Dość mazania!
Nerki chore nadal ale pracować trzeba. Nie mogę sobie pozwolić na ból. Zaciskam zęby. Chorowanie w naszym pięknym kraju kosztuje masę pieniędzy i upokorzeń. Kasę bym przebolała… w końcu nie pierwszy raz wszystko idzie na badania i lekarstwa ale z tym drugim gorzej. Zbyt dumna jestem i harda jak mawia Zdzich. I on i ja wiemy, że ma rację… zna mnie prawie 26 lat. Jestem więc i pracuję. Jakby nie bolało nic. Jakbym miała siłę. Jakbym nie skupiała się na tym by jeszcze siedzieć…
Jeszcze trochę. Wytrzymam. Muszę… Umowa mi się kończy a do grudnia coraz bliżej. Co z tego, że w ciągu pięciu lat pracy byłam na zwolnieniu drugi raz… kilka dni… co z tego, że powinnam leżeć w szpitalu… co z tego, że mam 38 stopni już nawet w południe… nie tylko wieczorami… Co z tego, że lekarz orzekł zwolnienie do poniedziałku, kiedy to, po kolejnych badaniach, zdecyduje co ze mną dalej… Czif da mi wolny poniedziałek… żebym się mogła przekonać ile jeszcze boleć będzie… ile jeszcze leżeć plackiem powinnam…
Na przeciwbólowych nawet nieźle jadę jak dotychczas. Staram się nie poruszać o ile nie muszę… wtedy łatwiej wysiedzieć. A czemu ten pled ciepły na plecach? Czemu chodzę tak wolno? I czemu tak mi ciężko te papiery nie-cierpiące-zwłoki odnieść nie prosząc Basi o pomoc? Fak. Nikomu się tłumaczyć nie będę.
Robię swoje. Zawsze najlepiej jak potrafię. Zawsze tak żeby nie zawalić. Co z tego, że nie warto… że to wszystko jak krew w piach… Ja wiem, że warto. Bo sama sobie nie będę miała nic do zarzucenia. Ja wiem, że zdrowie najważniejsze… że trzeba wybierać… że… tylko co jeśli ma się wybór tylko między złym a gorszym? co jeśli wybór własnego zdrowia oznacza brak pracy? co jeśli jedno warunkuje drugie? błędne koło… a tona węgla na zimę (co starczy na dwa tygodnie w miarę ciepłych nocy) czy ciepła odzież na zimę (kurtka chociażby) – oto jest pytanie… Czasem chciałabym żeby wybory były prostsze a zapewnienie sobie choć namiastki zdrowia nieco mniej kosztowne, bo jak na razie ten cudowny dobrostan – gdy w każdej sekundzie bez tramalu lub bi-profenidu nie towarzyszy mi rwący ból – wydaje się szczytem nie do zdobycia…
Ale dam radę. Muszę przyznać, że nikt nie znalazłby do chorowania lepszego towarzystwa…
Za wszystkie ciepłe słowa, za podnoszące na duchu i sił dodające… gdy najtrudniej… myśli i uczucia, za esemesy kochane, telefony wzruszające i rozśmieszające, odwiedziny co się nierzadko w prawdziwe zloty przeradzały, łapek ściskania na dzień dobry i dobranoc, kciuki zaciśnięte do nieskończoności, za dowcipy i buziaki, za kwiatki co kwitną dla mnie i notki i komentarze i książki i komiksy i zdjęcia i szarlotkę… za wszystko… wszystkim… a najbardziej Hal… nie wyobrażam sobie lepszej opieki…
dziękuję
tacy ludzie to skarb
czasami czuję się najbogatsza w całym zakichanym ogromniastym Wszechświecie… dzięki Wam
Bajka i dwa nerkowce
w pled zawinięte
i uśmiech 🙂
mimo wszystko