Moja Warszawa

Deszczowe poranki sprawiają, że miasto wygląda jak zapyziałe. Ale w taki uroczy sposób. Jak dama przyłapana w łóżku na rozgłośnym ziewaniu. Jak ukochana osoba, z którą po raz pierwszy spędziliśmy noc. I jesteśmy tak już blisko, że bliżej być się nie da a jednocześnie zbyt daleko jeszcze by nie krępował nas poranek. Pierwszy wspólny poranek. Intymny jak spojrzenie okuliście prosto w głębię źrenicy. Zawstydzone uśmiechy tramwajów skrępowanych, że dziś tak w nich pusto. Mocniej nasuwana na niebo kołdra stalowych chmur. Zamglone drapacze o trzydziestu piętrach tkwiące jeszcze iglicami w swoich snach o władzy i potędze. Kałuże chowające oczy w kolejnych kroplach deszczu. W zadumie marszczące czoło na wietrze.

Uwielbiam długie weekendy w Warszawie. Ludzie pojechali do swoich domów. Tych prawdziwych. Wszystko cudownie pustoszeje a mnie przypomina się kadr z dawnego filmu o opuszczonym mieście. Filmu, którego tytułu nigdy nie byłam w stanie sobie przypomnieć, a w poszukiwaniu którego przeglądam witryny kiosków z kolorowymi okładkami pełnymi kiczowato przerobionych w photoshopie pań i krzykliwych czcionek. Wiem, że gdy go zobaczę, będę wiedziała, że to ten. Obawiam się tylko, że żaden z redaktorów naczelnych tych pism może nie pokusić się o ten tytuł.

Stoję więc nad kałużą, napawam się tym spokojem i pustką wokół a odbicie w lustrze wody macha mi na ‚do widzenia’. Światło zielone. Można przejść. Choć i tak można było bo ruch na ulicy żaden. Myślałby kto, że to centrum. Śródmieście. A po południu wrócę na tę Zdzichową ukochaną Wolę. Tam nie zmienia się nic. Może dlatego, że wszyscy swoi. Życiowi weterani z Żytniej pamiętają jeszcze jak to miasto dopiero rosło. A teraz takie dumne, metal i szkło, wyścig szczurów, młodość, twarde łokcie i Pan Kanapka w wielkim biurowcu. Za trzy pięćdziesiąt.

Myślę sobie…

Jak bardzo trzeba kogoś kochać, by przenieść się dla niego z ukochanego domu, podwórka, życia na przedmieścia i utyskując odkąd pamiętam, całe czas być dumnym z tego, że jest się swoim, z Warszawy, nie takim na chwilę, za pracą czy z braku innego pomysłu. Dumnym parszywie bo niewdzięcznie. Bo wszędzie Warszawiakami pomiatają. Wszędzie. Nawet tu.

Jak bardzo są niezmienne pewne miejsca w tym nieustannie przeobrażającym się mieście, gdzie niemal stuletnie oficyny ustępują pod naporem kolumn i szeregów pudełek z balkonami, z podziemnymi garażami, z trawnikami rozwijanymi z rolki, z zakazami psów i psów wyprowadzań, które odgrodzą się sztachetami, murami, ochroniarzami w uniformach… tworząc getta. Na tych samych współrzędnych.

Jak wcześnie musiał wstać ten ktoś, dzięki komu mogę zjeść rano świeży chleb. I jak puste ulice widział jadąc do pracy nocnym autobusem. Grubo jeszcze przed świtem. I daleko po północy.

Jak dawno nie byłam na moich Polach Mokotowskich. Na Barskiej. Przy fontannie na Nowym Mieście czekając na film w kinie Wars. Na Agrykoli. W Cafe Manekin na czwartym piętrze. W bibliotece. U siebie.

… i uśmiecham się do kawy.

8 uwag do wpisu “Moja Warszawa

  1. Zaparkowalam. obok. podobny punkt widzenia. Iluzjon. Malinova. i kiedys lodziarnia na nowym świecie z polewami z prawdziwych owoców. powiśle. i małe uliczki przy rozpadających się domach na grochowie…pzdr

    Polubienie

  2. Dziękuję Ci za ten wpis 🙂 weszłam tu z jakiegoś linka, i z ciekawości rzeczytałam notkę. Naprawdę, dziekuję Ci za nią 🙂 pięknie opisałaś to co i ja czuję do tego miasta, tego w którym się urodziłam i kocham – i tego które dla wielu jest „chłopcem do bicia” i jakimś dziwnym tworem bez duszy. Dla mnie, ono tętni życiem, i to nie życiem tych ludzi którzy po nim chodzą, ale wszystkim co w tym mieście miało miejsce, kocham te niezliczone ilości zakamarków, które z wiekiem odkrywałam i zachowywałam w pamięci jako te do odwiedzenia raz jeszcze. Kocham to miejsce, moje miejsce na Ziemi, i ciężko mi zrozumieć że ktoś może nie widzieć w nim tego co ja 🙂 że może tego nie dostrzegać. Ale tak to już jest z tymi miejscami 🙂

    Polubienie

  3. Niestety z Karkowa niewiele osób wyjeżdża na długi łikend. Wprost przeciwnie. Pozdrawiam ze świeżonabytym kompleksem galicyjskim:-)

    Polubienie

  4. a wiesz, uchwyciłaś to coś, przed czym zdarzyło mi się skutecznie wzbronić.
    widać nie pragnęłam, nie kochałam zbyt mocno…

    btw. napisz trochę więcej o filmie, bo mi się ćwiek w mózg wbija;)

    Polubienie

  5. Wars jeszcze działa? Zaglądałam niedawno z rynku. Że zamknięte zakluczone na głucho, na cimno-wygaszono, że straszno straszno.
    .
    Ze szkolnych czasów – maleńka lodziarnia u Włocha na Hożej między Marszałkowską a Skorupki. Obecnie jedyne już chyba w mieście kręcone naprawdę naprawdę lody. A nie z proszku. Tylko odmalowane na wariata. A akwarelki Wenecji, które od tyci tyci pamiętam, wiszą za ladą i za panią, co gałki nakłada.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Luana.blog.pl Anuluj pisanie odpowiedzi