Dziwoląg

godzina piąta, minut czydzieści
kiedy pobudka zaaaaaaagrała

Wstałam o 5.30. Nie mogę być normalna. Oczywiście gdy tylko wstałam w głowie mi zaszurało, że coś nie ten teges, bo ani Dzieć nie kwili, ani sąsiady nie kopulują rozgłośnie i w ogóle luz blues i czemu ja do cholery nie śpię. Ale potem sobie przypomniałam, że nastawiłam budzik na tak drastyczną porę, gdyż ponieważ albowiem wybieram się na wycieczkę do Urzędu i papióry, co to leżą odłogiem i kwiczą, należałoby w końcu wypełnić pismem drukowanym a wyraźnym i niebieskim bądź czarnym długopisem. Żeby nie pisać na kolanie przed wejściem.

grupa rezerwy szła do cywila
niejedna panna płaaaaaaakała

Dzięki Kacie na mniej drastyczną godzinę siódmą.zero byłam umówiona z szoferem – Katowym znaczy – któren najsampierw podrzuci mię i Młodzież mą zaspaną do Żłobka, celem pozbycia się małoletniego balastu i powierzenia go Etatowej Ciotce na najbliższe 9 godzin, a następnie oboje ruszymy w dal siną i odległą. Na Mamutów znaczy. W Mamutowie bowiem prócz kilku zapyziałych budek z piwem i willowych uliczek pozostających we wzajemnym dysonansie, znajduje się ów Urząd – cel dzisiejszej eskapady. W konsonansie do Urzędu pozostaje wszystko inne, bo budynek idealnie wtapia się w otoczenie i gdyby nie jego gabaryty, możnaby pomyśleć, że to kolejny odpicowany we freskach bunkier. Bo tak to już niestety jest, że wokół same hacjendy, których właściciele najwyraźniej mieli za dużo pieniędzy i za mało pomysłu na jakiś konkretny styl. Zrobili więc chałupy we wszystkich na raz. Dziwną wysepkę na tym oceanie wszelakiego dobra tworzy jedynie fragment ze starymi zmurszałymi kamienicami, sklepem rybnym i starym społemowskim samem, w którym ekspedientki wyglądają jakby czas zatrzymał się w głębokim PRL-u.

niejednej pannie żal się zrobiło
i serce z bólu zaaaaaaadrżało

Wstałam więc sobie grzecznie i wypisałam wszystkie wnioski o wszystkie dokumenty jakie pragnęłam złożyć, uzyskać, zrolować i zjeść z chrzanem. Naturalnie najpierw przez pół godziny przekopywałam mieszkanie w poszukiwaniu niebieskiego bądź czarnego długopisu, albowiem jedyne czym dysponowałam to złamany ołówek, ołówek automatyczny – cały lecz bez wkładu, ołówek nie zatemperowany, cała masa wypisanych niebieskich i czarnych długopisów, wieczne pióro z zielonym atramentem, kredka do oczu i różowo piszący długopis (!!!). Potem okazało się, że długopis początkowo pisał na czerwono ale się zestarzał. Ździebko. Za długo leżał na słońcu bez filtra. Na szczęście przypomniałam sobie, że w torebce noszę na czarną godzinę jeden długopis i on pisze na czarno. Wygrzebałam drania, wykaligrafowałam co trzeba gdzie trzeba, trafiłam we wszystkie okienka i nawet podpis wyszedł mi podobny na wszystkich karteluchach. A przy dziesiątym wniosku o wniosek to czasem już problem. Na wszelki wypadek jednak wzięłam jeszcze czyste formularze, bo coś mnie tknęło, że być może ktoś będzie miał jakieś zastrzeżenia i ewentualnie poprawię na miejscu.

Nie sądziłam jednak, że poprawiać będę musiała wszystko.

Bo tuż przed drzwiami zorientowałam się w swej niezmierzonej sposprzegawczości, że na każdej, absolutnie każdej kartce każego chrzanionego wniosku wpisałam datę 07.02.2007. Drukowanym i wyraźnym pismem bez skreśleń i poprawek.

Hał kurde najs.

Finalnie wszystko załatwiłam i teraz tylko czekam na dowód osobisty, z którym spotkam się za miesiąc, ale co ja się naklęłam pod nosem wypisując na kolanie te wszystkie rubryczki, kruczki i druczki w papiórach, to moje. A specjalnie wstałam PÓŁTOREJ GODZINY WCZEŚNIEJ. Aaaaaaa!!

