okazji jakiejś libacji serowo-wytrawnej, z niedoruchania.

W tym miejscu robię przerywnik i wszystkich wrażliwców leksykalnych zapraszam tędy – o… tam są drzwi. Potem wstukajcie sobie grzeczniutko w przeglądareczkę „ojczyzna-polszczyzna” i ziuu. Ale uwaga uwaga! Miodek też rzucał kurwami. Niejednokrotnie.

Aaa!

Zabierzcie mi wyobraźnię, proszę. Właśnie zwizualizowałam sobie Pana Jana, który z uroczym uśmiechem i akcentując wybornie wszelkie ąę ciepnął solidnie o ścianę Elektromonterką z Poznańskiej. Trzymała się tylko na podkładzie i sypkim pudrze. Masakra normalnie.

Tak, wiem, że nie jestem normalna.
Koniec przerywnika.

Jasne, że nie rozmawiamy ze sobą. Ale jak mamy rozmawiać, gdy najczęściej pryszczate nastolatki zamiast konwersować, spieszą się żeby zdążyć „z lekcjami” przed powrotem protoplastów a protoplaści uprawiają seks trzy razy do roku (święta, święta i urodziny żony), po ciemku i po wielkiemu cichu. Zresztą bardziej przypomina to uprawianie ogródka – trzeba wypielić żeby zielskiem nie zarosło. I od czasu do czasu motykę pożyczy się od sąsiada.

Ja wściekam się głównie o pierdoły. Rzeczy ważne można ze mną omawiać na dowolne sposoby i nawet mi brew nie drgnie.

Kiedyś nakryłam narzeczonego, co to za dwa tygodnie mieliśmy powiedzieć światu: tak, in flagranti z Kobietą Jego Życia (w mojej nocnej koszulce przebywającą tak przy okazji) w pozie lotosu chyba. I spokojnie spytałam czy też mają ochotę na herbatę. Bo akurat mi się zachciało. Co prawda później, gdy już wróciłam tam sama po resztę rzeczy (koszulki nie wzięłam), pieczołowicie zajęłam się wycinankami w ulubionych narzeczeńsko koszulach (chyba łowickie były) ale Niedoszły Małżowin sam przyznał po latach, że wykazałam dużą klasę. Nie wiem co innego w tej sytuacji mogłabym wykazać, bo chyba nie objaśniać im prawo tarcia, ale było wesoło. Jakieś dwa lata później. Gdy Kobieta Życia urodziła… nie bójmy się tego stwierdzenia… lekko ciemnoskóre Dziecko. A Narzeczony był taki raczej cherubin – świński blondyn z loczkiem, bladolicy i zdecydowanie nie nadużywał słonecznych kąpieli. Mariolka (czy One ZAWSZE muszą mieć TAKIE imiona?) widać lubiła solarium 😉

Ale pierdoły wytrącają mnie z równowagi tak dalece, że the roof, the roof, the roof is on fire.

Jestem młotkiem trafiającym w palec proboszcza.
Jestem upadającym granatem bez zawleczki.
Jestem zapachem napalmu o poranku.

Rozumiecie?

Ja mniej.

Mamut twierdzi, że wściek panoramiczny generuje u mnie rozwój kulinarny. Bo nie patrzę dokładnie co wrzucam do gara i nie oszczędzam na przyprawach. Fakt. Ojcu potem co prawda czasem oczy wychodzą na wierzch ale w życiu nie powie, że coś jest zbyt pikantne. Lubi. No i wymyśla się podówczas całkiem smaczne potrawy z pozornie kiepsko ze sobą korespondujących składników. Czosnek i ananas na przykład. Pychota. Tylko może nie polecam tuż przed planowanymi kontaktami z resztą ludzkości.

Prócz pasji gotowania sprzątam. Ale nie tak jak Mamut, gdy w latach ubiegłych w ramach wkurwu na Zdzicha myła okna, prała firanki, pastowała podłogi i był ogólny zapierdol na wysokości lamperii a potem wracał skruszony Zdzich z kwieciem rozmaitym w zębach, a Ona była już zbyt zmęczona by połamać na nim wałek albo stolnicę, toteż z braku koncepcji godzili się. Do następnego razu. Mieszkanie mieliśmy więc sterylne, bo jak wszyscy wiemy po kimś ten temperamencik odziedziczyłam i bynajmniej nie był to Bocian Kajtek.

