Co to ja?

Co to ja pisałam?
Że niby Nowy normalny jest?

Taa. Jasne.

Jak wszyscy, którzy na oddziale zamkniętym jednej z placówek każą do siebie mówić per Napoleon.

Otóż Nowy ma fantastyczny zwyczaj wyciągania mnie na lunch. Wyżerę w czasie pracy znaczy, ale nazywa się toto tak ładnie, żeby nie było, że niby kebab w ciemnej bramie i kawa z automatu na dworcu. Nie jest.

Przecież Ci nie powiem po godzinie, że się za Tobą stęskniłem.
Fakt. Zabiłabym śmiechem. Kiedyś.
Teraz jakaś taka miętsza jestem.
I się uśmiecham.

To straszne!

A w zasadzie to nawet nie to jest straszne tylko to co było na tym lunchu. Oprócz bowiem ryżu smażonego z warzywami i kurczakiem w Barze Chińskim nieopodal i kawy z ekspresu, Nowy kospiracyjnym szeptem wyznał mi, że chyba założył coś mojego.

Przez przypadek naturalnie.

Taa. Jasne.

Od razu oczyma wyobraźni zobaczyłam Go w ponętnych pończoszkach i koronkowej bieliźnie. I momentalnie straciłabym apetyt, bo wybaczcie ale faceci w damskiej bieliźnie dość średnio mnie kręcą. Na szczęście zaraz mi się przypomniało, że ni pończoszek, ni koronkowej bielizny nie posiadam a w tym co mam, wyglądałby raczej jak siódme dziecko Baby Jagi, niż transwestyta. Nawet z ambicjami.

Nie chodziło jednak o dessousy.

– Podkoszulek – wydukał Nowy rozglądając się na boki czy aby nikt nie czyta z ruchu Jego warg i nie notuje w tajnym kajeciku.

– Że co? – zdziwiłam się, bo jak znam swoje i Nowego gabaryty, to nawet gdyby się bardzo postarał, w któryś z moich podkoszulków zmieściłoby Mu się co najwyżej pół ręki. Albo ćwierć.

Nowy westchnął i z zagadkowym uśmiechem rozpiął guzik koszuli.

– Nieprzytomny byłem – bąknął pierdołowato ale za moment zamilkł był całkiem albowiem wzrok mój zabić mógł solidne stadko średniowiecznych smoków. Liczne do tego.

Aaa!!! Toż to mój ulubiony bezrękawnik! ULUBIONY!

Oczywiście nie omieszkałam Mu tego stanowczym głosem zakomunikować. I że to żaden podkoszulek. I że w ogóle jest ignorant. I osioł. I ciekawe czy gdyby był z golfem ten bezrękawnik też by nie wpadł, że to jednak może moja garderoba. A potem przypomniało mi się dodatkowo, że rozmiary mamy różne… cokolwiek.

– Rozciągniesz mi. – zadrżałam i zażądałam kategorycznie – Ściągaj! Ale migiem!

– Teraz? Tutaj? – zacukał się z lekka Nowy i spojrzał czy aby na pewno nie żartuję.

Nie żartowałam.

Oczywiście, że tutaj, a gdzie?
Może jeszcze nie zdążył się tak bardzo rozciągnąć i nie zadziała jak jedna z tych rzeczy, które dostosowują się do określonych kształtów i takie pozostają na wieki wieków amen.

Koniec końców Nowy zdjął domniemany podkoszulek, czyli mój bezrekawnik z bardzo kobiecym dekoltem w łódeczkę w chińczykowym wucecie i z miną zbitego cocker-spaniela poinformował mnie, że nigdzie się nie rozciągnął. Bezrękawnik, nie Nowy rzecz jasna.

A pewnie. Bo to dobry materiał przecież. Mam go od lat. Nie rozciąga się.

Śmieliśmy się z tego dobrych kilka minut. Ale ustaliliśmy przy okazji, że nie będzie sobie pożyczał moich ciuchów. Never ever. Mnie jest w nich zdecydowanie lepiej.

7 uwag do wpisu “Co to ja?

  1. Baj – czy bezrękawnik to takie bawełniane coś pod koszulę ? Z ramiączkami ?

    Podaj plz ze 4 istotne różnice pomiędzy czymś takim, a męską podkoszulką ???

    A na marginesie, skoro ściągnął, to jednak ślimok 😉

    Twardym trzeba być, nie miętkim 😉

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do daffo Anuluj pisanie odpowiedzi