Standardowo nie lubię poniedziałków

Film był świetny. Tyle powiem. Mogłam się oczywiście z tym liczyć idąc na czeską komedię ale gdy zobaczyłam, że w Wybiórczej dostał ledwie trzy gwiazdki mignęło mi lekko przed oczyma, że może nie będzie tak fajny jak się nastawiam, że będzie. Był. Po raz kolejny okazuje sie, że lepiej wychodzę gdy ufam własnemu nosowi niż gwiazdkom Wielkich Filmowych Krytykantów. Dwa razy prawie im uległam i prawie nie poszłam i dwa razy byłabym zła. Też prawie. Pierwszy raz był przy ‚Obłędzie’. Drugi teraz, przy ‚Mężczyźnie idealnym’. Ominęłoby mnie coś, co obejrzeć warto.

Dialog przy okazji:

– Zobacz, oryginalny tytuł to ‚Roman pro zena’.
– No… w bardzo dowolnym tłumaczeniu wyszło mi, że Giertych tylko w Czechach mógłby być mężczyzną.

Ale to już byłoby zbyt daleko idące semantyczne nadużycie.

————————————–

W weekend przyjemnie odpoczęłam. Oprawa ta sama co w zeszłym tygodniu + dwa. Bo była i Haluta, i Maciek gospodarz, i Goga ale po pierwsze był też Don Kamillo, syn Gogi a po drugie jej przyjaciółka Papierówka. Obie z Hal zgodnie stwierdziłyśmy w tym samym momencie późno w noc sobotnią a głuchą, że Papierówa jest w dechę babka. Konkretna, z właściwym dystansem, niby twarda a mimo to ciepła i miękka – jak ciasto z kruszonką, no i robi pyszne wafle z nadzieniem ze skondensowanego mleka. Bardzo się cieszymy, że udało się w końcu ją poznać. Bo Gogę w podobny sposób obgadałyśmy już wcześniej, więc teraz się nie liczy. Generalnie strasznie sympatycznych ludzi zna ta Gogenzola. Chyba przyciąga. I Młody się cieszył, i my obie, i gospodarz wyglądał na kontentego. Dziękować nie będę bo musiałabym zahaczyć o matkę Whitney Houston. Było po prostu miło. Ponadto nauczyłam się robić frencz_manikjur a to ciekawe bo nigdy nawet sobie szponów nie umalowałam niczym prócz farby olejnej przy okazji malowania parkanu. Omyłkowo. No dobra, z tym frenczem to tak na duży wyrost, że się nauczyłam ale obiecuję popracować nad techniką. Hmmm. Zabrzmiało jak u seksuologa.

————————————–

Czasami żałuję, że jestem sama. Że nie mogę żartobliwie sobie pomarudzić na jakąś swoją połówkę. Albo choćby ćwiartkę. Że nie spaceruję po parku w towarzystwie innym niż cztery kółka z zawartością. Bądź nie wysyłam na spacer podczas gdy sama mogłabym zrobić pięćset innych, równie potrzebnych albo tych całkiem nieistotnych rzeczy. Albo gdy oglądam w telewizji film i komentuję go w przestrzeń, bez szczególnej nadziei, że ta nagle odpowie, czy się odśmiechnie. Że mam same ciche dni. Że nie złoszczę się o brak esemesa. I nie mam czego zachować w archiwum telefonu. Albo gdy idę kupić kolejną tonę dóbr w supermarkecie i muszę ją wtaszczyć na to moje pierwsze piętro samodzielnie. Podobnie jak wózek, Lokatora, śmieci. Kilka razy dziennie. Że gdy źle się czuję nikt nie zastąpi mnie na etacie matka x 2. Że nie pamiętam kiedy ostatnio miałam czas tylko dla siebie. I gdy strasznie bym chciała jeździć na rowerze i nawet mam na czym i gdzie, albo pójść na aerobik, o czym skrycie marzę od dłuższego czasu… ale zwyczajnie nie mam z kim zostawić Syna. Niby dwa razy w tygodniu wieczorem, na godzinę, ale na stałe. Kino raz w miesiącu to przecież cały skoplikowany system organizacyjny. Co do reszty to już dawno wiem, że mogę chodzić tylko tam, gdzie da się zabrać mój uroczy, gaworząco-gęgający nadbagaż. Niestety sporo rzeczy odpada. Prozaicznie. Ale to duży problem. Chyba nawet większy od samotności i zaniku wielkoformatowych wyznań. Przyzwyczaiłam się. Braki mam bardziej namacalne. Nawet łóżka nie rozkładam. Akurat się mieszczę.

————————————–

Rano w pracy odpaliłam gadulca. Wszędzie opisy. Już wiem, że dla Basi noc była za krótka, Łukasz ciężko pracuje, Wojtek pozwala się namierzyć bez GPS-a, Piotr wyznaje nową filozofię życiową, Aga najchętniej polatałaby nad miastem na miotle, Żorżyka niemiłosiermie wkurzają skrzynkowe ulotki, Agata traci czas, Panna napisała nową notkę na swoim blogu, Aśka non stop słucha Rammstein, Żyrafa się rozeszła i płacze, Bob się zaręczyła i jest szczęśliwa, Wiktor spotkał zjawiskową blondynkę albo ufarbował się na wściekle samobójczą platynę, Magda znów siedzi sama w firmie i dłubie w zestawieniach, Kasia zastanawia się nad upływającym czasem ale z drugiej strony cieszy ją popularność, Karol zapomniał telefonu, Gruszka siedzi na obczyźnie i tęskni, Ania lubi wszystko zrobić sama, Monika kupiła sobie płaszcz, Ewa je na obiad tagliatelle ze szpinakiem, Ziuta marzy o dzikim seksie gdzieś na końcu świata a Tomek już czeka na kolejny weekend.

Wszystko już wiem. Nawet nie muszę do nikogo pisać.

11 uwag do wpisu “Standardowo nie lubię poniedziałków

  1. hmmmm,
    no i co ja poradzę,że lubię Rammsteina…
    przetrwałam dwa tygodnie w Anglii z konieczności otoczona trance i techno,
    zaraz odpalę coś na odtrutkę:)))

    Polubienie

  2. cieszy, żem coraz mniej zależna od cudzej forsy. nawet jeśli to nie do końca i mocno na wyrost.

    a jutro zobaczysz znowu. nogi mam już na 30 cm, wchodzą mi w de.

    z dziś:
    „proszę pani, szukam takiej książki, niestety nie pamiętam autora ani tytułu, ale na okładce był taki kwiatek…”

    a to chyba na botanice proszem paniom.

    Polubienie

  3. a ja ggadulcowo jestem „niewysłowiona”, jak ta Geppert, co to śpiewa, że „wysłowić można w ludzkiej mowie” wszystko, prócz miłości…

    i wiesz – gdybym mogła złożyć moje wielkie łóżko, chyba byłoby mi łatwiej. Bo ta zimna pustka przenika nocą przez skórę. i ochładza sny…

    ściskam Cię, Baju.

    Polubienie

  4. heemmm…

    Wiesz, czasami też mam wrażenie, że niewiele więcej, nad to, co mam jestem w stanie wygospodarować. A nie mam ani chopa ani dziecia.

    Łączę się w… czymtam bądź 😉

    Polubienie

  5. Punkt patrzenia zależy od miejsca zwisu. Czy jakoś tak. Mieć to jeszcze nie wszystko, ważna jakość.
    Jak to mówią starzy górale: wsżedzie dobrze gdzie nas nie ma. Wiem coś o tym.
    Pozdrowionka

    Polubienie

Dodaj komentarz