Co dziś pani Kaziu? Baleron czy wędzonka?

W sklepie na dole otwarto hucznie stoisko mięsno-wędliniarskie. Były hostessy z tacami szynki i kabanosów. Talerze w mig zapełniły się pustymi wykałaczkami a częstujące próbowały ocalić od zapomnienia smakowitości choć przez 5 minut. Sklepowe Baby były jednak silniejsze a ich trzewia wchłonęłyby nawet talerze gdyby nie uporczywe ręce dziewcząt. Zapach rozszedł się po wszystkich piętrach i szybami windy podróżował ku naszym nozdrzom. Skończyła się moda na odchudzanie i pseudowegetarianizm panująca niepodzielnie od wiosny (bo latem się trzeba będzie wbić w kostium kąpielowy) po jesień (bo trzeba jakoś trzymać linię po tym lecie). Zaczęło się wielkie żarcie. Pracownicza lodówka zapełniła się szynkami, baleronami, wędzonkami, polędwicami, boczkami, parówkami oraz kabanosami i posapując miarowo z dumą wydzielała smakowite zapaszki. Za czas jakiś znowu będzie wiała pustką i odorkiem zepsutego prowiantu ale tymczasem pokazywała radośnie brzuszne półeczki czekając na ciąg dalszy. Wszystkie torebki i torebusie, zawiniątka i zawiniąteczka szeleściły poprzypinanymi doń kolorowymi karteczkami z imieniem Pana nieświadome, że tak czy siak skończą marnie. Czerwieniły się świeżością jak na jabłoni jabłuszka i w głębokim poważaniu miały chłodziarkowych autochtonów. Co im po kefirku albo soczku skoro to One są tu najważniejsze, najbardziej oczekiwane i najsmakowitsze. Nie warto się nawet zadawać z homogenizowanym serkiem. Przecież On nawet nie ma torebki a ta Jego karteczka jakaś taka nieczytelna. Nie to co One – wędliny i kiełbasy – to jest prawdziwa arystokracja spożywcza. Mijały godziny. Głodne ręce wyciągały z lodówkowej otchłani torebki i torebusie, zawiniątka i zawiniąteczka. Odklejały pieczołowicie poprzylepiane kolorowe karteczki. Pytały strasznymi głosami „Co dziś Pani Kaziu? Baleron czy wędzonka?”. Szeleszczące i pachnące pakuneczki znikały jeden po drugim zanim zdązyły zzielenieć ze strachu żegnane w milczeniu przez serek, kefir i soczek. One stały tu już długo, zapomniane, z wyblakłymi, byle jak przyczepionymi karteczkami. Pracownicza lodówka sapnęła z wysiłkiem „Zostaliśmy sami” i zagrała spoconym agregatem jakiś jazzowy standard…

12 uwag do wpisu “Co dziś pani Kaziu? Baleron czy wędzonka?

  1. przyznam szczerze ze poprzedni komentarz nijak mi nie pasuje do calosci – dlatego bardzo prosze o wyluszczenie mnie slabej intelektualnie co autor mial na mysli 😉

    ps. ja mialam na mysli wywyższanie sie, zachlysniecie nowoscia i innoscia, a przede wszystkim stara dobra ironie ;))

    Polubienie

  2. Wyłuszczam prędko i skrupulatnie:
    W kpoprzednim komentarzu starałem się ukazać- dla wielu niewidoczną- różnicę pomiędzy oklepanymi i nijakimi notkami (śpiewanie do kotleta) pojawiającymi się na blogach, a notkami stylowo zblożonymi do notki szanownej właścicielki (proza do kiełbasy). W pełni rozumiem i doceniam zachwyt kiełbasiany i z pełną powagą gratuluję talentu.
    W prostych słowach- komentarz mój nie miał absolutnie brzmieć jak krytyka- przeciwnie. Chciałem złożyć pokłon przed jakże oryginalnym i ciekawym opisem zachowań.
    Z wyrazami szacunku i uśmiechem na twarzy pozdrawiam i czekam na więcej.
    ironlikelion.blog.pl
    ab-re.blog.pl

    Polubienie

  3. ze standardow jazzowych lubie „let’s dance” goodmana, choc moze w wykonaniu lodowki bylo to „let’s eat”. rada dla wszystkich majacych nudnosci po potraceniu przez samochod, goracy rosol stawia na nogi, sprawdzone 🙂

    Polubienie

  4. no i dodam jeszcze ze swojej strony, ze uznaje wyzszosc wedlin nad serkami homo. przez co czesto produkty wedliniarskie starczaja mi jedynie na polowe drogi powrotnej z zakupow.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do jakim Anuluj pisanie odpowiedzi