Ja nie sprzątam mieszkania, ja układam. W kosteczki, sterty, kopczyki i skompresowane zbiorowiska. Mam nawet na tę okoliczność przygotowanych kilka pudeł o pozornie bliżej nie sprecyzowanym znaczeniu bojowym, ale gdy łapie mnie wściek, każde z miejsca znajduje swoje zastosowanie. W jedno wrzucam pieczołowicie wyprasowaną odzież polokatorską, w drugie za mały obuw, w trzecie zabawki, które muszą swoje odczekać bo chwilowo się nieco znudziły i nie cieszą jak mogłyby. Oddzielam własną odzież zimową od letniej, tworzę podkategorie koszulek, swetrów, spodni, spódnic i bielizny, poparuję trochę skarpet. I z reguły tyle wystarczy bym wkurwiła się jeszcze bardziej.

Bo przecież nie cierpię sprzątania.

Wczoraj wściek zaatakował w pracy. A w pracy jak wiadomo nawet najbardziej wyluzowane biurwy nie posiadają szafy z ubraniami i szuflady na bieliznę. Jeśli takie są, to nie wiem czy współczuć czy podziwiać. Jeszcze się nad tym zastanowię. Ja w każdym razie posiadam tu dużo przedmiotów z praca nie związanych ale nie garderobę.

Obecnie jestem właścicielką najlepiej poukładanego biurka na świecie. Przyjmuję zapisy na zwiedzanie i oglądactwo pospolite. W szufladzie mam ołówki pogrupowane tematycznie. Znaczy te w robale do tych w robale, te ogryzione na lewo, te nówki_sztuki_nie_śmigane na prawo a pośrodku równy rządek pod względem wielkości i kolorystyki: od bardziej zielonych do bardziej nie-zielonych. Fletnia kurde pana.

Patrzę teraz na to i właśnie stwierdzam, że mam świra. Na cholerę mnie tyle ołówków? Naostrzyć i rzucać w dal czy jak? Nie wiem.

Spinacze tak samo. W przyborniku równiutko tu największe, tam malutnie a tutaj kolorowe. Szkoda, że ich jeszcze nie wypucowałam. Ostatnio spinacza używałam dwa lata temu jak suwak w spodniach powiedział: stara przytyłaś, dość tego! i nastała era Lokatora Uwypuklonego W Dolnych Partiach Kosodrzewiny. Wydłubałam z klawiatury pieczołowicie zbierane przez lata okruszki i poczułam, że ogarnia mnie nostalgia. Pamiętacie jak kiedyś ze śmiechu walnęłam czołem w pączka? No. A dziwiłam się skąd tu stuletni lukier.

I karteczki mam kolorystycznie posegregowane ala Tęcza Nad Doliną.
I kwiatek podlałam.

Jezu!

Ktoś mnie podmienił jak nic.
Albo jebło mnie takie wielkie pudło i nawet nie poczułam.

Koniec świata.

Muszę odreagować. Zjem teraz kilogram rzodkiewek i albo potem umrę albo sprawdzę czy potrafię wybekać alfabet.

Lubawo, na mym grobie posadź orchidee…

A Wy jak radzicie sobie ze wściekiem i stresem?

Tak na szybko. Natentychmiast. Gdy spacer i książki odpadają a z jedynych dostępnych ciężkich przedmiotów macie własnego buta. Tudzież worek cementu w piwnicy.

Ps. Bury – ananasa siekasz w kawałki (dość drobne), dodajesz kilka razy przeciśniętego przez praskę czosnku (ile lubisz – ja lubię dużo), trochę majonezu zmieszanego z jogurtem naturalnym (1:1), szczyptę soli, kardamonu, białego pieprzu i voila. Wychodzi świetny dip do maczania krakersów, bagietek albo paluchów. A gdy polejesz tym jakiś gorący stek, masz danie obiadowe z pysznym sosem.

25 uwag do wpisu “Style i sposoby radzenia sobie ze stresem

  1. kiedyś to wściekle zrzucałam wszystko z półek na podłogę i odrazu robiło mi się lżej na sercu, ale obecnie nie chce mi się tego później sprzątać więc teraz głośno krzyczę i kopię co się nawinie pod buta czasem jest to również jakowyś człek, pocieszające że zazwyczaj go znam, na obcych się jeszcze nie rzucam, ale może kiedyś i to nastąpi.
    a tematycznie kodzik mój to nuerw prawie jak wnerw 😉

    Polubienie

  2. Baj, musisz byc rzeczywiście wkuta, bo nie zrozumiałąm tego akapitu o pryszczatych, seksie, ogródku i protoplastach. Czegoś tam brakuje.
    Na wkurw pracowy mam spacer do księgarni na końcu budynku i flaszkę Finlandii w sejfie. Dolewam do kawy. Zresztą , utrzymywanie neutralnego wyrazu twarzy wymaga takiego wysiłku i koncentracji,że na wkurw juz nie starcza.
    Na wkurw domowy mam okna i firanki. Głośną muzykę i zajebiscie głośny odkurzacz. Basen i saunę. Na strach mam spacer. Daleki.

