Stopniowanie przymiotników

moje uczucie do ciebie
jest jak miska
pełna haczyków na ryby
nie da się wyjąć jednego
bo inne się czepiają
dlatego ich nie dotykam

Pokój Marvina

U nas w domu nie praktykowano mówienia sobie o uczuciach. Ba, wszelkie rozmowy o emocjach ucinane były zanim zdążyło wybrzmieć pierwsze słowo sugerujące ten trudny temat. Wszystko obracano w żart albo zastawiano się brakiem czasu. Celowo używam formy bezosobowej. Bo gdybym napisała ‚nie mówiliśmy sobie kocham’, skłamałabym. Bo mówiłam. A gdybym użyła sformułowania ‚nie odpowiadali’, też minęłabym się z prawdą, bo okazywać znaczy przecież więcej niż mówić. Można mówić ‚cenię, szanuję’ a po roku jak cenienie i szanowanie przejdzie, zakurzy się pozwalać sobie na mieszanie z błotem. Okazuje się bez słów. Ale ważniej. I mocniej. Tyle, że pewnych rzeczy nigdy się nie dotykało.

Czułam wiele, nie powiem, zawsze bywało huśtawkowo, raz lepiej, raz gorzej ale ostatecznie i tak wszyscy kończyliśmy w tym samym punkcie. Jakby cztery pary stóp stanęły na mecie równocześnie. Taka magia, że cokolwiek by się nie stało, człowiek czuł się kochany. Mimo wszystko. Co by nie przeskrobał, drzwi zawsze zostawały otwarte. Butną i bujną młodość spędziłam jednak w przekonaniu, że nikt mnie nie kocha, nie lubi i w ogóle ‚jestem odpadem atomowym’. Czort jeden wie ile głupich rzeczy zrobiłam i powiedziałam zanim dorosłam do tego, o co mi szło od samego początku. O mówienie, rozmawianie, komunikowanie się.

Bo do dialogu dojrzeć musieliśmy wszyscy. Do tego, że nie wystarczy okazywać, że potrzebne są też słowa. Pewne sprawy muszą wybrzmieć. Mieć tembr głosu, barwę i znaczenie głosek. Dopiero wtedy stają się realne. Dopiero wówczas można w nie uwierzyć. Zadziało się między nami od tamtej pory wiele. Przewroty o 360 stopni i przepoczwarzania się z nieznajomych sobie właściwie osób w rodzinę. Długo to wszystko trwało i bywało bolesne ale ostatecznie stanęliśmy na tej linii jednocześnie. Cztery pary nóg.

Łatwiej mi przychodzi uśmiechnąć się do Zdzicha przez światłowód albo przytulić Mamuta, wciąż lekko zagubionego w tym wszystkim. Choć nadal esemes od Siostrzycy, która pierwszy raz w życiu ‚kocha mnie i jest ze mnie dumna’ budzi więcej zdumienia niż ewentualna wygrana w totka, w którego przecież nie gram. Ale i więcej radości. Strasznie się cieszę, że nam się udało, choć tyle wody musiało upłynąć i tyle nieszczęść się wydarzyć byśmy się odnaleźli. Na to, by pewne słowa brzmiały w nas naturalnie i tak też były przyjmowane, przyjdzie nam pewnie jeszcze trochę popracować. Ale mam poczucie sukcesu. Pamiętam osiemnaste urodziny i mój pierwszy tort ze świeczkami. Tego dnia oczywiście standardowo pokłóciłam się o coś z rodzicami a na Siostrzycę obraziłam śmiertelnie. Z wzajemnością. Zdmuchując płomyki pomyślałam raczej z rezygnacją niż z wiarą, że chciałabym byśmy przestali być sobie obcymi ludźmi pod wspólnym tylko dachem. Chyba się udało.

Igora staram się wychować inaczej. Nie chciałabym powielić czegoś, o czym wiem, że nie jest najlepsze i bardzo się na tym skupiam. Bo mi zależy. I na Nim i na sobie. Jeszcze się skupiam ale wierzę, że wkrótce będę mogła przestać. Że to będzie naturalne. Jakbym w życiu nie robiła niczego innego. Często Mu mówię, że Go kocham, jaki jest wspaniały, jak bardzo cieszę się ze wszystkich małych-wielkich osiągnięć i kim dla mnie jest. I okazuję Mu wszystko. Nawet jeśli nie wszystko jeszcze rozumie. Bo w miłości musi być miejsce i na gniew i na radość. W przeciwnym wypadku wszystko będzie udawane. Jak sztuczny miód.

Dotykam wszystkich uczuć. Nazywam je, określam, odczuwam. Wyjmuję i podnoszę do ust. Nawet jeśli inne się czepiają.

4 uwagi do wpisu “Stopniowanie przymiotników

  1. Przeczytalam z lza w oku. U mnie tez nikt nie rozmawial o uczuciach, w ogole, zadko kiedy ktokolwiek rozmawial. I ani ”oni” do mnie, ani ja do nich…I do tej pory nikt nie dojrzal do dialogu. Mnie boli to o dziwo coraz bardziej, choc tyle czasu juz minelo, a ”niektorzy” staja sie coraz bardziej zatwardziali… I mysle, ze juz nic sie nie zmieni, ani nie wyprostuje:/
    pozdrawiam

    Polubienie

  2. u mnie w domu tez nie naduzywalo sie slowa kocham. Raczej wazniejsze byly czyny, drobne gesty i usmiechy.
    Gdy będę mieć swoją rodzinę, będę chciała to zmienić 🙂

    Polubienie

  3. Własnie uświadomiłas mi jak boje sie zmian w relacjach z rodizną jak to niby wszystko w porzadku jest a mimo to odczuwa sie, ze z rodzina dobrze wychodzi sie tylko na zdjeciu. Taki paradoks chce zmian, boje sie ich, bopje sie tych łez, ze wtedy nic mi juz nie zostanie… ale czasami trzeba sie zebrac na odwage, a po tem wytrwac w postanowieniu, choc to ciezsze od chwilowej odwagi…

    Polubienie

  4. Ja tylko chciałabym powiedzieć, że niedopowiedziane, przemilczane i stłumione bardziej szkodzi niż wykrzyczane i powiedziane wprost.
    Rodzina powinna mówić sobie wszystko, bo w końcu od tego jest rodziną. Kto nie będzie kochał bardziej, jak rodzina?! A jednak, troche nam jeszcze brakuje do ideałów…
    Przeżywam podobną historię. Współczuję. To tylko tyle ode mnie…

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do szaszek Anuluj pisanie odpowiedzi