Właśnie mi się śnisz…

Przez sześć lat z kawałkiem mijamy się i obchodzimy dookoła. Dotykamy się palcami wyciągniętych rąk badając czy nie posuwamy się czasem za daleko. Czy aby na pewno to w dalszym ciągu tylko przyjaźń. Czy możliwa jest jeszcze powtórka z tego losu co niby ślepy ale nie głupi. Bo przecież już kiedyś prawie nam się udało… Raz jedno raz znów drugie chce coś zmienić w tym układzie sześcianów i graniastosłupów. Ale nigdy nie wracamy w te same miejsca, w te same dotyki i nikt słów już tych samych nie wkłada nam w usta. Przez sześć lat z kawałkiem byliśmy sobie najważniejsi. Nie zmieniły tego kilometry czy zdarzeń koleje, związki i rozwiązki miłosne, wzajemne urazy i miesiące milczenia. Wciąż wracamy do siebie i odnajdujemy te same zmarszczki czasu, kosmyki włosów, uśmiechy. Udajemy. Ja nadal udaję, że spałam gdy kiedyś głaskałeś mnie po szyi, ramieniu, dłoni. Że ten masaż nie zrobił na mnie wrażenia a gęsia skórka na plecach to efekt chłodu. Ty nadal udajesz, że nigdy żadnych uczuć nie było. Poza tymi politycznie poprawnymi, obranymi z porywów i lejców co dawno zerwane. A jeśli nawet były to dawno przykrył je kurz i zmęczenie. Choć nadal wierzę, że na końcu świata za siedem przemian znalazłbyś mnie po pieprzykach. Wytrzymaliśmy wszystkie moje dramaty nasercowe, obopólne depresje i Twoje przeprowadzki, opiliśmy niejednego drania i jedne studia, wokół zmieniało się wszystko, w nas tylko kolejne miesiące i repertuar filmowych wieczorów z makaronem i winem. Od czasu do czasu zdarza nam się zapomnieć. Mówimy sobie wtedy słowa wyrwane z naszych prywatnych kontekstów i łudzimy się, że nie zorientujemy się jak bardzo nam siebie brak. Że ja nie wspominam niespodzianek, gdy po pracy wsiadałam w pociąg tylko po to by po siedmiu godzinach wysłać Ci spod okna ‚puk, puk’, godzin odsypianych nad ranem gdzieś pod kocem przez pracą, zachwytów nad wschodem słońca na peronie, małych-wielkich radości. Że Ty nie myślisz o mnie cieplej niż o niżu nad Grenlandią. Że nie było Ci przykro wiedzieć o wszystkim styczniowym i powtarzać, że wszystko będzie dobrze. Że każde z nas nie patrzy co rano na drugą szczoteczkę do zębów co tkwi w naszym prywatnym kubku bezczynnie jak wygasły wulkan. Nigdy później nie wracamy do tego co w przypływie słabości z nas wypłynęło. Jakby tego wcale nie było. Zazwyczaj jesteśmy mili i rzeczowi, ciepło wypełnia nam dłonie i całujemy się grzecznie w policzek na ‚do widzenia’ a przytulamy od wielkiego dzwonu. Pamiętamy o urodzinach, imieninach i świętach. A co roku w czerwcu z rozrzewnieniem wspominamy naszą pierwszą rozmowę. Tylko w źrenicach widać o wiele więcej niż chcielibyśmy pokazać. Oboje dobrze wiemy, że gdzieś tuż pod skórą iskrzy i pulsuje wszystko to co przez te lata zostało niewypowiedziane. To wszystko co sprawia, że wciąż te same szczoteczki tkwią w tych samych kubkach. Co rano uśmiecham się do Twojej. Co jakiś czas przychodzisz po pracy by zobaczyć jak rośnie Igor i co nowego potrafi tym razem. Zmęczony. Ale zawsze lubisz się z Nim pouśmiechać. Za kilka dni pewnie znów przyjdziesz. Zrobię Ci herbatę. Bez cukru. Jak lubisz. I podam talerz zupy ‚z górką’. Jak lubię ja. Potem wykąpiemy Młodego, nakarmimy a gdy już uśnie powiemy sobie ‚na razie’ i oddzielimy nasze światy drzwiami. Do któregoś z następnych wieczorów. I nie wspomnę jak bardzo bym chciała żebyś został i po kąpieli rozczesał mi włosy. Wczoraj w nocy wysłałam Ci esemesa. Właśnie mi się śnisz… Choć i tak wiedziałam, że nie odpiszesz.

Tak. Lubimy się

8 uwag do wpisu “Właśnie mi się śnisz…

  1. …i nikt tu nie wytłumaczy, że (esemesowe) milczeniejest zlotem…
    poza tym brak mi słów
    to jedna z notek, która chyba nie potrzebujesz naszych komentarzy

    Polubienie

  2. Bajko i za to dziekuje, bo wiem co czujesz i…podziwiam Cie, ze Ty mozesz tak jakos w trojke a ja ledwie moge we dwoje.

    Taka noc i takie zawsze nieodpisywane smsy.
    Bo ja tez wiem, ze cisza bedzie i jakos tak…jak nikt nie rozumie.

    Lubimy sie.

    Polubienie

Dodaj komentarz