Sto metrów do jeziora Wigry, świeżutka sieja w barze o dwa rzuty beretem stąd, zachody słońca nie do opisania, łabędzie, pusty dom i Młody śpiący do dziewiątej. Czegóż chcieć więcej? W zasadzie teraz jest idealnie. Ale było trudno. Jak chyba zawsze z początku. Najpierw ciężko było wyjechać bo z Halką zapakowałyśmy pół miasta i wujek Pablos obawiał się czy w ogóle damy radę ruszyć z miejsca. Ale na szczęście wujek się nie zna i mogłam nawet dopakować rondel. Ruszyliśmy… i utknęliśmy w korku. Norma. Ciągle zapominam, że to jednak Warszawa i mieszkając tam trzeba się uzbroić w cierpliwość oraz dodatkowe dwie godziny na uliczne kontemplacje. Lokator w trasie był tak grzeczny, że co chwilę łypałam niespokojnie w lewo czy aby czasem nie ogryza pasów. Albo czy sobie nie poszedł. Ale nie – twardy był. Na miejscu okazało się, że mamy z Halą do dyspozycji stary dom. Pusty do dwudziestego. Zachwyciłyśmy się od razu. Pokoje, po których można się ganiać, bo wszystkie połączone drzwiami, olbrzymi kaflowy piec, skrzypiące historią podłogi, przytulna kuchnia i nawet mikroskopijna łazienka z wanną w wersji mini i ukośnym sufitem. Wszystko bardzo skromne ale super. Napaliłyśmy się jak szczerbaty na suchary i rozpakowałyśmy ochoczo. Młody piał z zachwytu, widok z okna wprost na jezioro zachwycał a kuchnia zachęcała by posiedzieć sobie weń z kubkiem gorącej herbaty. Problemy zaczęły się pod wieczór. Porywisty wiatr niósł z Wigier lodowate podmuchy, nieszczelne okna i ściany grały nam kołysanki, z dywanu i pogłogi to wznosiła się to opadała meksykańska fala a przeciąg trzaskał drzwiami. W dodatku drzwi wejściowe nie zamykają się inaczej niż na haczyk a w szparze pod nimi dowolnie mogą wędrować okoliczne żyjątka. A tych ci u nas dostatek. W wannie pająki wielkości znacznie powyżej średniej krajowej, w kredensie Koło Mrówek Wiejskich robi sobie wieczorki zapoznawcze w cukiernicy a po podłodze bez żenady popylają sobie nic sobie najwyraźniej nie robiąc z naszego zdumienia całkiem dorodne nornice. Nawet miejscowy kot dał sobie spokój. Nie dziwię się. W końcu może mieć dość i umierać z przeżarcia. W nocy było zimno jak piorun ale zakopałam się z Dzieciem w pościeli i daliśmy radę, mrówki wytłukłyśmy zakupionym ‚mrówkofonem’ a mysz złapała ostatni kęs w pułapce. Więcej niespodzianek nie było. I dobrze, bo jeszcze chwila a mogłabym się założyć, że domek stoi na jakimś starym, przeklętym cmentarzu i o północy zaatakują nas ludzie-ogórki wyłażący z piwnicy a ze strychu poza gołebimi kupami i stadem szpargałów spadnie na nas klątwa i blacha falista utnie nam głowy. Rano wszystko wyglądało już inaczej. Słońce na pomoście i moczenie nóg w jeziorze wynagrodziło nam wszystkie niedogodności. Byczymy się koncertowo, śpimy bezwstydnie długo, uśmiechamy do Młodego, który jest w trakcie witania dwóch górnych jedynek i w związku z tym klawiaturę to wietrzy to zapycha kukurydzianym chrupkiem, pałaszujemy tubylcze specjały i nałogowo gramy w scrable.
Jest idealnie.
jest tak goraco ze przed chwila,po wpisaniu hasla, wpisanie komentarza przekroczylo juz moje mozliwosci intelektualne…:)
PolubieniePolubienie
Wigry, jezioro Okragłe, Białe i Muliczne, Zatoka Słupiańska, binduga, Gawrych Ruda, wyspa Krowa, sucharki porozrzucane w dziewiczym lesie i żeremie bobrowe.. nawracajace co rusz wspomnienia rozkosznego świata. Zawistny się chyba zrobiłem, że Ty to teraz po prostu masz, a ja nie.
PolubieniePolubienie
i nawet dostęp do netu tam masz wśród tych mrówek, pająków i nornic?? to całkiem nieźle… 😉
PolubieniePolubienie
ludzie – ogórki małosolne na ten przykład 😉
bybym chętny!
a wieczorek zapoznawczy mrówek brzmi mi znajomo 😉
jejj ale ja bym tak chciał, jakieś znośnych rozmiarów kubatury mieszkalne i okoliczności przyrody i inne takie skrable.
PolubieniePolubienie
:)))
PolubieniePolubienie
A ja mam zalew w Kryspinowie;))))
PolubieniePolubienie
Gratuluje wypoczynku, miejsca, klimatu… mój urlop legł w gruzach i jedyne co moge zrobić to wytarzać sie w piaskownicy z Zubłem. ;(
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
igudt:)
myślę, że Bajka dodaje notki zdalnie. bo idealnie = bez netu, nie ma lekko:)
a tak w ogóle – to się strasznie cieszę, że tak fajnie jest. „fajnie” – jak z dziecięctwa wypowiedziane. w tym słowie jest wszystko. niestety jak dla mnie nie mieszczą się w nim te monstrualne pająki. jeszcze napisz że nad wanną wisi ogromny brojler i grozi spadnięciem na łeb. mmm.
PolubieniePolubienie
Lenn… ja bym Cię bardzo chciała oszczędzić i udaje mi się, wielokrotnie udaje mi się ugryźć w język, z szacunku dla autorki i Twojego dla niej oddania. Ale nad łóżkiem brojler? Oskubany chociaż?
PolubieniePolubienie