    Polubienie

  3. ja przede wszystkim krzyczę i chodzę i kopię ściany, niczym rasowy facet.

    wczoraj dodatkowo waliłam w brzuch (nie swój) i szczypałam (też nie siebie).

    czasami rzucam się na lodówkę, ale to rzadziej, bo zasadniczo nad tą stroną rozładowywania emocji wolałabym panować.

    ach, no i kiedyś łaziłam na aeroboxing. to było bardzo uwalniające. wychodziłam potulna jak baranek 🙂

    Polubienie

  4. Rozpętuję awanturkę. Bo dawno nie dostałam kwiatów. Na przykład. Albo bo nie jest jak dawniej. I wszytsko to prawda. Tak. I się robi fajna awanturka o tak zwane „nic” i się chichram szatańsko i się mi poprawia. Albo się rozciąga na dzień następny. Przekazanie wkurwu drugiej osobie- oto moja taktyka, he he he 🙂

    Polubienie

  5. ja sobie w ogóle nie radzę ;-(
    tak jak z deszczem – przecierpieć.

    a z tym niedoruchaniem to pozwolę sobie mieć inne zdanie – a co, komentatorem jestem to wolno mi 😉
    po pierwsze, bo wiele wiekopomnych dzieł stworzyli ludzie nie odmawiający sobie wina, kobiet/mężczyzn i śpiewu. może nawet większość.
    po drugie – tylko nie bij: nie przeceniałbym znaczenia tej sfery życia.

    skądinąd, zakładając że z tym fryckiem (w szafarni) jest racja, to można sprawę widzieć i wartościować na dwa sposoby:
    1) pozytywnym skutkiem ubocznym braku satysfakcji seksualnej są wiekopomne dzieła.
    czyli duże złe, a przy okazji na otarcie łez małe dobre.
    2) satysfakcja seksualna to przeszkoda w twórczym życiu, coś jak „nie zobaczyłem paryża, bo uległem głupiej słabości, obżerałem się karmelkami i nie zdążyłem na drezynę”.
    czyli brak dużego dobrego przez uleganie słabości.

    ale pewnie się mylę – no bo jak mogę sensownie analizować teorię, z którą się nie zgadzam?

    Polubienie

  6. to zalezy od pozioma wkurwu, ale nie jestem orginalna.
    Czasem dusze, duszę w sobie zaciskając zęby, aż wybucha. I jest awantura z krzykami.
    Czasem robię PRANIE. Ręczne, żeby nie było. Albo zmywam, gęsto strzelając garami. Kiedyś pierdolłam talerzem o podłogę i jeszcze go podeptałam.
    A jak nie mam nic innego pod ręką, to też układam i czyszczę do białości.

    Polubienie

  7. przy wersji maksymalnej – biore sie za buty. piore/pastuje/poleruje. wersja ciut łagodniejsza – zmieniam pościel i opcjonalnie:
    segreguje/przesypuje do sloiczkow/sprawdzam daty waznosci przyprawy kuchenne, ukladam kosmetyki w szafce lazienkowej,wchodze do pokoju nastoletniego syna w ktorym bajzel jest wpisany w aranzacje wnetrza i tam to juz mi zazwyczaj przechodzi.
    dziecko schodzi mi z drogi przez kolejny tydzien. kod wvybh – nic tylko wybuch 🙂

    Polubienie

  8. rzucam kurwami i innymi takimi
    jak dochodzę do słownictwa przy którym mi samej uszy więdną, to zaczynam się sobie przysłuchiwać z pewnym zdumieniem. A potem się z siebie śmiać. Z tego jak wyglądam i jak się zachowuję. Furia.

    Polubienie

  9. oj, jak ja sie ciesze, ze nie jestem sama!:D mimo nakazu odpoczynku i NIE PRZEMECZANIA sie, w chwilach wscieklosci chwytam za mopa, za firanki do prania, za przekladanie, wzglednie umiarkowane rzucanie mniej cennymi prezdmiotami tak by je pozniej na nowo poustawiac, zgodnie z MOJA koncepcja..i wkurw jak reka odjal:), mija. i jeszcze satysfakkcja,ze WRESZCIE mieszkanie wyglada jak bym chciala. Do nastepengo razu;)

    Polubienie

  10. wkurwiam się rzadko i na chwilę, ale jak już, to wrzeszczę. zdarzyło mi się stłuc parę talerzy, ale to było dawno i nieprawda. a potem mam jak goga, za chwilę mnie to zaczyna śmieszyć, a poza tym włącza mi się rozum mówiący „no i co z tego” albo „pomyślmy co z tym zrobić” w zależności od okoliczności. a chętnie bym się czasem pozłościła dłużej…

    Polubienie

  11. Nie mam czasu czytać więc być może kogoś powielę…
    Klnę jak furman w deszczu, zrzucam wszystko z biurka (praca), drę faksy, kopię w ścianę. Znaczy jestem zrównoważona i opanowana 🙂
    W domu piorę.

