Dziś rano Pan Budzik zaintonował swoje kokodżambo wcześniej niż zwykle. O dziwo wstałam bez oporów, nie wyrżnęłam orła na środku pokoju, nie zdemolowałam łazienki i nie wysadziłam w powietrze połowy miasta drugą połowę obrzucając mroczną klątwą i rozlicznymi bluźnierstwami ani nie dokonałam brutalnego gwałtu na emerytowanym sąsiedzie Tadeuszu. Jednym słowem nuda. Zaczęłam już rozważać egzystencjonalne problemy rzodkiewki na tle rewolucji kulturalnej w Kongo. Straszne rzeczy mi wychodziły więc włączyłam radio z jakimiś wyjcami i umalowałam sobie jedno oko. Tak dla kurażu. Drugiego nie zdążyłam bo feromonalny głos pana z głośnika poinformował mię cudownie, że za chwil kilka widoczność na promyczki ograniczy nam Wenus co to się przez Słońce przetoczy i że taka akcja ma miejsce raz na dwieście lat z hakiem. No to mnie wcięło. Z przytupem. Porzuciłam refleksje warzywno-bulwiasto-podziemne oraz mejkapy rozmaite i dzikim pędem rzuciłam się w szafę w poszukiwaniu czystych spodni. Bo przecież nie wypada tak wiekopomnej chwili przywitać w oczojebnie pomarańczowej piżamce z żyrafą choć by nie wiem jak była piękna. Cza być w butach na weselu a w spodniach na zaćmieniu. Zwłaszcza, że za dwieście z vatem lat to ja będę występować w przyrodzie li tylko w postaci mocno lotnej i to z rzadka bo nawet popioły się lubią z czasem rozwiewać. Rzut w szafę zaowocował kolejnym siniakiem do kompletu (tym razem na łydce), nową hybrydą przekleństwa ze znienawidzonym imieniem męskim (bo to przez niego się teraz w tę szafę muszę rzucać nie swoją) i – eureka – czystymi portkami sztuk raz. Czysty spodzień na dnie szafy charakteryzuje się zazwyczaj nieograniczoną liczbą nieoczekiwanych zagnieceń we wszystkich dostępnych miejscach, koszmarnym kolorkiem i/lub krojem absolutnie demode tudzież rozlicznymi felerami natury przypadkowej. Dlatego właśnie jest jeszcze czysty i leży na dnie szafy. Spodnie znalezione dziś zaskoczyły mnie dokumentnie. Nie dość, że nie wymiętolone to w dodatku zwykłe czarne sztruksowe biodrówki. Mój Anioł Stróż musi być facetem. Baba pozwoliłaby mi znaleźć co najwyżej jutowy worek, nieforemny, cuchnący ziemniakami i w dodatku o pięćset rozmiarów za duży. Ale, że ja różańca i piwa nie odmawiam, to pewnie tylko jakiś strasznie upierdliwy męcizna mógł znieść taką podopieczną. Jak nic psychopata. Takich lubię najbardziej. Rozważania natury męsko-damsko-powalonej przerwała ponowna zapowiedź pana z głośnika. Na jego głos gęsia skórka pokryła moje rozliczne członki. Wyskoczyłam z piżamki, wskoczyłam w tekstylia i ignorując motyw skarpetek udałam się palić świece. Nie żebym się bawiła w pogrzeby albo poranne satanistyczne obrządki albo nagle poczuła gotyckie ciągoty ale jakoś musiałam opalić tę szybkę co to przez nią miałam to zjawisko astronomiczne przylukać. Bo gołym okiem nie polecam. Chyba, że ktoś nie jest zbytnio przywiązany do swojej siatkówki. Ja tam jestem. Oczywiście ignorując wszelkie prawa fizyki, matematyki, gramatyki i ortografii, szybka mi się wzięła i rozpękła na mniejsze i większe pół upiekszając mi malowniczo kuchenną podłogę z dźwięcznym brzękiem. Ale nic to. Zamiast się wkurzyć zarechotałam podejrzanie, zamiast posprzątać od razu olałam system i uświniłam się świeżutką sadzą zaraz potem, a zamiast jednej szybki miałam dwie – bilans dodatni. Z opalonym szkłem, sadzą na tyłku dotąd czystych spodni, włosem rozwianym i bez skarpetek za to z jednym umalowanym okiem udałam się na dwór podziwiać tą Wenus co to się na Słońce napatoczyć miała. I faktycznie coś tam się zakotłowało w tych promieniach, oko mi załzawiło rzęsiście, cień szedł, szedł i przeszedł i tyle ją widzieli. To ja sobie myślę, że jak ludziska mają ponad dwieście lat czekać na takie cuś, to niech sobie od razu dadzą spokój i pójdą wyżerać truskawki prosto z grządek bo nie warto. Przyjrzałam się tej Wenus. Żadnych bab tam nie ma i nie było. Zero sklepów, handlowych pasaży i salonów fryzjerskich. Pewnie wszystkie panie siedzą na Marsie i wałkami tłuką panów. Tak profilaktycznie 😉
phiii, a u nas pani to pokazywali te wenusy na rynku, na łekraniku takim sprytnym z papierka i przez teleskop co go taki sympatyczny pan z brodą obsługiwał – i ja żem wszystko widział pani, znaczy tą wenus widział żem dokładnie, i ona, była, była… tak wypierdźkowata mocno była – teraz to ja tam się tym babom nie dziwię, że tam nie mieszkają, na takiej malutkiej planetce to i ja bym żyć nie chciał. (:
PolubieniePolubienie
no ba – na Marsie to przynajmniej imprezki koedukacyjne som 😉
PolubieniePolubienie
według porucznika Zaza
(dryfującego w przestrzeni miedzyplanetarnej na swej cybermaszynie)
baby kolonizują teraz Słońce
(wkurzone tym, że kulturowo zwykło się je utożsamiać z pierwiastkiem księzycowym).
