Byliśmy tu i tam

Weekend znów spędziliśmy w ruchu. Nie żeby jakoś szczególnie naszło mnie na ćwiczenia, choć może szkoda – bo by się przydało tę oponę zimówkę w miejscu dawnej talii oddać wulkanizatorowi bez zamiaru przyjęcia jej na powrót. Wciąż jednak brakuje mi samozaparcia, które ochoczo maskuję wmawiając sobie, że jestem zbyt zmęczona by codziennie ćwiczyć brzuszki. Zmęczenie jednak nie przeszkadza w dokładce kapuśniaku i ogólnie pojętym urządzaniu balu własnym czterem literom. Osobistym i wielce szanownym. Aktywność ruchową wykazałam znaczną ale głównie jeśli chodzi o się_przemieszczanie.

Się_przemieszczanie sobotnie zakończyło Wielkie Obżarstwo w towarzystwie Gogi i Hal w papierówkowych pieleszach (robi się już nowa świecka tradycja powoli), gdzie wreszcie Ania, córka Papierówki, poznała Igora, który z miejsca wyraził szczerą chęć poślubienia Anuli jak tylko dorośnie (w wolnym tłumaczeniu na nasze oczywiście). Zjadłam i wypiłam tyle rozmaitości, że do tej pory dziwię się, że w drodze powrotnej nie eksplodowałam. Ale było pysznie. Nagły wyrzut sumienia szybko zagryzłam kawałkiem szarlotki co to ją dostałam na wynos i poprawiłam pieczonym jabłkiem. Napoczęłam też grzybki. Wyrzut skapitulował. Nie miał innego wyjścia. W odchudzaniu najbardziej podoba mi się litera ‚o’.

Się_przemieszczanie niedzielne miało charakter bardziej kulturalny niż konsumpcyjny. Najpierw odchamiłam się w Narodowym przy grafikach Rembrandta, potem przy zdjęciach Gudzowatego w galerii Yours a to wszystko w składzie lubelsko-warszawskim (dzięki Aga, Ania, Hal, Michał, Born – kolejność alfabetyczna imiennie). Młody podejrzanie dobrze zareagował na muzeum (muzeum powstania nie liczyłam bo jest specyficzne i mało muzealne). Podejrzewam, że będzie się domagał nawiedzania jednego co tydzień co przy stanie i atrakcyjności naszych niektórych wystaw może doprowadzić do tego, że będę okupować Muzeum Ziemi w oczekiwaniu na meteoryt.

Zdjęcia w Yours mnie poruszyły, niektóre. Najbardziej chyba to z żołnierzami, pod kancik, w równym szyku, po kolei odwracającymi głowy. Pierwszoplanowy zgrzyt – podbite oko jednego z nich, który jeszcze nie zdążył przybrać pozycji – uważam za swoisty majstersztyk ujęcia. Po raz kolejny bardzo wyraźnie dotarło do mnie ile godzin czasem trzeba spędzić w oczekiwaniu na ten jeden jedyny, niepowtarzalny moment. Szelest migawki. To się chyba nazywa pasja.

Wszystkie zdjęcia Lokator ostentacyjnie przespał. Nie chciałam pozwolić by zabrał sobie do domu małego Rembrandcika to On teraz chromoli. Odbił sobie potem przy spaghetti. Nie było chyba Synu w pizzerii gościa, któryby nie słyszał Twojego gruchania, pisków i radosnych okrzyków. Czasem się zastanawiam czy tylko mnie to nie przeszkadza. Na szczęście zastanowienie trwa krótko. Częściej się po prostu odśmiecham. I odkrywam w sobie zaskakująco duże pokłady cierpliwości. Jak usłyszę tykanie, to będzie znak, że się skończyły 😉

_______________________________

Na drugim piętrze w Yours przy warszawskich fotkach każdy może zostawić jakąś pamiątkę…


Fot. Aga Lubliniana

5 uwag do wpisu “Byliśmy tu i tam

  1. Igorowe body wrzuciłam do prania, jeszcze tylko uprasuję i podrzucę Ci do dom..

    w sobotę mam szkółkę, ale po powrocie pewnie będę robiła zakupki, rozmawiałyśmy o tym, gdybyś czegoś potrzebowała, to jestem do dyspozycji…potwierdzę to jeszcze w piątek via telefon:)

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Bornagainst Anuluj pisanie odpowiedzi