Eine kleine bitte doner salceson, durszlak und schnaps

Jak ja kocham promocje! Po prostu uwielbiam. Zwyczajowo łażę po mieście w poszukiwaniu jakiejś nowej obniżki ceny jaj i wypatruję 5-procentowego rabatu na męskie garnitury. Takie mam hobby. A co. Jedni zbierają znaczki, inni doprowadzają do histerii sąsiadów, jeszcze inni dłubią w nosie na czas i rzucają chomikami na odległość a ja? Ja szukam promocji. Choć naprawdę to z tymi mendami jest całkiem odwrotnie. Ich nie trzeba szukać. Same człowieka dopadają. I to w najbardziej z upierdliwych sposobów.

Idę do sklepu po pieczywo i mleko + ewentualnie jakiegoś pomidorka. Bardzo twardego rzecz jasna. Już na wejściu wita mnie nienaturalnie rozentuzjazmowana hostessa zachwalając boskie zalety nowego kreta do przepychania rur odpływowych w toaletach. Zastanawiam się co ona takiego brała, że z taką emfazą i bezgranicznym wręcz uwielbieniem gada o specyfiku do kibla, jakby to był co najmniej rozpływający się w ustach batonik… bombardujący mnie – wraz z nie mniej uradowaną hostessą naturalnie – pięć kroków dalej. Wysupłuję się z czekoladowych objęć i wpadam wprost na wózeczek z kolejną młodą ofiarą tzw. promocji, która niemalże się hiperwentyluje opowiadając mi na wdechu o nowym napoju gazowanym E-666. Na szczęście udaję obcokrajowca z poważną wadą wymowy i pozostawiam zbaraniałą blond-tleniony-wamp pastereczkę zbłąkanych zakupowiczów innym a sama cichcem podkradam się pod stoisko z pieczywem.

Już mam sięgnąć po bułeczkę i razowy chlebek gdy prawie o zawał przyprawia mnie okrzyk bojowy ‚najlepszych wędlin’, który windukował mi się w mózg za pomocą uroczej brunetki w przebraniu parówki. Wiadomo co robi Bajka gdy ktoś jej coś wrzaśnie do ucha na co akurat niekoniecznie ma nastrój i ochotę. Zwłaszcza o 7 rano! Panna Parówa zamiast kopa z miejsca w pulchny zad dostała jednak pierwszą i ostatnia szansę pod postacią ostrzegawczego spojrzenia w stylu ‚masz 3 sekundy, żeby sprawdzić czy cię nie ma na zapleczu… przepytam’. Minę musiałam mieć wybitnie mało zachęcającą do dalszych konwersacji, bo zrozumiała w mig i bąkając tylko pod nosem coś o ‚szynuni do chlebusia’ pomknęła w ochoczych wędliniarskich pląsach atakować przyczajonego wielbiciela bagietek.

Złapałam chleb i buł parę po czym zakradłam się nieomal czołgając pod ostrzałem szyldów z ‚super cenami’ i promocjami ‚tylko dzisiaj’ wiszącymi tam od ostatniego remontu sklepu w 2003. Mleka oczywiście nie mogłam wziąć sobie spokojnie z półki i włożyć do koszyka bo zaraz przyplątała się jakaś wytapetowana cizia z jogurtami przy wątłej piersi nagabując mnie na kupno najlepiej palety niemal przeterminowanych szczepów bakterii elcasei defenses. Prędzej wolałabym odgryźć sobie koło od roweru niż kupić cokolwiek od dziuni w błękitach ale powstrzymałam się od komentarzy, koniec języka z radą, żeby się raczej w szpachelkę do zeskrobywania podkładu wymieszanego z pudrem zaopatrzyła, przygryzłam i z uśmiechem jadowitej żmiji zaproponowałam, żeby sobie te jogurty wsadziła… do lodówki, bo się przedźwiga biedactwo jeszcze.

Potem już dzikim truchtem pognałam do kasy razygnując z pomidorka (jeszcze musiałabym kupić najpierw jakiś sad), ignorując ściereczki, płyny do szyb i samopiorące proszki, co to wystarczy koło nich postawić wytytłanego bachora, a one już same wypiorą, odwirują i uprasują w kancik. W kasie zostawiłam na szczęście tyle ile chciałam i bogatsza o porannego wkurwa podążyłam do pracy. Jedno jednak jest pewne. Na dziś mam dość kobiet. Zwłaszcza ugrzecznionych, przesadnie ucieszonych z racji trzymania w łapie nowego zmywaka do garów, wytapetowanych jak szalet miejski w Pucku i natarczywych jak mój budzik po wyjątkowo upojnej nocy spędzonej w objęciach nieziemsko przystojnego Morfeusza. Baby do garów! Albo do telenowel! A nie mnie tu nagabywać o wczesnych godzinach porannych.

