Nołgut nołgutem ale na weekend nowa notka ponoć być musi. Jak mus to mus, ja tam się łamać jeszcze nie będę. Postarać się można. O całą dekadę 😉 Zwłaszcza jak się kaszelek ma wdzięczny. Taki co to go z całą stanowczością można nazwać Rzęchomłotem albo innym płucnym amputatorem. Jeszcze trochę i będę robić dubbing za armatę. Taką z turbodoładowaniem. A z tym to wolałabym jeszcze troszkę poczekać. Bo to strasznie głupio tak chrychać uporczywie jak tu taka piękna wiosna wystrzeliła i nieprzyzwoicie wręcz pachną bzy. Do wczoraj przynajmniej była piękna i mimo mojej wielopoziomowej kotliny dolnej z narastającej niezależnie od wszystkiego zdołałam to dostrzec i w percepcji zanotować. Do tego księżyc jak w mordę strzelił. Nic tylko listy miłosne pisać, dzieci płodzić albo dokonywać rytualnych samobójstw. W listach miłosnych nigdy nie byłam dobra, bo zawsze mi jakieś złośliwe i sarkastyczne paszkwile wychodziły, dzieci płodzić nie mam z kim (zapewne przez te listy co to mi nie wychodziły 😉 a na rytualne samobójstwo jakoś nie mam chwilowo nastroju. Postanowiłam więc włączyć opcję ‚jamochłon’, nażreć się rzodkiewek do nieprzytomności i pójść spać. To ostatnie co pamiętam.
Nie wiem jak to się stało ale byłam pewna, że rzodkiewki zjadłam, zęby umyłam i zaległam w moim przyciasnym łóżku, w którym można leżeć only na boku i only z przykurczem kolan – po wyciągnięciu kopyt napotyka się bowiem koniec łóżka gdzieś w górnej części łydek za to niedaleko kostek budzi nas nagłe spotkanie ze stołową nogą i własny okrzyk ‚aaaa’ lub ‚oooo’ – w zależności od aktualnego ustawienia paszczy. Takiej oto sielanki byłam pewna i jakaż niezwykła niespodzianka spotkała mnie, gdy obudziłam się rano na dźwięk znienawidzonego Pana Budzika a oczom moim ukazał się… blat. Blat stołu widziany od spodu. ‚Łał’ – myślę sobie mocno jeszcze nieprzytomnie – ‚a wydawało mi się, że wróciłam na noc do domu… a tu niezła impreza chyba była’. Dopiero po dłuższym namyśle i odszukaniu w przestrzeni mózgowej mocno zakurzonego włącznika opcji ‚myślenie logiczne o 7 rano’ zdałam sobie sprawę, że to MÓJ stół i nie było żadnej imprezy. Szkoda w sumie. Mało tego ocknęłam się szczelnie zawinięta w śpiwór z jednym kapciem na stopie (drugi zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach i do chwili wyjścia do pracy nie zdołał się odnaleźć), skulona wokół miseczki rzodkiewiek (która stała sobie w najlepsze na dywanie pod stołem czekając na konsumpcję) w prawicy dumnie dzierżąc szczoteczkę do zębów. Dżizas! Normalnie moc! A moje, z pewnością o niebo wygodniejsze niż podłoga, łóżeczko stało sobie tuż obok pięknie pościelone i czekające na mnie z przytulną kołderką. Kosmos. To ja tu się gnieżdżę pod stołem w jakimś śpiworze z rzodkiewkami i kapciem a tam wyrko samopas sobie stoi. No ładnie. Jako dziecię a nastepnie podlotek dość często zdarzało mi się padać ofiarą bogini Luny i łazić czy robić różne dziwne rzeczy poza wszelką świadomością we śnie. Raz nawet rozmawiałam przez telefon koleżanką i ponoć udzielałam całkiem trzeźwych i rozsądnych informacji… tyle, że na drugi dzień w rozmowie z tą samą koleżanką nie mogłam za Chiny Ludowe pojąć o co jej kurka siwa biega. Po prostu nie odnotowałam tego w pamięci bo rozmawiałam z nią przez sen. Potem jednak sytuacja się unormowała i przestałam robić samej sobie takie siurpryzy. Jak widać wczoraj była powtórka z rozrywki. Miejmy nadzieję, że tylko jednorazowa bo nie mam ochoty na takie przygody. A teraz bolą mnie plecy, w boku mi coś strzyka, w kolanie piszczy. Nie ma co – starość nie radość.
W dodatku po wyjściu z domu deszcz napadał mi za koszulę.
Ten deszcz to dopiero łobuz 😉
Nadal pozostaje dla mnie niezrozumiały motyw samotnego kapcia i jego zaginionego brata bliźniaka oraz sposób w jaki udało mi się znaleźć śpiwór (co na jawie bywa niemożliwe) i kompletnie ignorując łóżko uwalić się z całym warzywno-stomatologicznym ekwipunkiem pod stołem na środku pokoju.
I dlaczego nikt mnie nie obudził??
Chyba ze śmiechu 😉
Miłego dnia
krasnale!
ani chybi byli to krasnale!
😉
PolubieniePolubienie
jakie krasnale, alti! Krasnoludki sie mówi!!:))
PolubieniePolubienie
jakie krasnale, alti! Krasnoludki sie mówi!!:))
PolubieniePolubienie
proponuje zadzwonic do kolezanki i spytac sie o zaginionego kapcia :]
PolubieniePolubienie
J. – ale kolezanka to byla kiedys kiedys dawno a kapec byl z wczoraj 😉
PolubieniePolubienie
bez sensu calkiem – niby jak mam powiedziec: byli to krasnoludki??? sie kupy nie czyma ;)))
PolubieniePolubienie
mie tu prosze z kupa nie wyjezzdac 😉 czymac sie rurki bedziem
PolubieniePolubienie
gdyby mi sie cos takiego przydażyło, niechybnie winowajcą byłby Lufer 😉 Bo… Bo on zawsze jest winien!
PolubieniePolubienie
sorry Bajka, serca nie masz, ja to w pracy czytam, ja nie moge sie histerycznie do monitora zasmiewac…:)))
PolubieniePolubienie
😀
PolubieniePolubienie
Ja to sobie mysle, ze Ty MLODNIEJESZ. I wlasnie weszlas w okres biwakowania. 🙂
PolubieniePolubienie
zrobi sie bardzo niefajnie jak zacznę sikać w majty 😉
PolubieniePolubienie