Infant, wino i filmy, których nie było

Od wczoraj mówię do Młodego ‚ty infancie’. Wszystko przez nasz z Altuchą niecny i podstępny plan. Niecny i podstępny plan zakłada, że przybędziemy do niej z Lokatorem w okolicach kwietniowo-majowych. Przybędziemy na skrzydłach. Nie naszych oczywiście, gdyż nawet przy okazji najszczerszych chęci nie zdołamy ich sobie wyhodować, lecz samolotu. W tym miejscu pragnę wyrazić głęboką nadzieję, że nikt nas nie zestrzeli, nie wybuchniemy żadną bombą i na pokładzie nie będzie szaleńców ani recydywistów rodem z filmu Con-Air. Mamy dolecieć do Szwica cali, zdrowi i w dwóch kawałkach. Infant i ja. Właśnie, infant. Młody okazał się w świetle światowej nomenklatury być infantem (infant leci za trzynaście zeta, więc opłaca się być infantem) zatem wczoraj przy obiedzie zagadnęłam Go czule przedstawiając pokrótce zarys niecnego i podstępnego planu:

– Co powiesz mamie na taką podróż drogi Infancie?

Infant spojrzał na mnie bacznie, uniósł brew, pogmerał rękami przy zębach, nadął się ździebko i odburknął lekko z miną światowca:

– Ee.

Tylko mi machnięcia ręką brakowało. Nic nie robi na nim wrażenia. Chyba, że jest to herbatnik. Wtedy to całkiem inna historia. Normalnie nic tylko podróżować z Infantem i cieszyć się, że w samolocie spędzimy tylko dwie godziny.

W tym miejscu pragnę nadmienić, iż cieszę się ogromnie oczywiście ale jestem kompletnie zielona w kwestii przygotowań. Znaczy mam paszport i nic poza tym. A zdaje się muszę wyrobić takiż dokument dla Młodzieńca, wykupić jakieś podróżne ubezpieczenie, pomyśleć jak się spakować i czy wózek da się zaliczyć do bagażu podręcznego. Nic nie wiem. Po prostu nic. Zieloność w ciapki. No i oczywiście nie wiem czy czasem nie boję się latać. Nigdy dotąd nie próbowałam niczego poza spadaniem z drzewa. A to akurat dość średnio mi się podobało.

Potem przyszła Hal – u której wymieniają rurki, więc woda odeszła chwilowo w zapomnienie – i właśnie miałyśmy oddać się bez reszty szczeremu zamiarowi obejrzenia osiemnastu filmów na dvd dogadując przy okazji wściekle co przystojniejszym i zgrabniejszym postaciom ale zwizytował nas kolega Maciek (gospodarz sprzed kilku notek), który przyjechał po obiecane mu postlokatorskie ciuszki co by się inny dzieć też w nich po podłogach mógł tarzać i kurze spod szaf wycierać. Miał wpaść na chwilkę i wypaść ale nawiązała się rozmowa o tematyce rozległej i wielowątkowej, zatem kolega Maciek z Halutą poszli po wino i ptasie mleczko, które to dobra skończyliśmy konsumować w okolicach pierwszej. Nie wiem jak kolega Maciek, który musiał jeszcze dojechać do domu, ale my jesteśmy dziś padnięte. Może dlatego, że Infant od wczesnych godzin porannych (choć dla mnie czwarta.czydzieści to jednak jeszcze noc) wykazywał tak znaczną aktywność, że nie dało sie tego zignorować. Nawet przykrywając się bardzo szczelnie poduszką. Całe szczęście, że pacyfikacja trwała krótko i po godzinie znów chrapałam. Na godzinę.

Teraz podpieram powieki ołówkiem ale i tak było fajnie. Mimo tych osiemnastu filmów w kolejce. Poza tym znalazłam Mikołaja do naszej żłobkowej imprezy dla innych infantów czym bohatersko zrzuciłam kamień z serca żłobkowej Pani Kierownicy (prawie słyszałam głuchy łoskot). Więc tym bardziej udanym był wczorajszy wieczór. Kolega Maciek wraz ze swoim radiowym głosem zgodził się ochoczo odegrać swoje ‚hoł, hoł, hoł’ w czynie społecznym i wcale wymaga jakiejś szczególnej charakteryzacji bo nawet ma swój prywatny mikołajowy strój. Tylko trzeba będzie go trochę pogrubasić. Ale zawsze to łatwiej pogrubasić niż później pocienkować.

Idę podłączyć się do cysterny z kawą.
Miłego.

5 uwag do wpisu “Infant, wino i filmy, których nie było

  1. kajam się kajam i o wybaczenie proszę ale po pierwsze wziął nas z zaskoczenia, po drugie było wściekle późno a po trzecie planowane są powtórki – wtedy to już obowiązkowo z Papierową w charakterze herszta winno-ptasiej bandy 🙂

    Polubienie

  2. infant nie dosc, ze leci w te i wewte za 13 zeta to ma jeszcze 10 kg bagazu i wolno mu zabrac plyny w podrecznym… ech dobrze byc infantem :-)))

    Polubienie

  3. z wózkiem jeżeli masz taką potrzebę podjeżdżasz pod samo wejście do samolota, wyjmujesz Infanta a wózek oddajesz stewardessie, która po wylądowaniu oddaje Ci go przy wyjściu cobyś nie musiała Dziecka dźwigać. W kulturalnych liniach matki z dzieckiem wchodzą do samolotu przed innymi pasażerami. nie wychodzą takoż bo inni pasażerowie bywają mniej kulturalni niż linie;) a wszystkie takie szczegóły Ci zapewne opowie jakaś miła Pani przez telefon. W każdym razie samolotem z dzieckiem łatwiej niż miejskim autobusem 🙂

    Polubienie

  4. yyyy tokaj był dobry, a śpię jak jakie bydle, bo mnie infant zbudził dopiero ok 6 30 rozkosznym ‚eeee’w tonacji pytającej i cmokaniem. Po otwarciu oczu ujrzałam siedzącego tuż na wysokości mej głowy dziecia, który z szerokim uśmiechem wręczył mi maleńką, białą skarpetę, świeżo ściągniętą z własnej, osobistej stópki. Za takie powitanie wybaczyłam mu tę 6 30. 🙂

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do haluta Anuluj pisanie odpowiedzi