Czasem to się tak zastanawiam, że w niektórych przypadkach kobiety to by się mogły pogryźć tak od razu na wstępie, bez tłumaczeń, ęą i szopek z przedstawianiem. Pewnie dlatego tak dużo się całują na przywitanie. W końcu kiedyś jednak musieliby mnie uśpić z okazji wścieklizny. Ale i tak miałabym pośmiertną satysfakcję z faktu, że ofiarę czeka cała bajecznie długa seria potwornie bolenych zastrzyków w brzuch. Zła Bajka, bardzo zła…

Miłego dnia ;))

25 uwag do wpisu “Eine kleine bitte doner salceson, durszlak und schnaps

  1. aaa – a akurat tego nie wiesz – właśnie bardzo często własnie Ci którzy mówią, że reklamy na nich nie działają są najbardziej na nie podatni 🙂 O tym czy reklamy działają czy nie dowodzą tylko badania 🙂

    Polubienie

  2. hal – ani tu ani tu 😉

    …. – a błąd – nie doceniasz mnie jak widze, wyniki badań też czytam – inna sprawa, że nie wszystkim wierzę. na mnie to działa wręcz odwrotnie. piorę w płatkach mydlanych 😉

    Polubienie

  3. Oj, widać, jak mały wypad do szklepa działa stresogennie, ale podziwiam, twój upór w nieulegniu reklamom i wszelkim chwytom marketingowym :]
    mam nadzieje, ze chociaż pieczywko smakowało i dobrze sie strawiło, bo stres źle działa na proces trawienia!! 😛

    Polubienie

  4. oj, zgadzam się.
    możę dlatego sama mam siebie czasem dosc…
    trzeba zorganizowac wycieczki dla blondynek na marsa. bezpowrotne.
    (uuups-sama jestem blondynką)

    Polubienie

  5. Baj – wstyd się przyznać, ale czas długi nie zaglądałam.. no i jak zajrzałam to .. stanęłam jak wryta GRATULEJSZYN!!!!!!
    Witaj w klubie i pozdrów Alinkę/Aliena od Ludka! Niech zdrowo się chowa w tych mokrych ciemnościach! Przytulam mocno – tak mocno na ile pozwala mój sterczący bebol 🙂

    Polubienie

  6. oo, ja to zawsze uwielbiam te poczęstunki promocyjne, jedno mnie jednak bardzo gryzie – od dłuższego czasu chodzę do markjetów w brudnych koszulach co to ich nie lubię i czekam aż podbiegnie do mnie jakaś miła pani i chluśnie mi jakimś atramentem. Ja bym wtedy krzyknął: Ojej to się nie spierze proszę pani, ta biel nie będzie już taka biała jak niegdyś, tym bardziej że moja koszula była czerwona pani moja droga! A Pani da mi szlafrok w prezencie, piffko jakieś na uspokojenie, zanurzy mi koszulkę w Czymś i to Coś przerobi moją obrzydliwą koszulę w Piękną Cudownie oczojebitnie białą koszulkę, której każdy mi będzie zazdrościł.

    Polubienie

  7. jak to nie zadziała? no jak to nie zadziała??? Na pewno zadziała – widziałem to na ekraniku – to zawsze działa, no chyba by mnie nie okłamkywali w telewizorni, nie? Niech tylko mnie znajdzie ta pani z atramentem a będę miał śliczną koszulę, zobaczysz.

    Polubienie

  8. hehehehe, panie promocje najbardziej stresują mi Ślubnego. z takim wizgiem spiernicza od nich z wózkiem że baby w popłochu wskakują na półki z majonezem (na ten przykład)

    Polubienie

  9. co tam promocje, ja najbardziej uwielbiam wyzywac sie na tych ulicznych wciskaczach ulotek. co rozsadniejsi wycofuja sie po ostrzegawczym spojrzeniu jednak dla tych mniej rozumnych mam przygotowane NI! o sile 120 decybeli. dziala. polecam wyprobowania na hostessach.

    Polubienie

  10. co prawda nieczesto bywam w marketach bo szkoda mi czasu na blakanie sie miedzy polkami, ale gdy jednak czasem, to nadziwic sie nie moge, skad oni biora takie piekne dziewczyny do hostessowania: mile, swieze, mlodziutkie, wdzieczne, otoczone wianuszkiem klientow gotowych sprobowac nawet probki mydla:) Slowo daje, ze nie widzialam, by kogos napadaly. Najczesciej to studentki, ktore w ten sposob moga sobie zarobic, wiec wyrozumialosci ciutek, bajus:-)

    Polubienie

  11. oj tak…ach te promocje. i misternie układane piramidy z puszek, które okazawszy sie być konstrukcją wybitnie niestabilną spadają Ci na łep…to jest to:) pozdrawiam

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s