Życie w odcinkach – reszta w bilonie

Odcinek czwarty: sylwestrowo na chórze.

Nowy rok postanowiłam przywitać ze znajomymi na chórze. Hala wybierała się ze mną i choć nie była przekonana co do ewentualnej szampańskiej zabawy a całą imprezę traktowała raczej w stylu ‚bo nie ma nic lepszego na horyzoncie’, odnoszę wrażenie, że zaskoczenie było pozytywne. Ja się bawiłam bardzo dobrze. Wytańczyłam się, opiłam martini i szampanem, objadłam waflami z kajmakiem, marchewkami i wszystkim innym. Z tego miejsca pragnę wyrazić wielki podziw dla ekipy organizującej za menu i wystrój sali. No i w ogóle wielkie dzięki kochani – było fantastycznie. Z początku co prawda miałam straszny dylemat w co by się tu ubrać by nie zabić się o lustro, bo ni, dosłownie NIC mi nie pasowało, ale w efekcie zdecydowałam się na wysokie obcasy, obcisłe spodnie-rurki i zwiewną tunikę, która mogłaby raczej leżeć w mojej bieliźniarce… gdybym tylko takową posiadała. Całokształtu dopełniły długie kolczyki, bardziej wyrazisty niż na co dzień makijaż i… niebieska peruka w stylu piorun_dupnał_w_rabarbar. Na szyi zawiązano mi wstążkę odkwiatkową, która wybitnie korespondowała mi z odzieniem. Wszyscy zebrani zgodnie stwierdzili, że jak tylko urosną mi moje własne włosy, wysyłają mnie do fryzjera i ‚mam taka wrócić‚, ponadto mam częściej chodzić na obcasach i wiązać sobie tę kokardkę prosto z róż. Nie wiem tylko co na to Igor. O sąsiadach nie wspomnę.

Tuż po pierwszej zwinęłyśmy się z obolałymi od tańca stopami (szpilki wyglądają fajnie a nogi w nich to już w ogóle super ale są wściekle niewygodne… szpilki, nie nogi) i pojechałyśmy do Papierówki co by jej się nowego już roku nie świętowało samotnie. Rozminełyśmy się z Gogą ale ta i tak miała swoje wspaniałe plany na początek pierwszego z 365 dni, więc i żal mniejszy nieco. U Papierówki było miło, domowo i przytulnie. Rozciągnęłam się na sofie, zjadłam dwa kawałki pysznej szarlotki i popiłam szampanem. A potem obejrzałyśmy ‚Rozpustnika’. Ech… To nic, że usnęłam. Śnił mi się Johnny De w powozie. Nie powiem co robiliśmy ale bynajmniej nie przydałby się nam leksykon krzyżówkowicza. Do domu dotarłam spacerkiem. Częściowym. O czwartej trzydzieści. Bardzo miło było mi w tym roku sylwestrować. A pierwsze tramwaje mają w sobie coś magiczego. Zwłaszcza gdy są puste.

Odcinek piąty: życie osobiste, mocno pogmatwane.

Tu gdzieś był znak ograniczenia prędkości. Ale sobie jakby poszedł. No halo. Czy ktoś mnie pytał: co powiesz na zjazd po poręczy? jakąś stówą powiedzmy? bez trzymanki? Nie przypominam sobie bym coś podpisywała. Poza odcinkiem na poczcie. I nigdzie nie było drobnego druczku. Z drugiej strony jednak nie będę udawać, że jest mi smutno przez to co się teraz dzieje. Wręcz przeciwnie. Tyle, że jakoś nie potrafię nad tym zapanować i chyba w związku z tym mam mały dysonans. Kociokwik. Bo wszystko fajnie i pięknie tylko nie wiem co jest za zakrętem. A pędzę raczej na czołówkę.

Oczywiście odpisał. Co wywołało u mnie drżenie, migotanie, spazmatyczny chichot i zaczerwienienie w okolicach twarzy. Tym razem napisał e-mail nieco dłuższy. Że wyjeżdża na sześć dni na Słowację, że odpocznie od komputera i pracy, nieprzespanych nocy i codziennych kłopotów. Napisał o swojej wielkiej miłości do motocykli… czym oczywiście spowodował u mnie nagłą arytmię bo jeśli jeszcze do tego się dowiem, że uwielbia jeść poziomki prosto z krzaka, zbierać kasztany do kieszeni płaszcza, pisać wiersze i przyglądać się ludziom to – uwaga uwaga – odnalazłam zaginionego brata bliźniaka. Albo mam do czynienia z niedojrzałym emocjonalnie Piotrusiem Panem. Choć przyznam, że wolałabym bramkę numer trzy. Bardzo ładnie napisał o tym co czuje gdy sobie jedzie przed siebie i nie obchodzi go żaden raport, ani coś do zrobienia ‚na wczoraj’. Napisał też, że ostatnio kompletnie nie mógł się przez to wszystko pozbierać i skupić, zwłaszcza, że przez te wszystkie lata nie wiedział czy ja w ogóle żyję ale, że to wspaniałe. Mimo wszystko.

