CZWARTEK
Nie spałam całą noc. Jutro szczepienie. Ale nie dlatego nie spałam. Po prostu Młody strasznie się awanturuje po nocach. Jak zwykle zresztą. Czyżby to było rodzinne? Eee, niemożliwe. Ja w porównaniu z Nim byłam fenomenalnie wręcz grzeczna. Hmm. W sumie to w porównaniu z Nim nawej Dżingis Han był fenomenalnie grzeczny. Uroczy bobas z tego mojego syna. Jak śpi. Czasami. W dzień. Najchętniej (i chyba tylko) na spacerze. No i w samochodzie. Aż żałuję, że żadnego nie posiadam. Wtedy wszystko byłoby prostsze. Mała rundka po osiedlu przed snem i w kimono. Póki co to Grzdyl w jednym takim kimonie czasem występuje. I notorycznie obdarza je płynami ustrojowymi różnego autoramentu. Obawiam się, że w ten sposób manifestuje swoją niechęć do kraju kwitnącej wiśni. A Lokatorowi to wszystko i tak w stosownym czasie wypomnę. Tylko poczekam aż jakąś pannę do domu przyprowadzi. Zemszczę się i pokażę wtedy wszystkie kompromitujące zdjęcia. Zwłaszcza te kąpielowe 😉
PIĄTEK
Dziś też nie mogłam spać. Nastał ten dzień. Szczepienie. Brrr. Na samą myśl przechodzą mnie ciarki. Pewnie i tak bym nie spała bo to trochę mało prawdopodobne z alarmem lokatorskim na pokładzie ale tak to mam dwa powody na bezsenność. Co najmniej. Zresztą co za słowo – bezsenność. Też mi coś. Myślę, że osobiście mogłabym usnąć w każdej pozycji i okolicznościach, nawet w luku bagażowym Boeinga i to do góry nogami. Od północy Młody był jak zwykle bardzo rozmowny. Nocny tryb życia najwyraźniej mu służy. Nic nie przeczuwał i całkiem ładnie się uśmiechał. Zazwyczaj reaguję na te jego miny jak każda baba na widok nieziemskiego przystojniaka – miękną mi kolana i wpatruję się w niego maślanym wzrokiem. Ale dziś czułam się jak Judasz. W końcu przecież wiem czym to pachnie. Do przychodni szłam okrężną drogą. Ale i tak trzeba było kiedyś do niej dotrzeć. Obywatel – zadziwiająco wręcz spokojny – w mig zyskał grono wielbicielek w różnym wieku i jestem pewna, że jeszcze trochę a założyłyby jego fanklub. Po zważeniu i zmierzeniu dostojnego Ciała Obywatelskiego okazało się, że dźwigam już całe pięć kilogramów. Klocek. I ma też dwa centymetry do przodu. Kilku dekagramów Bączysław pozbył się od ręki bo standardowo i z wrodzonym wdziękiem nawalił w pieluchę. Ale potem nadrobił. W międzyczasie musiałam na moment rozstać się z tym rozbrajającym synowskim uśmiechem i pognać do przychodnianej apteki wykupić szczepionki i recepty zlecone przez Panią (tym razem) Pediatrę. Oczywiście w narodzie nie ma już zwyczaju przepuszczania w kolejce matek z dziećmi. Bardzo małymi dziećmi, które czekają na szczepienie. Ale cóż. Widać teraz naród przyślepy i przygłuchy bo te kilka osób przede mną nawet nie odpowiedziało. Przy okazji po raz kolejny ucieszyłam się, że noszę okulary. Przy okienku bowiem dostałabym niechybnie wytrzeszczu z przemieszczeniem. Taaak… Lżejsza o 250 złotych polskich ruszyłam w bój. To znaczy ruszyliśmy. Na stanowisku zabiegowym Młody nadal nie stracił fasonu. Uśmiechał się i czarował bezzębnymi dziąsłami Panią Położną Wielką Igłę. Nawet rozebrać pozwolił się bez protestu. A potem się zaczęło… Wielka Igła przystąpiła do działania i pękło niebo. Syn, zanim się rozdarł na całego, spojrzał na mnie. Mądrze. Najpierw ze zdziwieniem, potem z wyrzutem. A ja poczułam się jak świnia. I oboje wiemy, że tak trzeba i w ogóle a i tak bolało. Już teraz wiem czemu Mamut miał na moich szczepieniach takie mokre oczy.
Igor jest teraz bardzo marudny i właściwie płacze non stop ale wcale a wcale nie chce mi się spać. I nie jestem zła. Po prostu mi go szkoda bo bidula straszna ma udka spuchnięte jak rasowy brojler a dominującą miną jest podkówka. Ot, matką być. Ale obiecałam mu w nagrodę dłuuugi spacer po parku. Strzeżcie się kaczory!
moc serdeczności i dużo siły Bajeczko zycze !!!
Trzymaj sie cieplutko i tak dzielnie jak do tej pory !!!
:*
PolubieniePolubienie