I co dalej…

Polityka penitencjarna w Polsce kuleje tak, że nawet geriatryczny balkonik by jej nie pomógł. Polityki postpenitencjarnej nie ma wcale, bo raczej ciężko zaliczyć jedną biedną fundację Sławek do jakiejkolwiek kategorii społecznej. Pomocy nie ma. Wsadzą do pierdla to siedź. Ucz się pilnie, nabywaj nowych ciekawych umiejętności, mieszaj się ze środowiskiem przestępczym, dawaj sobie radę sam… a jak wyjdziesz będziesz zupełnie innym człowiekiem. Psychika zdrowego osobnika, umieszczonego w szpitalu psychiatrycznym na oddziale zamkniętym, po pewnym czasie się załamie. Więzienie rządzi się podobnymi prawami. Nawet pozornie zdolni do częściowej resocjalizacji osadzeni, zamiast zdrowieć i wyzwalać się z patologii, demoralizują się jeszcze bardziej. Total bałałajka szoł. Jeden wielki kocioł. Jeśli chcesz przeżyć – musisz dawać sobie radę. Trzeba być twardym więc równaj do silniejszych. I błędne koło się zamyka, bo nawet jeśli chciałbyś dać sobie pomóc, musisz zejść na samo dno – do reszty – na zasadzie ‚z nami lub przeciw nam’. W przeciwnym razie czeka się rola, o której panowie boją się nawet wspomnieć w żartach. Cwel, kapuś, przestrzał – pozycje gorsze niż frajer, bo frajer przynajmniej może być w porządku. Jesień średniowiecza. W Polskich zakładach karnych resocjalizacja to bzdura, bo jak inaczej nazwać coś co ogranicza się do sporadycznych kontaktów i pomocy, która nawet jeśli zaczyna odnosić skutek, kończy się za bramą. Po wyjściu na wolność nie zawsze wiadomo co robić. Ten problem mają zwłaszcza więźniowie z długimi wyrokami. Wychodzą… i co dalej? Z braku wypracowanych nowych wzorców zachowań (bo przecież te co były dawno już uległy zniszczeniu) powielają te, które już znają – przestępcze. W sytuacjach stresowych przecież najbezpieczniej użyć starych, sprawdzonych metod. A zmiana dotychczasowych warunków życia jest niewątpliwie sporym stresem. jakkolwiek człowiek cieszyłby się na myśl o wolności, musi myśleć o przyszłości. Najczęściej myśli o niej z obawą. Boi się stygmatyzacji (mimo odbycia kary do końca życia jest napiętnowany przez społeczeństwo winą), powrotu do dawnych znajomości (pokusy czyhają), braku pracy (nikt nie zatrudni kryminalisty), mieszkania (bo nierzadko potracili bliskich i rodziny, które nie chcą mieć z nimi nic wspólnego), wszystkiego co nowe i nieznane. A wiele się zmieniło. Za wiele, by można było funkcjonować w tym świecie po wieloletniej przerwie w życiorysie. Niestety nikt jeszcze nie wynalazł lekarstwa na chorobę zwaną powrót. A jedna fundacja to chyba trochę za mało.
I jest jeszcze druga strona medalu.
Właśnie kończą się wyroki pierwszych więźniów, którym karę śmierci zamieniono na 25 lat. Minęło ćwierc wieku i lada dzień w społeczeństwie pojawią się bomby zegarowe. W ciągu najbliższych czterech lat na wolność wyjdzie 26 mężczyzn. Potem wyjdą następni. Odbezpieczone granaty. To chodzące zło. Bo de facto im jest już wszystko jedno. Dwadzieścia pięć lat temu byli zbrodniarzami, zwyrodnialcami, mordercami bez skrupułów. Teraz są jak przyczajone dzikie zwierzęta. Przez te wszystkie lata w więzieniu byli górą. Mieli posłuch, wytrenowali wszystkie potrzebne im mechanizmy, zanikły emocje, nie ma miejsca na współczucie czy ‚żal za grzechy’. Mają świadomość, że nie czeka ich już nic, nie założą rodzin, nikt nie wypatruje ich z okna, są sami. Nie stracą już więcej bo nie mają nic do stracenia. Bezwzględność pojawi się prawdopodobnie wraz ze złością na świat i ludzi, na nowe warunki, do których oni nie będą pasować. Najnowsze badania ostrzegają też o przestępcach seksualnych. W więzieniach na koniec kary czeka ich kilka tysięcy. Co trzeci z nich po wyjściu na wolność zaatakuje ponownie…
Co dalej? Szczerze mówiąc nie mam pojęcia ale bagatelizowanie sytuacji i celowe nie nagłaśnianie jej, żeby nie wzbudzać niepotrzebnej paniki nie jest chyba do końca słusznym rozwiązaniem.
Przez cwierć wieku w Polsce zmieniło się praktycznie wszystko. Wszystko poza pamięcią. Bo o nich pamiętają już tylko nieliczni, głównie rodziny ofiar. Ale więźniowie mieli dużo czasu na myślenie i wspominanie.
Oni pamiętają wszystko…

4 uwagi do wpisu “I co dalej…

  1. a toś się Pani pochyliła nad problemem. słuszna racja.
    i jeszcze kamyczek do ogródka (a raczej spacerniaka): bardzo podoba mi się fakt odsyłania więźniów wracających z przepustek z powodu braku miejsc. „uprzejmie pana przepraszamy, ale w trakcie pańskich wakacji niestety któś juz zamieszkał w pańskiej celi.” czad. albo raczej Czad.

    Polubienie

  2. Jesli resocjalizacja w polskich wiezieniach to bzdura to wypadaloby sie zastanowic dlaczego tak sie dzieje. Czy zabojca musi przebywac w jednej celi z alimenciarzem, czy osoba prowadzaca pod wplywem alkoholu rower wie ze trafi pod jeden dach z mlodocianych rozbojnikiem i w najlepszym wypadku zostanie tylko raz obita. Pan Minister Sprawiedliwosci obliczyl ze w wiezieniach jest jeszcze pare tysiecy miejsc. Jak mozna pracowac z ludzmi, ktorzy nie maja czym oddychac – zaden kurs budowlany, zadna szkola w izolacji, zadne zajecia terapeutyczne, wyjscia na zewnatrz, przepustki, widzenia, nie spelnia swoich zadan jesli w wiezieniu bedzie rzadzic przemoc, przemoc ktora jest wynikiem ciaglego przepelnienia – na cele zamienia sie swietlice, na cele zamienia sie kaplice. Dyrektor wiezienia nie ma prawa odmowic przyjecia osoby skazanej czy tym.aresztowanej. Najprosciej powiedziec – resocjalizacja to bzdura.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s