Życie jest zaskakujące. Historia piękna to fakt… jak pomyślę, to w głowie rodzi mi się scenariusz rodem z brazylijskich telenoweli.

O, czyżby? Ciekawe…

W sumie, skoro coś takiego spotkało nas, to może większość z tych historii oparta jest na podstawie prawdziwych przeżyć.
Od teraz nic już nie będzie w stanie mnie zdziwić.

Odpisałam. Że tę motocyklową pasję to mamy wspólną, że pracuję, że zazdroszczę Słowacji i żeby odpoczął. Opisałam mu moją noworoczną zabawę i że co roku tak samo zachwycam się zimnymi ogniami, zwłaszcza gdy trzyma je w garści trzydzieści osób.

Ciekawa jestem co teraz u Ciebie się w ogóle dzieje. Jak sobie ułożyłeś życie, kim jesteś i jak teraz wyglądasz, czy masz żonę, dzieci, psa, domek z ogródkiem i krochmalonymi firankami, czy nadal jesteś zbuntowanym smutno-melancholijnym chłopakiem o chmurnych oczach, jakim Cię zapamiętałam, czy mieszkasz w Warszawie czy gdzie indziej, czy oglądasz czasem krople deszczu na tramwajowych szybach i czy moje imię łaskocze Cię w opuszki palców gdy piszesz je na klawiaturze. Ot tak. 😉

Zastanawiam się co będzie dalej…

16 uwag do wpisu “Życie w odcinkach – reszta w bilonie

  1. Bajka, ja tam nie wiem. Mnie się wydaje, ze te firanki to Wy będziecie razem krochmalić. I suszyć je potem na pędzącym motocyklu..;-)

    Polubienie

  2. Gdyby miał żonę to na pewno nie pisałby maili do kogoś niewidzianego od lat, takie maile pisze się tylko wtedy jak czegoś albo kogoś brakuje…

    Polubienie

  3. dalej to wszyscy czytelnicy zaczną nagle przeglądać swoje stare listy, oraz google się zawiesi, bo będą tłumnie wyszukiwać nazwiska zapomnianych znajomych 😉

    a poza tym trochę zastanawiam się, dlaczego nie zadzwonił do Ciebie po wstępnej wymianie maili…

    Polubienie

  4. w sumie to ja też trochę… ale nie jestem z tych natarczywych. raczej poczekam na dalszy rozwój sytuacji i się ewentualnie ustosunkuję. albo odstosunkuję.

    Polubienie

  5. Hm, ja też jestem zdania, że takie mejle się pisze tylko wtedy gdy się nie ma nikogo…wtedy się szuka starych znajomości, dawnych zachwytów i zauroczeń i próbuje się je odbudować…
    Na ten nowy rok życzę Ci Bajko wielkiej miłości…pod postacią tego właśnie Xawerego 😉

    Polubienie

  6. bardzo ladnie odpisalas
    ja tam jestem realistka i przygniata mnie wlasne czarnowidztwo, wiec z jednej strony sadze, ze do wspolnych firanek jeszcze daleko, a z drugiej strrrrasznie mocno sciskam kciuki 🙂

    Polubienie

  7. Wszystkiego dobrego, Bajko. Trzymam kciuki za bezpieczną jazdę na Twoim prywatnym rollercoasterze. Miło czytać, że takie rzeczy się ludziom zdarzają…

    Polubienie

  8. Imiona i nazwiska byłych kochanek wciąż wpisuję do googla. Ich życie beze mnie jest chyba nudne, ale nie mogę tego sprawdzić, gdyż kobiety przeszłości nie zostawiają śladów.

    Polubienie

  9. Bajeczko, trzymam kciuki, żeby coś z tego było. Początek jak w brazylijskiej telenoweli, niech potem nie będzie komplikacji z brazylijskich telenoweli, jak np. psychopatyczna była żona. 🙂
    Ciebie też było miło poznać.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Goldie Anuluj pisanie odpowiedzi