    Polubienie

  12. Staję się sarkastycznie złośliwa, jak mam kogoś pod ręką. Myję, szoruję, sprzątam jak jestem w domu. Jak mam bardzo mało czasu to czymś ciepnę. Czymkolwiek. Może byc drzwiami, talerzykiem, książką.

    Polubienie

  13. „…i nastała era Lokatora Uwypuklonego W Dolnych Partiach Kosodrzewiny…”

    mój boże.

    ————-

    na wkurw układanie.
    i nic innego.

    tylko układanie.

    KOLORAMI wszystkiego.

    Polubienie

  14. „święta, święta i urodziny żony” :)))

    klnę jak szewc, myję lustra, ryczę lub leżę na łóżku i patrzę godzinami w sufit – zależy od poziomu wkurwu.

    Polubienie

  15. Chyba liczy się od stu w dół, powoli, żeby się nie pomylić i do tego pamietać o głębokim oddychaniu. I wara, żeby ktoś przerwał, bo się pomyli i wkurw będzie większy..

    Polubienie

  16. Układanie.
    Sortowanie w szafie.
    Gotowanie.
    Sprzątanie.

    W ostateczności, jak już nic innego nie radzi, szoruję terakotę w kuchni i łazience, aż fugi lśnią.
    Na kolanach.
    Szczoteczką do paznokci 😀

    Polubienie

  17. oschły ton
    zdawkowe odpowiedzi
    musztrowanie innych
    krzyk zwany darciem ryja
    awanturowanie o nic, o pyłek na przykład
    nakręcanie się na gadanie jak katarynka
    kąpiel tak jak lubię, bez zimnej wody
    telefon do Przyjaciela

    a jak już mam total wkurw to spuszczam powietrze czyli zamykam oczy i przypominam sobie morze, wymyślam niestworzone historie i… zawsze działa
    🙂

    Polubienie

  18. leżenie na łóżku.
    klnięcie.
    bycie super sarkastyczną, złośliwą, arogancką, bez taktu i obrywa się każdemu jak leci.
    rozmawianie samej ze sobą. w duchu. albo samej z kimś wyimaginowanym. co też jest formą sama-ze-sobą w dużej mierze ;]

    co do weltshmerzu – z niskiego poziomu seksu. stanowczo.

    a co do seksu wśród młodych (do których kończę się powoli zaliczać już) – ha! tutaj faktycznie leci tak: albo już PO, albo jeszcze nie bo nie ma z kim. Ale znam tez 4ry osoby dla których po prostu chce być to jakaś UROCZYSTA chwila, moment i żadne tam przypadkowe nie wchodzi w grę. I to racja – resztę zadziwia. Mnie chyba też.

    PS: pierwsza notka pod którą się podpisuje, czytając w skrycie od chyba 5 miesięcy. To już jeden adres IP masz z głowy, jakbyś kiedyś znowu myślała jak Ci ludzie do Ciebie trafiają i czego szukają. To ja szukam czytania u innych, że jednak bywam normalna czasami, a jeśli nie to przynajmniej inni mają podobnie.

    Polubienie

  19. Sprzątanie.
    Sprzątanie.

    Układanie ciuchów w szafie kolorami.

    przestawianie mebli.

    czyszczenie kuchni szczoteczką do zębów. Chociaż ostatnio głównie skupiam się na fugach (pozdrowienia dla jednej z przedmówczyń, zajmującej się poniekąd tym samym)

    chrupanie słonych paluszków z głośnym chrzęstem.

    Polubienie

  20. Nie sprzątam, bo to by mogło tylko pogorszyć sytuację. Wściekam się od sprzątania.
    Nie rzucam niczym i nie tłukę, bo bym musiała potem posprzątac i się wkurzyć od nowa. Czasem mam ochotę czymś rzucić, ale mi szybko mija.
    Głównie wrzeszczę na męża, a potem coś kupuję.
    Ale najczęsciej nic nie robię. Oddycham głęboko i czekam aż przejdzie.

    Polubienie

  21. gdy Ci przejdzie ten stan na wk… to poproszę o przepis chaotyczny na ananas z czosnkiem (oczywiście że to jak najbardziej fajna kompozycja). Tenże rozpropaguję opatrując Twoim znakiem autorskim. 🙂

    Polubienie

  22. no ja mam kilka opcji natentychmiast i nasajmpierw krzycze,potem placze a jak to nie wchodzi w gre sprzątam,szoruje ,nablyszczam,poleruje:) i jak najpredzej jak moge ide w dal..najczesciej na..cmentarz..

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do wife Anuluj pisanie odpowiedzi