Fahrenheit 9/11

Byłam wczoraj w kinie. Chciałam obejrzeć ten dokument. Z całą świadomością tego, że ‚Zabawy z bronią’ mnie nie urzekły i nic odkrywczego nie ukazały. I muszę przyznać, że tym razem Moore spisał się doskonale. Trafił w sedno. I to z przytupem. Oczywiście tendencyjne to mocno i z góry podaje widzowi na talerzu wszelkie informacje potrzebne reżyserowi aby postawić Buszmałpę w jak najgorszym świetle ale akurat to nie przeszkadza mi zupełnie bo tak się przypadkiem składa, że w tej kwestii moja osobista opinia pokrywa się z tym ‚co autor miał na myśli’. Film jest po prostu dobry. Począwszy od świetnych, niekonwencjonalnych zdjęć, które nie ociekają krwią a przemoc, jeśli w nich występuje, jest uzasadniona; na dźwiękach – wręcz zabójczo trafnie uzupełniających wizję – skończywszy. Widzimy sceny z wyborów, w których tyle było sprzeczności i niesprawiedliwości, że ta wizja aż poraża. Taka to niby ta Hameryka demokratyczna. Szkoda słów. Małpa, która dorwała się do władzy (w mocno niejasnych okolicznościach i nie do końca w majestacie prawa) – synalek tatusia – zamiast zrobić cokolwiek dla dobra swojego ponoć ukochanego kraju wypoczywa, urlopuje się, zaczywa odpoczynku… jak zwał tak zwał – grunt, że nie kiwnie nawet palcem by zrzucić choć banana z palmy, na której okrakiem siedzi. Widzimy i słuchamy. O machlojkach i oszustwach na taką skalę, że włos się na karku jeży, o pozbawionych logiki i dobrego smaku bzdurach wygadywanych przez głowę państwa, które tylko wstyd przynoszą i potępienie dla tej marionetki bez jakiegokolwiek moralnego kręgosłupa. Widzimy bezmózgowca z miną tępego trutnia, przy którym nawet żyto ze swoimi 7 chromosomami to szczyt inteligencji i kreatywności. Ale cwane. Do granic człowieczeństwa sprytne w transakcjach z Arabią Saudyjską, umiejące wykorzystać wszystkie okazje dla swoich celów, nie zawsze są tożsamych z dobrem kraju, za który jest odpowiedzialny. Ale do tego nie trzeba inteligencji. Niestety do tego wystarczy instynkt i chorobliwa potrzeba władzy. Widzimy wielkie zero z głupawym uśmiechem… I widzimy kolesia, który czyta dzieciom w przedszkolu bajki po tym jak dowiedział się, że właśnie teraz… w tej konkretnej chwili… giną ludzie… walą się wieże WTC… i jak potem pozwala uciec terrorystom a cała Al Kaida i Wielki Brat Osama każą Ameryce i całemu światu cmoknąć się w pompkę… z dubeltówki.
Widzimy to wszystko i czujemy gniew.
Obrazy, dźwięki, refleksje, gra na emocjach… to wszystko ma ten film. Film nasycony emocjami – wściekłością i szyderstwem, żalem i rozpaczą, bólem i niezrozumieniem… wszystkim.
Najbardziej sugestywna była dla mnie chyba muzyka.
Zobaczyłam 9 września na czarnym ekranie… muzyką. Moore nie pokazał do obrzydzenia powielanych zdjęć walących się wieżowców, ludzi skaczących w panice z wysokości na pewną śmierć i ich szczątków. Ale pokazał to wszystko inaczej. Lepiej. Pełniej. Do bólu. Poczułam… Podobnie jak inni. Na kinowej sali, choć pełnej, cisza była aż namacalna. To cecha dobrego reportera. Takim niewątpliwie jest reżyser. Wie, co chce osiągnąć i jak to zrobić. Potrafi otworzyć oczy, potrafi uzasadnić, potrafi dobrać argumenty, potrafi zrobić dobry wywiad i nakręcić film, który czuje się pod skórą. Jak coś co jest ważne, co każdy wiedzieć powinien, dla siebie, dla innych, dla prawdy. Czuje się to faktycznie. Podobnie jak rozmowę z czarnoskórym Marines, który przyjechał do domu… z piekła i spytany, czy wróciłby tam odpowiada, że wolałby więzienie niż walkę, w której każą mu zabijać niewinnych i której nie rozumie. Żołnierze walczący w Iraku też nie rozumieją dlaczego… i jak długo jeszcze… i jakim prawem… Bo tego nie jest w stanie zrozumieć nikt. Tak jak zabijania w rytm ‚The roof is on fire’ w discmanie w hełmie w czołgu w głowie… Słowa tych młodych ludzi są tak nieprawdopodobne, że dopiero po chwili orientujemy się o czym oni mówią… i w jaki sposób. Znamienne, że ci chłopcy wywodzą się z najbiedniejszych zakątków Królestwa Za Wielką Wodą, są werbowani, mamieni obietnicą lepszej przyszłości, zarobienia na college, podtrzymania rodzinnej tradycji. Nikt im nie mówi, że jadą na wojnę… na śmierć od kul i w ogniu. A wielcy i możni rządowcy chronią swoje pociechy jak oka w głowie. Zawsze są równi i równiejsi. Ale Bush już teraz ma w piekle u Dantego ciepłą posadkę na całą pieprzoną nieskończoność. Jaką nienawiść można wzbudzić chcąc chronić własny tyłek i własne interesy? O tym najlepiej wiedzieć powinien właśnie pan B. ale nie sądzę aby kiedykolwiek to do niego dotarło. Jest zbyt tępy, żeby zreflektować się nawet jeśli właśnie palnął coś w stylu ‚zależy im na tym żeby zniszczyć Amerykę… ale nam też’. Nie znajduję słów na określenie tego typu osobowości. Marionetka i debil są zbyt łagodne. To po prostu Dżordż Dablju Busz.
A co do filmu? Obejrzyjcie. Warto… to mało powiedziane.

‚Jeśli mnie oszukałeś… ciesz się… drugi raz nie dam się nabrać’

Przynajmniej w tym jednym się zgadzamy Panie Bush…

2 uwagi do wpisu “Fahrenheit 9/11

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s