Wczoraj w domu Siostrzycy palił się dach. Dwunastopiętrowiec. Strażacy gasili pożar przez trzy godziny. Na szczęście nikomu nic sie nie stało ale zniszczenia są. I stres. Wszyscy przecież wybiegli tak jak stali. Z dziewczynkami pojechała do teściowej, bo najbliżej. Dziś bała się wejść zobaczyć mieszkanie. Od góry do siódmego piętra mokro i smród gaśniczej piany. Oni na szóstym. Fart? Oby. Póki co wszystko wygląda normalnie.
Ogień zaprószyli robotnicy lutujący na dachu jakieś metalowe elementy. Mieli tylko coś naprawić.
Nawet nie chce sobie wyobrazac, co przezyli uciekajac z domu. A ludzka glupota i nieostroznosc nie zna granic. Moze panowie z dachu rownie czesto odwiedzaja kiosk z piwem, jak panowie z budowy zza mojego okna
PolubieniePolubienie
Dobrze,że nikomu nic się nie stało. A tym pożal się Boże fachowcom od naprawy sama bym przylutowała – co za brak wyobraźni i odpowiedzialności!
PolubieniePolubienie