Dziś na dworze jest tak pięknie, że normalnie tylko wyjść i się potarzać w jakichś chaszczach. A już najlepiej grupowo. Jakby cała jesień miała być taka to ja bardzo serdecznie poproszę nawet z dokładką. Dawno dawno temu kiedy jeszcze byłam małym chłopcem i świecąc żółtymi rajstopami biegałam po przedszkolnym korytarzu, straszliwie nienawidziłam leżakowania. Teraz marzę skrycie, że pewnego dnia wszystkie marszałki wraz z laskami zatwierdzą odgórne rozporządzenie o obowiązkowym leżakowaniu w każdym miejscu pracy. Dajmy na to o godzinie 13.
Generalnie lubię jak świeci słońce. Ma się wtedy we krwi taki poziom endorfin, że ustawowo nakazane powinno być wówczas honorowe krwiodawstwo. Może nie uzdrowiłoby to nikogo jakoś szczególnie bardziej ale na pewno mniej pacjentów wychodziłoby ze szpitali z depresją. Albo wolniej oswajaliby nową. Chwilowo jednak jeszcze czas długi honorowym krwiodawcą nie będę, więc na tym lubieniu słońca pozwolę sobie pozostać.
Oczywiście jest cała masa przypadków, w których lubię gdy za oknem plumka mi o parapet deszcz (na przykład dół gigant z przyległościami wręcz wymaga empatii ze strony aury żeby mój weltszmerc lepiej korespondował z burością nieba) ale dziś jestem heliocentryczna. Chyba, że mi się odmieni. W końcu trzynasty. Jak mi się odmieni to będę zgrzytać i brąchać, że świeci to słońce i że po co bo przecież nie jest znowu aż tak cudownie by trzeba było od razu dodatkowe oświetlenie uruchamiać. I że wręcz parszywie jest. Zwłaszcza miejscami.
Ale tymczasem brąchanie odkładam na jakiś późniejszy spadek formy z niekorzystnym biometem w tle i cieszę się ze słońca. I z ciepła. Bo ja straszny zmarzluch jestem i gdy nie ma słońca, to zaraz mi kończyny z zimna sztywnieją. Gdybym była facetem to mogłabym się nawet cieszyć czasami (o ile wszystkie końcówki sztywniałyby w tym samym stopniu) ale nie jestem. I cierpię srodze z gilem do pasa gdy jesień po okresie przejściowym tak zwanej rekrutacji, kiedy to jest piękna, złota i słoneczna, standardowo zamienia się jednak w polską, słotną, błotną i pochmurnie szarą. Pewnie w folderze reklamowym o tym nie wspominali. Albo było drobnym druczkiem. Dla amatorów lunet i mikroskopów.
A tak przy okazji to czy normalne jest, że jedną rękę mam zimną a drugą ciepłą? Bo ja nie wiem. Ale może to przez notoryczne trzymanie zimnego Schweppes’a wytrawnie grejpfrutowego w dłoni? Hmmm… To może być jakiś trop drogi Watsonie.
Młody w drodze do żłobka się cieszy. Podobnie jak w drodze do domu. I w domu. I rano i w południe i pod wieczór. I w ogóle On to generalnie się cieszy. Poza drobnymi wyjątkami, kiedy się wnerwia i strzela focha uskuteczniając Ryk Kontrolowany. Ryk Kontrolowany polega na tym, że rzuca się w nieokreśloną bliżej przestrzeń Okrzyk Ostrzegawczy i czeka na reakcję otoczenia, czyli mnie. Jeśli otoczenie, czyli ja, wykazuje się całkowitym brakiem reakcji, Okrzyk Ostrzegawczy przybiera na sile. Jeśli nadal nie przynosi to oczekiwanych rezultatów prócz siły Okrzyk Ostrzegawczy przybiera na częstotliwości. I tak w trybie niejednostajnie przyspieszonym dochodzimy do Ryku Właściwego. Do Ryku Właściwego otoczenie, czyli ja, stara się nie dopuszczać bo mogliby zareagować sąsiedzi a ptactwo okolicznego parku mogłoby odnieść trwały uszczerbek na zdrowiu z uwagi na przekroczenie dopuszczalnego poziomu decybeli. Ot uroki macierzyństwa.
Na stałe jednak Lokator ma przyklejonego do twarzy takiego banana, że nie spotkałam osoby, która na Jego widok nie odśmiechnęłaby się do nas. Nawet jeśli sama ma akurat własną kromkę chandry do przeżucia i średnie powody do się odśmiechania. To miłe. Myślę, że bez tego byłoby mi znacznie trudniej cieszyć się jesienią. Nawet jeśli to tylko rekrutacja.
Również byłabym za odgórnie nakazanym leżakowaniem (chociaż moja praca obecna pozwala mi akurat na leżakowanie w południe, więc nie powinnam narzekać…). A także – tak bardziej ekstremalnie – odgórny nakaz Snu Zimowego. Cała Polska zasypia, budzimy się wiosną. Nienawidzę zimna, nienawidzę…
Masz szczęście, że banan młodego cię rozgrzewa:)
PolubieniePolubienie
Ty, popatrz, a mój ostatnio też trenuje z zapałem okrzyki. Bo na spacerze nie idziemy do kaczek odpowiednio szybko, bo odchodzimy od kaczek, a on chce jeszcze popatrzeć, bo jedzenia jeszcze nie ma, bo siedzę przy komputerze, zamiast się z nim ganiać na czworakach, bo…
🙂
A kiedyś tylko leżał (i ryczał oczywiście, bo miał kolki)
Dużo słońca życzę, bo u mnie dzisiaj leje.
PolubieniePolubienie
chyba lepiej jedną ciepłą rękę mieć, drugą zimną:)) niż obie STÓPKI i OBA kolanka ZIMNE :)))
notorycznie:)))))
PolubieniePolubienie
ale optymistyczna notka, zupełnie pasuje do mojego samopoczucia.
chociaż mój Lokator tak często banana nie ma.
a jedną dłoń mam zimną od myszki.
PolubieniePolubienie
Heliocentryczna Bajko, tak miło Cię dziś czytać! Choć ja zasadniczo z tych, co kromkami chandry opychają się po dziurki w nosie, popijając tęgo z czary goryczy 😉
PolubieniePolubienie
A o jakiej rekrutacji piszesz? Czyżbyś coś kombinowała z pracą ?:)
PolubieniePolubienie
alriso – polska złota jesień jest taką rekrutacją… zachęca, uwodzi, miła jest oku i w ogóle… potem następuje prawdziwa 🙂
PolubieniePolubienie
właśnie mi uświadomiłaś, że wracałam z Urkainy 13! stojąc w korku w Krakowie, spozniłam się na ostatni dzienny pociąg, bagatelka o 5 min. Ale nie ma tego złego, przynajmniej dłuzej nacieszyłam sie towarzystwem dwu uroczych panów, zjadłam pyszną pizze na rynku (oj, chodziła za mna całe dwa tygodnie) i znow jechałam kuszetką…
chyba czas polubić 13-go 🙂
PolubieniePolubienie