Olały więc krajobrazy lunarne i z pomocą geodety dzielą teraz plamy na Słońcu: tu będzie butik, tu solarium, a tam sklep firmowy Sunset Suits…
PolubieniePolubienie
a gdzie przystojni masazysci?
PolubieniePolubienie
Tam chmur jak najgorszym momencie „Pojutrza”, albo i więcej, dlatego pasaży, salonów kosmetyczno-fryzjerskich i solariów nie widać. Ale są, są, na pewno. ;]
PolubieniePolubienie
Bajka, przyznaj sie, ile stalas w tym ogrodku?:)
Bo ten cien to przez slonce od jakies 7 cos do 13 cos szedl… :)))))
PolubieniePolubienie
no spoznilam sie troche do roboty ;)) bezczelnie
PolubieniePolubienie
ja bardzo przepraszam, o której odchodzi nastepny pocišg na Wenus? bo mi się już tu na Marsie cholernie znudziło
PolubieniePolubienie
a guzik prawda! oczywiscie, ze tam baby mieszkajom i oczywiscie, ze tam sklepy som i butiki i fryzjery i baseny ze slona woda (nie solariow nie ma, bo tam cos kolo 300 stopni samo z siebie jest ;)) i korty tenisowe i jubilerow cala masa i wielki posag bradzika z gola… ten tego…
tylko ta wenus daleko jest i zes nie widziala
ale mowie ci, ze som
muszom byc
w koncu gdzies przeciez musi byc NORMALNIE ;)))
:PPPP
PolubieniePolubienie
sugerujesz ze gdzies w koncu musi byc jakas cywilizacja?? ;))
PolubieniePolubienie
Bajko! Chodzisz jeszcze na te zajecia z rysunku w pon?Pewnie teraz bedzie przerwa wakacyjna?
PolubieniePolubienie
nie wiem czy bedzie ale w poniedzialek sie dowiem
PolubieniePolubienie
Czyli dzień jak co dzień…
PolubieniePolubienie
Muszą być solaria. Słońce się nie przebija przez chmury ;]
PolubieniePolubienie
oj, zaparłeś ty się z tymi chmurami – przeca siedzą te baby na tym słońcu, gnaty w wicherku słonecznym grzeją – gdzie tam miejsce na chmurzyska? (:
PolubieniePolubienie
No, to skoro tam jest normalnie, to co ja jeszcze tu robie? A… zasadnicze pytanie: czy swiety spokoj tez tam jest?
PolubieniePolubienie
skoro tam tyle bab to szczerze watpie 😉
PolubieniePolubienie
Ale przecież bab tam już nie ma. Mówi się nawet, że „kobiety są Z Wenus” a nie NA. Tam już były. Tam teraz nic już nie ma.
PolubieniePolubienie
Zatem na Marsie trwa pełna integracja damsko-męska… Chyba Ziemia mi się już znudziła.
Ma ktoś choinkę?
Powieszę się, żeby było wiadomo skąd spadłam…
Albo nie… Inaczej. Polecę na Wenus i podbiję ją jako pierwsza kobieta, otworzę tam swój harem, sprowadzę jakichś facetów, na początek mogą być przeciętni. Chętnych proszę o zgłoszenie się na mojego bloga. Ot tak!
P.S. Poszukuję też chętnych pań, sama z tyloma facetami za cholerę nie wyrobię…
Pozdrawiam:*
PolubieniePolubienie
Biko – chcesz w dziob? ;))))
PolubieniePolubienie