Bombek z uwagi na zagrożenie terrorystyczne nie umieszczę, ale oto zestaw min.
Niekoniecznie przeciwpiechotnych













Bombek z uwagi na zagrożenie terrorystyczne nie umieszczę, ale oto zestaw min.
Niekoniecznie przeciwpiechotnych













Autobusy i tramwaje to prawdziwe wyzwanie dla dziecięcych wózków z zawartością. A ściślej rzecz ujmując dla ich kierowców. Najczęściej mam. Tatusiom jak sądzę jest w tej kwesti niepomiernie łatwiej. Niestety tatusiów takich nie widzę zbyt często. Męczą się mamuty ewentualnie babcie. A mówi się, że słaba płeć… Środki komunikacji miejskiej bowiem – nawet te niskopodłogowe – bardzo często są nieosiągalne dla pojedynczego osobnika rodzaju żeńskiego obarczonego na dodatek solidnym czterokołowcem z Lokatorem czy Obywatelką na pokładzie. Te tradycyjne są za wysokie i obdarzone schodami, te nieco bardziej nowoczesne wybitnie mądrzy kierowcy zatrzymują tak daleko od przystankowego krawężnika, że musiałabym użyć odrzutowca by dosięgnąć wózkiem podłogi pojazdu. Chcąc nie chcąc trzeba posiłkować się życzliwością i uczynnością współoddychaczy czyli prosić o pomoc. Bywa to śmieszne. Czasem jakby mniej. A czasem wcale. Zwłaszcza zimą. Bo czasem panowie na prośby reagują i pomagają a czasem wolą udawać rzadką przypadłość krocza rozsiadając się tylko szerzej na miejscu oznaczonym piktogramem z krzyżykiem albo bąkają od niechcenia, że ‚im dźwigać nie kazano’. Urocze doprawdy. Aż chodzę i podśpiewuję sobie słynny szlagier pani Rinn Danuty o ptactwie łownym i poszukiwaniu straconego czasu. Całkiem jak u Marcysia Prousta. Dżentelmeni są wśród nas. Tylko dobrze się maskują. Tak, tak panowie. Wstyd jak diabli. Pozwalać dźwigać samotnej wiotkiej kobiecie wypatrując dziurę w przeciwległej szybie. Na szczęście samotne wiotkie kobiety mają czasem odrobinę sprytu. Potrafią bezbronnie mrugać rzęs wachlarzem i usteczka robić w ciup z miną Marysi – Sierotki Po Stalinie. Albo potrafią zawstydzać przy ludziach. Sama nie wiem co gorsze. Ja zwracam się do delikwenta bezpośrednio a jak odmawia współpracy to zostawiam mu słowo na niedzielę na pamiątkę. Może pomoże. Na pewno mi ulży. Tymczasem najlepiej działa powoływanie się na kobietkę będącą pod wrażeniem ogólnego umięśnienia potencjalnego pomocnika. Ale i tak co się namęczyć trzeba to moje. Gdyby chodziło o gruntowny remont mieszkania albo chociaż pranie ręczne to rozumiem ale pomoc przy wniesieniu wózka? Ech. Szkoda gadać. Jak to się mówi w reklamie – palantunio. Ja wiem jedno. Pierwszym czego nauczę Igora w kategorii współistnienia społecznego będzie pomaganie innym. Sprawa druga to podawanie ręki kobiecie wysiadającej z autobusu czy tramwaju. Chcę, żeby to potrafił. I żeby to było naturalne. Warto podtrzymywać takie cechy osobnicze ginącego niestety gatunku. Nic mnie tak nie ujmowało u mężczyzn niż naturalna, niewymuszona szarmanckość. I to jest właśnie bardzo męskie. Nie zaś poza ‚niezależnego’ cherlaka co zastawia się równouprawnieniem ze strachu, że mu żyłka pierdząca pęknie. Pora stać się mężczyzną. A nie tylko grać i to w dodatku fałszywie. I to by było na tyle jeśli chodzi o karierę Supermena w Polsce 😉
Pees: Młodemu odpadł pępek. Znaczy kikut. Wreszcie! Lepiej późno niż później.
