Jak zwykle w poniedziałki czas płynie szybciej. Najpierw tak się tylko wydaje bo jeszcze mocno nieprzytomna jestem nie mogąc się wybudzić z weekendowania, a potem nagle okazuje się, że jak już się obudziłam i wdrożyłam ochoczo w pomnażanie naszego wspólnego wkładu pracowniczego w rozwój ukochanej firmy (tak tak to brzmi jak film s-f klasy B), to się nie wiedzieć czemu i kiedy i jakim kurde prawem nagle zrobiła jakaś wściekle późna godzina i trzeba zwłoki przetrasportować do jakiegoś miękkiego, przytulnego wyrka.
Co do miękkiego i przytulnego to generalnie rzecz biorąc mogłabym pewnie wcale nie wychodzić z niego rano, spędzać całe dnie na słodkim leniuchowaniu popijając kakao i poczytując książki z niedalekiej półeczki, a w przerwach słuchać muzyki i brak pachnące kąpiele wyżerając czekoladki z pudełka, co logicznie myśląc wpływałoby o wiele korzystniej na mój pielęgnowany czule tumiwisizm wsteczny niż nagłe uświadamianie sobie w miejscu pracy, która jest godzina i dziki pęd tramwajowo-autobusowy, by złapać trochę snu przed kolejnym dniem.
Myślę jednak, że po pierwsze primo nie mam takiego osła co by na mnie i na te fanaberie zarabiał, po drugie primo – wcale bym nie chciała by ktokolwiek poza mną na mnie zarabiał a osła pogoniłabym precz na salami, po trzecie primo ultimo – zanudziłabym się na śmierć i po tygodniu o ile sąsiedzi nie wyczuliby, że mi się jednak trochę perfuma sfermentowała, zeżarłby mnie jakiś owczarek alzacki, którego będąc w tym stanie umysłu ewentualnie mogłabym wówczas posiadać. To jest po prostu wykluczone. Myślę, że raczej mam niezłe zadatki na pracoholika niż rasowego lenia z rodowodem.
Tak czy inaczej wylazłam wczoraj z pracy wieczorem. Wylazłam i pognałam do autobusu. Autobus przyjechał jak zwykle spóźniony. Czasem to myślę, sobie, że my to z autobusem mamy taki niepisany układ – jak ja jestem o czasie to on się spóźnia a jak on jest o czasie to zreguły już tylko zdążę mu pomachać na ‚do widzenia’ w czerwone światełka. No ale z dwojga złego to wolę już trochę na niego poczekać niż machać mu na pożeganie. W autobusie było miło, przytulnie i ciepło. Była też para dyskutująca o czymś zaciekle aczkolwiek jednak jak na mój gust nieco jednostronnie:
Ona – Bo widzisz, jak Aśka powiedziała mu spier… to on sobie musiał pomyśleć, że mu przykro czy jak..
On – No
Ona – ..i pewnie dlatego jej wyjechał z tej piąchy..
On – No, pewnie tak
Ona – ..chociaż ja to nie jestem za biciem, powinno się rozmawiać..
On – Uhm
Ona – I dlatego lubię na przykład jak my rozmawiamy..
On – No
Ona – Bo ty byś mnie nigdy nie uderzył. Prawda?
On – Pewnie nie
Ona – Ale pewnie czy na pewno nie?
On – Nie wiem
Ona – Jak to nie wiesz?
On – No zwyczajnie
Ona – Ale powinieneś wiedzieć!
On – No
Ona – Co no?
On – No wiem
Ona – Ale co wiesz?
On – zrezygnowany – że bym cię nie uderzył
Ona – No, a widzisz właśnie Robert myślę uderzył Aśkę bo oni nie rozmawiali no i powiedziała mu spier… no to mu się przykro myślę zrobiło… powinni więcej rozmawiać…
Taak. Zdecydowanie. Ludzie powinni ze sobą rozmawiać.
Piękny dialog klasyczny. Nawet gdybyś nie określiła ról i tak byłoby wiadomo co mówi facet a co kobitka. 🙂
PolubieniePolubienie
prawda?
PolubieniePolubienie
no wlasnie…porozmawiaj z nia…. 🙂
PolubieniePolubienie
no i kto mówi, że rozmowy podsłuchane w autobusach nie są interesujące??? 😉
PolubieniePolubienie
ja tam nie wiem, a ktos tak twierdzil? to chyba ignorant jakowys 😉
PolubieniePolubienie
No.
PolubieniePolubienie
Aha…:-P
PolubieniePolubienie
rejs. 35 lat później.
PolubieniePolubienie