Nie lubię chorować. Nosi mnie. Nic dziwnego zresztą. Zawsze należałam do osób ze świdrem w tyłku, które to nie potrafią usiedzieć na miejscu dłużej niż 15 minut. Fakt. Leżenie w łóżku to koszmar. Jak pracowałam po 16 godzin dziennie to marzylam o tym by się zakopać w pościeli i przespać pół roku ciągiem. Teraz, po kilku dniach obowiązkowego ‚placka’, mam dość. No ale nigdy nie mówiłam, że jestem normalna.
Przeciwnie. Gdyby w oparciu – wątłym z uwagi na niezbyt solidne gabaryty – o moją osobę ustalać jakiekolwiek normy, to społeczeństwo składałoby się z jednostek wysoce absurdalnie nastawionych do życia i świata – oględnie rzecz ujmując ‚se ne da – pach pach’. I niech tak zostanie. Ponoć w kwestii wszelakiego powalenia jestem niezrównana i mam na to świadków… bynajmniej nie Jehowy… ale też łypią na mnie dziwnie… ci moi świadkowie… nie ci od upierdliwstwa stosowanego.
Ale ale… bo ja nie o tym miałam.
Miałam o tym, że jak już tym plackiem w tej pościeli z tymi nerkowcami moimi niesubordynowanymi co mi się wzięły i zapaliły leżałam… to po pierwsze wyczytałam Halucie pół biblioteczki, stado Jaszczurkowych komiksów i rozparcelowałam jakieś durne krzyżówki z hasłami co mnie o dygot ogólny a rechotny przyprawiały a po drugie – o losie parszywy – przypomniałam sobie o tym pudle co to go telewizorem zwą. I przyznam szczerze, że za każdym razem jak drania pilotem potraktowałam na ‚on’ to utwierdzałam się w przekonaniu, że w sumie dobrze robię nie oglądając telewizji od kilku ładnych lat… dziesiątka się chyba zbliża o ile mnie pamięć nie myli… i zmieniałam na ‚off’.
Jasne, że nie da się tego uniknąć całkowicie. I zreszta nie ma po co. Bo bywa, że u kogoś odbiornik włączony a ja jakiejś uporczywej alergii nie posiadam. Ot tylko taki mój wybór całkowicie nieświadomy chyba zresztą. Po prostu nagle okazało się, że gdy jestem w domu (albo w innym jakimś miejscu) sama i nie ma nikogo komu pudło owo jest niezbędne… gra radio.
Nie tęskniłam nigdy. Na filmy wolę chodzić do kina. Niestety w myśl zasady ‚jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma’ z Halutą nierzadko okupowałyśmy i nadal okupujemy filmowe kanały, bo zwyczajnie nie mamy funduszy na to kino, do którego to by się chętnie podreptało. Ale większość tego co na małym ekranie się dzieje, to niestety chłam. Z roku na rok coraz gorszy. Z pełną premedytacją od paru lat twiedzę, że nie lubię telewizji. Nuda, papka, telenowele, audiotele, zakupy, teleturnieje dla debili… szit.
Leżąc w łóżku i chorując czasem pomyślimy ‚włączę… zobaczę’. I co? I gówno, że się tak ordynarnie wyrażę. Chłam, szajs i strata czasu. A filmy? Też jakieś takie kiepawe.
Szczytem finezji, która ubawiła mnie akurat setnie, była scena w ekranizacji kryminału niejakiej Mary Higgins Clark ‚Pusta kołyska’ (idiotyczna fabuła powiem szczerze choć pewnie niektórym się narażę). W prosektorium zakrywszy świeżo oblukiwanego trupa gustownym prześcieradełkiem pan (co to oblukiwał) pyta panią (która jako jednostka zainteresowana wszczętym śledztwem towarzyszyła mu przy owym oblukiwaniu i w głowie jej się zakręciło): – Zjemy kolację?
Specyficzny sposób na podryw… nie powiem 😉
Ja oglądam wiadomości. Na więcej nie mam przeważnie czasu. 😦
PolubieniePolubienie
A ja Bajki oglądam 😉
fajnie ze wrocilas!
PolubieniePolubienie
sie nie znasz! to bym podryw w podtekscie z „do smierci bedziemy razem”
hehehehehe ;))))
PolubieniePolubienie
naaa, czepiasz się, dziwnie byłoby dopiero, gdyby pytał o to trzymając mózg delikwenta na dłoni i łypiąc na niego łakomie
PolubieniePolubienie
alti – do śmierdzi? 😉
kal – na mózg czy na delikwenta?
PolubieniePolubienie
hmmm, no wiesz, to zależy na co nasz bohater ma większą chętkę – na spożycie panny od razu, tu i teraz, na stole przy nieboszczyku, czy może dopiero po kolacji przygotowanej z pysznego, skruszałego mózgu
PolubieniePolubienie
Tak trzymać! Od mniej więcej 3 miesięcy nie mam w domu TV i jeszcze ani razu nie zatęskniłam. Komp w zupełności zaspokaja moją potrzebę gapienia się w ekran 😉
PolubieniePolubienie