CZWARTEK
Nie spałam całą noc. Jutro szczepienie. Ale nie dlatego nie spałam. Po prostu Młody strasznie się awanturuje po nocach. Jak zwykle zresztą. Czyżby to było rodzinne? Eee, niemożliwe. Ja w porównaniu z Nim byłam fenomenalnie wręcz grzeczna. Hmm. W sumie to w porównaniu z Nim nawej Dżingis Han był fenomenalnie grzeczny. Uroczy bobas z tego mojego syna. Jak śpi. Czasami. W dzień. Najchętniej (i chyba tylko) na spacerze. No i w samochodzie. Aż żałuję, że żadnego nie posiadam. Wtedy wszystko byłoby prostsze. Mała rundka po osiedlu przed snem i w kimono. Póki co to Grzdyl w jednym takim kimonie czasem występuje. I notorycznie obdarza je płynami ustrojowymi różnego autoramentu. Obawiam się, że w ten sposób manifestuje swoją niechęć do kraju kwitnącej wiśni. A Lokatorowi to wszystko i tak w stosownym czasie wypomnę. Tylko poczekam aż jakąś pannę do domu przyprowadzi. Zemszczę się i pokażę wtedy wszystkie kompromitujące zdjęcia. Zwłaszcza te kąpielowe 😉
PIĄTEK
Dziś też nie mogłam spać. Nastał ten dzień. Szczepienie. Brrr. Na samą myśl przechodzą mnie ciarki. Pewnie i tak bym nie spała bo to trochę mało prawdopodobne z alarmem lokatorskim na pokładzie ale tak to mam dwa powody na bezsenność. Co najmniej. Zresztą co za słowo – bezsenność. Też mi coś. Myślę, że osobiście mogłabym usnąć w każdej pozycji i okolicznościach, nawet w luku bagażowym Boeinga i to do góry nogami. Od północy Młody był jak zwykle bardzo rozmowny. Nocny tryb życia najwyraźniej mu służy. Nic nie przeczuwał i całkiem ładnie się uśmiechał. Zazwyczaj reaguję na te jego miny jak każda baba na widok nieziemskiego przystojniaka – miękną mi kolana i wpatruję się w niego maślanym wzrokiem. Ale dziś czułam się jak Judasz. W końcu przecież wiem czym to pachnie. Do przychodni szłam okrężną drogą. Ale i tak trzeba było kiedyś do niej dotrzeć. Obywatel – zadziwiająco wręcz spokojny – w mig zyskał grono wielbicielek w różnym wieku i jestem pewna, że jeszcze trochę a założyłyby jego fanklub. Po zważeniu i zmierzeniu dostojnego Ciała Obywatelskiego okazało się, że dźwigam już całe pięć kilogramów. Klocek. I ma też dwa centymetry do przodu. Kilku dekagramów Bączysław pozbył się od ręki bo standardowo i z wrodzonym wdziękiem nawalił w pieluchę. Ale potem nadrobił. W międzyczasie musiałam na moment rozstać się z tym rozbrajającym synowskim uśmiechem i pognać do przychodnianej apteki wykupić szczepionki i recepty zlecone przez Panią (tym razem) Pediatrę. Oczywiście w narodzie nie ma już zwyczaju przepuszczania w kolejce matek z dziećmi. Bardzo małymi dziećmi, które czekają na szczepienie. Ale cóż. Widać teraz naród przyślepy i przygłuchy bo te kilka osób przede mną nawet nie odpowiedziało. Przy okazji po raz kolejny ucieszyłam się, że noszę okulary. Przy okienku bowiem dostałabym niechybnie wytrzeszczu z przemieszczeniem. Taaak… Lżejsza o 250 złotych polskich ruszyłam w bój. To znaczy ruszyliśmy. Na stanowisku zabiegowym Młody nadal nie stracił fasonu. Uśmiechał się i czarował bezzębnymi dziąsłami Panią Położną Wielką Igłę. Nawet rozebrać pozwolił się bez protestu. A potem się zaczęło… Wielka Igła przystąpiła do działania i pękło niebo. Syn, zanim się rozdarł na całego, spojrzał na mnie. Mądrze. Najpierw ze zdziwieniem, potem z wyrzutem. A ja poczułam się jak świnia. I oboje wiemy, że tak trzeba i w ogóle a i tak bolało. Już teraz wiem czemu Mamut miał na moich szczepieniach takie mokre oczy.
Igor jest teraz bardzo marudny i właściwie płacze non stop ale wcale a wcale nie chce mi się spać. I nie jestem zła. Po prostu mi go szkoda bo bidula straszna ma udka spuchnięte jak rasowy brojler a dominującą miną jest podkówka. Ot, matką być. Ale obiecałam mu w nagrodę dłuuugi spacer po parku. Strzeżcie się kaczory!
Pytanie:
Czy można założyć spodnie tyłem na przód i zorientować się dopiero po kilku godzinach?
Odpowiedź:
Oczywiście…
A pani w sklepie miała nieziemską minę 😉
Mówcie mi Rambo