Okno dzienne, okno nocne

W moim pokoju jest okno, które nie wiedzieć czemu i kiedy stało się osią wewnętrznego, domowego świata. Nie zasłaniam go żaluzjami, nie zawieszam firanek ni zasłon. Lubię mieć pogląd na rzeczywistość z drzewami w tle i od czasu do czasu spoglądać na ten podwórkowy świat z trzepakiem, krzywo ściętym żywopłotem i pustymi oczodołami zasypanych piaskownic na dziedzińcu. Jest pierwszą rzeczą, na jaką patrzę rano po przebudzeniu. Bo pierwszą osobą jest Syn. Za oknem czasem szaleje wiatr i wysokie, stare drzewa kołyszą się na boki jak niewprawne tancerki na zbyt wysokich obcasach, czasem szyby smaga deszcz, czasem prześwieca przez nie słońce tworząc w załamaniach i rysach na szkle barwne ogrody. Wtedy okno zamienia się w pryzmat. Samo jest nieruchome, ale za nim i przed nim toczy się życie. Taki obserwator, idealnie wtopiony w tło, jak kuchenna tapeta z lekko wyblakłym motywem. Na okiennym parapecie mieszkają w swoich doniczkach kwiaty, kilka płyt, stos książek i czarny kudłaty pies, ni to z pluszu ni z włóczki. Dobrze im tam. I dobrze mnie tu. Lubię patrzeć jak za oknem świat gdzieś mknie i gubi liście. Ja mam swój tor. Swoje przystanki i przymrużenia.

Na ścianie nad łóżkiem mam okno drugie. Nie przeszkadza mu, że tuż za nim śpi akurat sąsiad. Mnie też bo to okno jest tylko moje. Widzę je zawsze gdy tylko zgaszę światło a do snu jeszcze kilka odmierzeń i stukotów. W tym oknie odbija się noc i kładzie cieniami o najprzeróżniejszych kształtach i materiach. Lubię je nazywać i choć z oknem znamy się dobrze, zawsze ze zdumieniem obserwuję zmiany, które za każdym razem zachodzą w jego mieszkańcach. Bo dziś w nocy to drzewo było bardziej gibkie i wątłe niż wczoraj a ni pluszowy ni włóczkowy pies dawał inny cień. I książki jakby szybciej oddychać zaczęły. To okno ma życie w sobie, nie poza. Wszystko w nim drga, zmienia się, migoce. Wszystko gra. Mam tu dramaty w trzech aktach i operetki. Kalejdoskopy z kryształków i podłużne smugi monologowych wspomnień. Wystarczy odpowiednio przekrzywić głowę na poduszce i już mogę podróżować po Grenlandii spokojnie machając stopą pod ciepłym kocem. Albo zdobyć szczyt. O ten, tuż nad moim palcem. Cały mój teatr. Bez aktorów, bez widzów. Z wyobraźnią. Dzięki jednej małej ulicznej latarni.

Jakiś mój gość ostatnio się zdziwił, że taka pusta ta ściana. Że czemu nic nie powieszę. Spojrzałam i uśmiechnęłam się lekko, że może kiedyś, kto wie…
Nikt przecież nie wie, ile w niej magii.

6 uwag do wpisu “Okno dzienne, okno nocne

  1. Jak byłam malutka , taka kilkuletnia , to często po zgaszeniu światła , przez okno w naszym pokoju świecił księżyc. Cienie na ścianie przy moim łóżku były takie straszne i fascynujące zarazem… Przypomniało mi się to zjawisko z dzieciństwa 🙂 Pozdrawiam 🙂

    Polubienie

  2. Bardzo piękna notka, widze że jestes osobą z wyobraźnią i wspaniałą „ręką do pisania”. Czytam wszystko z prawdziwą przyjemnością. Aga

    Polubienie

  3. Twoja pusta ściana to tak jak zycie. Zależy od nas, czy życie będzie puste, czy będzie mialo magię. Napisałam kiedys u siebie, że minuta życia dla jednych to sześdziewsiąt tyknięć zegara, dla innych to kawałeczek zycia. Pozdrawiam

    Polubienie

  4. …aż pewnej, wietrznej nocy w tym oknie pojawi sie wielki, włochaty cień. Gwizdnie ci ksiązki i pożre kwiatek z doniczki. Niach niach nich. Czy wiesz, że zanim zostałem pułkownikiem ludzie wołali na mnie Shadow Jack? Do dzisiaj wielu ludzi zna mnie właśnie takiego…

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Effie Anuluj pisanie odpowiedzi