Gupia, gupia, gupia… i krótkowidz.

Teraz czeka mnie przeprawa z paszportem dla Lokatora i nie wiem jak sobie z tym poradzę. Chyba poproszę o koło ratunkowe pół na pół i telefon do przyjaciela.

bo jej kochany pizgnął z portfelem
a jej się nic nie zooooooostało

Z ostatniej chwili:

Udało mi się dodzwonić do Poradni Kardiologicznej i zapisać Syna do lekarza. Na 6 lipca. I to też ponoć tylko dlatego, że ktoś zrezygnował. Normalnie byłby wrzesień.

Poproszę o młotek.

Z tej radości, że się dodzwoniłam, dopiero po kwadransie zarejestrowałam, że to za pół roku.

Cicho tam, żadne cztery miesiące. Mamut jak jest szesnaście po czwartej też mówi, że dochodzi piąta. Dramatyzm musi być. Pełen. Zresztą tak czy siak strasznie daleko do tego lipca.

12 uwag do wpisu “Dziwoląg

  1. wyślij, wypełnię i odeślę. przepadam za wypełnianiem rubryczek (nie obiecywałam że jestem normalna!)
    sama przepisywałaś czy kazali? ja bym spróbowała z tym 7 lutym, a nuż by nie zauważyli…

    6 lipca jest za niecałe 4 miesiące, nie za pół roku! 😉

    Polubienie

  2. Kurde, pani Bajka, za dużo wczoraj się termosa naczytałam i mi się śniłaś.

    Z kręconymi włosami do ramion, nawet się we śnie dziwiłam, że tak szybko rosną.

    Dżizas.

    Polubienie

  3. A propos zdjęć jeszcze – przez całe 6 lat (tak, tak, nie wszystko się udaje za pierwszym razem) miałam w indeksie zdjęcie pt. Matka Boska Bez Pieniędzy, część pierwsza – Wniebostąpienie. A skończyłam… teologię…:D

    Polubienie

  4. ‚w konsonansie’ – cóż za rzadkie określenie w mowie potocznej, znacznie rzadsze niż dysonans.
    Brzmi wielkim światem – wszak w kontekście niezwykle ważnego urzędu użyte 🙂

    Polubienie

  5. od poprzedniej srody czekałam na wtorek by zadzwonic i zapisac Basie do alergologa, bo tylko we wtorki między 9 a 13 tą przyjmują.cały tydzien o tym myślałam, bo terminy poł roczne…przypomniało mi się, o 13.20:/ tak więc czekam na następny wtorek, pewnie na wrzesien się załapiemy…
    p.s
    moja sis mówi, że sposobem jest dzwonić raz w tygodniu i pytac czy nikt nie zrezygnował bo jak widać na waszym przykładzie rezygnują ludzie, moze się uda wskoczyc prędzej.

    Polubienie

  6. Ja nie chcę nic mówić,a le ja codzień o 5.00 wstaję. Znaczy, normalnie nienormalna…
    Ja z dzieckiem jednakowoz prywatnie chodzę. Bo zdrowia na chorowanie nie mamy.
    A próbowałaś w innej przychodni?

    Polubienie

  7. w małym Sopocie wszystkie urzędowe sprawy można załatwić wyjątkowo sprawnie-na dowód czekałam dwa tygodnie i jeszcze pani do mnie SAMA zadzwoniła,że mogę odebrać.za to teraz na codzień walczę ze spółdzielnią-kolejy absurd w polskim świecie.powodzenia:)

    Polubienie

  8. poranne wstawanie da się przeżyć, a wiem, co piszę, gdyż teraz wstaję o 4.45, żeby mieć czas na ogarnięcie się, nakarmienie dziecia i marsz na 6 do pracy. Za niecały miesiąc firma przeprowadza się na drugi koniec miasta, przesiądę się na tramwaj, ale wstawać będę musiała najpóźniej o 4.30 😦

    Polubienie

  9. Mię się też dzisiaj śniłaś, Baj. W wyjątkowo dramatycznych okolicznościach. Że zajęłaś się porzuconym przez mnie dzieckiem i kotem (w jednym wózku).
    A co do papiórów… ostatnio ich się nawypełniałam tyle, co jeszcze nigdy w całym życiu. A i to jeszcze nie koniec…

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do tpp Anuluj pisanie odpowiedzi