Obsceniczne wizje z masłem w tle

Dobra. Poddaję się. Nie dam rady. Prędzej wyskrobię z moich osobistych klepek podłogowych las niż cokolwiek znajdę w tym mieszkaniu. Zwłaszcza teraz gdy zdołałam już upodobnić je (bez zbędnych starań nawet) do hinduskiego bazaru -dużo wszystkiego i nigdy nie wiadomo na co trafi Twoja ręka.

W kącie wala się sterta ubrań wymieszana z lokatorskimi zabawkami w sposób sugerujący na bliższą zażyłość. Dwa kolejne kąty są bezpieczne, gdyż w żaden sposób nie da się ich zagracić – stoją w nich meble co znacznie hamuje inwencję twórczą autora w kwestii rozrzucania odzienia, przyborów toaletowych i innych utensyliów. W ostatnim dostępnym kącie znajduje się łóżeczko, które Ludzki wypełnia notorycznie przemycanymi w tajemniczych okolicznościach kuchennymi sprzętami wagi piórkowej i lekkiej oraz w godzinach nocnych sobą. Przynajmniej teoretycznie.

W praktyce wygląda to tak, że Młody się – kurdupel jeden – wycwanił i w okolicach trzeciej wydaje z siebie okrzyk ostrzegawczy. Okrzyk ostrzegawczy charakteryzuje się tym, że wydaje się go jeszcze z zamroczonymi snem oczami i obowiązkowo stojąc rozchwianie ogólne maskując przytrzymywaniem się szczebelków ale na tyle donośnie, by śpiący nieopodal Mamut (czyli ja) zerwał się z okrzykiem: pożar/ratunku/bierz mnie, gryź mnie i demoluj (opcjonalnie) a następnie ocknąwszy się z maligny, dla świętego spokoju zabrał do swojego łóżka.

Wtedy można Mamutowi spokojnie i z czystym sumieniem gruchać i świergolić do ucha o setkach ‚bab’ w różnych tonacjach i na rozmaitych częstotliwościach i Mamut nie ma wyjścia… musi nas słuchać. Ale nic to, przecież jeszcze zdążymy się wyspać. Bo jak się już nagadamy, nauśmiechamy i nafikamy koziołków, to zmęczeni padniemy snem sprawiedliwego. Wtedy Mamut (czyli ja) ma już tak wrednie przytomny wzrok, że doskonale widzi upływające na cyferblacie minuty snu, który właśnie mija mu bezpowrotnie. A gdy już te minuty widzi to się stresuje, że musi szybko zasnąć, bo wtedy istnieje jeszcze taka posybilitacja, że może jeszcze zdąży się wyspać. Stres generuje wścieka, wściek wkurwa wielopoziomowego i jest Meksyk ogólny z mistrzem w tańczeniu lambady i brzdąkaniu na ukulele.

Wtedy już tylko czeka się do rana umilając sobie te całe oceany tykających sekund książką, opracowywaniem planu zdobycia Mount Everestu korespondencyjnie i w dziesięciu ratach, bądź też snuciem morderczych wizji ze smacznie chrapiącym przy uchu Dzieciem w roli głównej. Na ogół jednak kończy się na przygnębiającej wędrówce do lodówki, odnalezieniem w niej masła (czasem też samotnego ogórka) i próbach wyobrażenia sobie, że chleb, który właśnie konsumujemy wcale nie jest taki sędziwy jak nam się zdawało.

Czasem jednak opuszczają nas wszelkie racjonalne pomysły i przypominamy sobie nagle, że gdzieś tu mamy schowane coś i to coś już dawno obiecywaliśmy sobie znaleźć. Nie ma wówczas bata, żebym zaczęła myśleć o czymś innym i zignorowała ten nurtujący problem natury logistycznej. Bo to coś na pewno nie jest w stanie wytrzymać ani chwili dłużej w miejscu, w którym aktualnie przebywa. Zemrze, sczeźnie i rozdziobią go kanarki Sąsiadki Z Góry. Do usmarkanej piątej będę udawać, że drzemię przewracając się z boku na bok na tyle na ile pozwala mi obecność Lokatora w mojej osobistej pościeli, a potem wstanę i klnąc na czym świat stoi zacznę ryć niczym glebogryzarka. Przekopię się przez pokój, zahaczę o kuchnię, łazienkę, zajrzę do schowka na odkurzacz i do szafy szumnie zwanej garderobą. A wszystko po to by finalnie załamać nawet ręce i obligatoryjnie stwierdzić, że se ne da. Pach pach.

Bo to już mam w genach po moim prywatnym Mamucie, że jak coś gdzieś wtrynię to w dobre miejsce. Dobre miejsce zaś charakteryzuje się tym, że jest tak super_hiper_mega_giga dobre, iż nikt nie jest w stanie go określić. Choćby w przybliżeniu. Nikt, nigdy i pod żadną współrzędną nie wpadłby bowiem na genialny w swej prostocie pomysł umieszczenia czegoś co będzie chciał znaleźć tam, gdzie w życiu nie przyszłoby mu do głowy nawet szukać. Ale to się z reguły dopiero okazuje grubo post factum i w najmniej oczekiwanym momencie.

Za Chiny Ludowe i wczasy w cukierni nie znajdę więc tego czegoś. Chyba, że wcześniej trafi mnie szlag nagły a celny i wraz z ciosem w potylicę przyniesie mi osobisty zestaw młodego radiologa z okularami wyposażonymi w fale mego ulubionego profesora Roentgena.

Miłego dnia

10 uwag do wpisu “Obsceniczne wizje z masłem w tle

  1. polecam posrednictwo sw. Antoniego, patrona rzeczy zagubionych. Zaklecie brzmi: „Swiety Antoni Padewski, nasz patronie niebieski, niech sie swieci chwała Twoja, niech sie znajdzie zguba moja”. Działa bez pudła :))

    Polubienie

  2. …na sen to podobno najlepsze letnie mleko, albo masturbacja. A stary chleb opiekać, nawet tygodniowy dobrze wchodzi jako tost. Buziaki w niedospaną łepetynę…

    Polubienie

  3. to ‚Dobre Miejsce’ to u mnie poległo. Rzucam wsio na wierz, coby było widac. Chyba se zrobię napisy i poprzyklejam do szuflad, przegródek itp
    :0

    Polubienie

  4. To pod pewnym wzgledem jestes jak mo ojciec, jak on cos schowa to nikt nie znajdzie, nawet on… wiec nei jesteś odosobniona na świecie 😀
    P.S.: Ja też to zaczynam u siebie to dostrzegac

    Polubienie

  5. Ja mam tylko nadzieję, że ten śpiwór to mi bez zawartości przyślesz. Wiesz, TEJ zawartości co wydaje okrzyki po nocach 😉
    Chociaż właściwie to ostatnio nie sypiam, więc….;-)

    Polubienie

  6. Z tego co pamiętam to PP nie jest specjalnie wrażliwa, no chyba że się rolmopsy w pękniętym słoju śle (pani Poczta mówiła na ten temat dużo i głównie po łacinie a Pan Od Rolmopsów robił się coraz mniejszy i mniejszy :-)))

    Polubienie

  7. Małgośka – nawet w całym moim pogmatwanym umyśle nie znalazłabym miejsca dla wysłania pocztą rolmopsów… ukłony dla tego pana ;)))

    Strega – ;)))

    Polubienie

Dodaj komentarz