Kryzys… czytany z zaangażowaniem od końca wzmacnia mięśnie twarzy

Kryzys mam. Na szczęście nie wróżę mu zbyt długiego życia. Przynajmniej w tym odcinku. Ale póki co atakuje. Cyklicznie po weekendach. Bo póki praca, trybiki codziennej maszynerii, zajęcia rozmaite, bezmyślność machinalna – jest w porządku. Tak staram się myśleć. Gorzej, gdy zostaję sama. Nagle okazuje się, że nie ma biura i sterty papierzysk do przysypania niechcianych refleksji, znajomych standardowo gdzieś wcięło, telefon milczy jak zaklęty. Pewnie przez wiosnę. Za ładnie jest na myślenie o innych. Albo za brzydko. Ostatnio pada deszcz.

Zachłystuję się słowami R. Dobrze, że jest. Dobrze, że są. Pomagają. Tylko muszę je sobie częściej przypominać. Zapiszę sobie na maleńkiej karteczce i będę nosić w kieszeni. Jak znów przyjdzie kryzys to wyciągnę ją jak tarczę i pokażę mu gest powitania kibiców wrogich drużyn piłkarskich. Zobaczymy czy podziała.

Kryzys pierwszy przychodzi nocami. Mówi mi o atmosferze w pracy, którą można kroić nożem i to tępym; szefie, z którym usiłuję się umówić na rozmowę od dłuższego czasu ale i tak nie wiem co dokładnie poza faktem dla mnie od pewnego czasu oczywistym mogłabym mu powiedzieć; braku powietrza w pokoju i zacinających się windach.

Kryzys drugi woli te godziny nad ranem, kiedy to już prawie łudzimy się, że sen przyjdzie lada chwila i zdołamy pospać jeszcze troszkę zanim budzik zaśpiewa znienawidzoną melodię. Ten przypomina o braku własnego kąta, choćby na to by w spokoju pochlipać, gdy już nie mam siły się uśmiechać 24 godziny na dobę; dziwnych spojrzeniach na moje dłonie, których niedługo mogę się spodziewać w tramwajach i miesięcznych dodatkach dla samotnych matek w wysokości zawrotnych 17 złotych z groszami.

Kryzys trzeci siedzi we mnie. Nie potrafię go nawet nazwać. Nie przychodzi – jest. Nie odchodzi – zasypia. W środę terapeuta powie mi o pisaniu, że pomoże, o uśmiechach, że uwierzę i o ludziach, że się znajdą. I o technikach autoterapii. Nic nowego. Znam to na wyrywki po latach nauki i studiów. Pokiwam głową ze zrozumieniem i pozwolę odfajkować się w notesie jako kolejny sukces. W końcu o 20 każdemu należy się odpoczynek. Zwłaszcza od pracy.

Potem znów zacznę się uśmiechać. Postaram się nie myśleć usilnie o konflikcie serologicznym, co to ponoć problem tworzy dopiero przy drugiej ciąży, a nieprawda. Ani o tym, że nie mam bladego pojęcia jaki szpital wybrać i co zrobić, żeby on też wybrał mnie. Ani o tym, że rodzice mi nie powiedzą ani słowa, a ja i tak sama czuję co czuję. Ani o tym, że nie lubię czuć się tak parszywie i tych skrajności też mam dość. Zwłaszcza, że nie mam pomysłu jak to wszystko poukładać. A chyba najwyższa pora zacząć.

Kryzys ucichnie. Ja znów będę widzieć kolory, pisać o rzodkiewkach i ogórkach małosolnych. Znów super-mądrzy ludzie będą się mądrzyć, bo zapewne życie znają ode mnie lepiej i wszystko ich usprawiedliwia. Bo to wcale nie prawda, że każdy ma swoje życie i każdy ma inny sposób na nie i prawo do tego. A ja będę udawać, że to co mówią jest dla mnie absolutnie nowe i nie miałam o tym pojęcia. I że doceniam fakt, iż tak gorąco chcą mi pomóc. Potem wszyscy zasną w poczuciu dobrze wypełnionego obowiązku i będzie im zielono.

A ja przewrócę się na bok. Bo tylko tak mogę. Przeliczę w myślach kilometry, które muszę wydeptać na badania, przemilczę tomy, które chciałabym wypowiedzieć, gdybym potrafiła, przemyślę tych wszystkich, którym wystarczy sądzenie po pozorach, by powiedzieli, że mnie znają i mają do ocen… i pogłaszczę się po ramieniu. Bo lubię. W końcu każdy ma prawo do słabości. Sztuka polega na szybkim podnoszeniu się później do pionu. Zawsze mamy dla kogo być silnym. Trzeba tylko szerzej otworzyć oczy.

Rano roześmieję się wszystkiemu w nos i znów zacznę się uczyć nowej roli. W końcu całkiem pokaźny scenariusz mam do przyswojenia. Na razie otwieram drugi rozdział.

Dobranoc

Ps. Dziękuję Nielocie za przesyłkę. Bardzo. Najpierw się wzruszyłam jak mało kiedy. Potem zjadłam. Było pyszne. Po raz kolejny okazuje się, że obcy ludzie robią dla nas najwięcej… i to całkiem przypadkiem. Bo zawsze trafiają w dobre momenty.

14 uwag do wpisu “Kryzys… czytany z zaangażowaniem od końca wzmacnia mięśnie twarzy

  1. Baj, ja tu się mądralą nie będę robić, Ty wiesz, co chcę powiedzieć, nadal pamiętam i cała reszta też. Ściskam i pa!

    Polubienie

  2. to ja w takim razie nie będę się mądrzyć, tylko stuknę się z Tobą brzuszkiem. wierzę w Ciebie. To, co piszesz, jest jedną z rzeczy które pozwalają mi mieć nadzieję w ludzi. czekam na spotkanie, bo wiem, że to będą piękne chwile. zrobię dla Ciebie prezent, Ty mi kopsniesz rzodkiewkę, Kiszczak powie coś uroczo nietaktownego i będzie przez chwilkę jeszcze lepiej niż bywa.
    ten strach, co ostatnio w sobie odkryłam (może pochodna tego co czujesz), będzie towarzyszył mi już zawsze, i to też moje odkrycie.
    nie mądrzy się ten, dla kogo mają znaczenie Twoje słowa i komu wydaje się, że razem z Tobą zna pewne chwile.
    i nie myśl, że legnę z honorem, napisawszy powyższe.

    Polubienie

  3. Baju, jaśli ludzie z uporem dają rady jak idealnie ugotować marchewkę to napewno nie odpuszczą przy takim temacie jak cudze życie 🙂
    Trzeba to albo: przepuścić przez uszy, albo pokochać albo zabić Doradcę. Ostatniego nie radzę bo sie spocisz a zimny wiatr na dworze :-))))
    Poza tym buziale poniedziałakowe. Cmmmmok!
    ps.kółka na palcu nie nosiłam przez prawie całą ciążę bo mi paluchy puchły.

    Polubienie

  4. a ja poprostu myślę o tobie częściej niż przypuszczasz i cały czas trzymając za ciebie kciuki i staram się wybłagać dobre moce o jak najwięcej życzliwości dla ciebie. Na więcej nie wiem czy mogę sobie pozwolić.

    Polubienie

Dodaj komentarz