Nóż na gardle

Piszę esej z psychologii różnic indywidualnych. O temperamencie. Niby ciekawy temat ale w ujęciu Strelaua a to zmienia postać rzeczy nawet bardziej niż zasadniczo, ponieważ ja i dzieła pana Jana S. raczej nieczęsto wchodzimy w interakcje i dobrze bo wzajemna nasza sympatia jako kontinuum a’priori pozostawia wiele do życzenia. Ale nic to, nie mam wyjścia – piszę. To znaczy taki mam zamiar… od jutra. Zaczęłam w niedzielę. To znaczy taki miałam zamiar. W sobote przygotowałam sobie książki – stos pyszniący się i pęczniejący od nikomu niepotrzebnej wiedzy i kurzu leżący na biurku bardzo mnie przygnębił. Schowałam książki do szafki z zimowymi ubraniami. Pomogło. O znienawidzonych cegłach przypomniałam sobie usypiając w ciemną noc. Było już więc za późno, by się za to zabrać. Obudziłam się w niedzielę, wyspana i zadowolona, wyjęłam książki ale znowu mnie przygnębiły, więc zarządziłam śniadanie na poprawę nastroju. Zanim się wykąpałam, wysuszyłam, ubrałam, umalowałam, sprawdziłam czy dobrze wyglądam, przebrałam się, sprawdziłam ponownie, wyszłam, wróciłam się po zapomniany portfel, odnalazłam zaginione w trakcie poszukiwań klucze, znalazłam zgubiony znowu portfel, wyszłam, znalazłam sklep otwarty w dzień świąteczny, znalazłam sklep z pieczywem, znalazłam sklep ze świeżym pieczywem, znalazłam sklep z resztą bardzo istotnych produktów do pieczywa i napojami, zrobiłam zakupy, spakowałam je w jednocyfrową liczbe toreb foliowych (te opakowania chipsów zajmują bardzo dużo miejsca), dotarłam ciężko dysząc do domu, odpoczęłam klnąc pod nosem na schody kręte jak baranie rogi, zrobiłam śniadanie, zjadłam je, wypiłam herbatę… zrobiła się pora wczesnoobiadowa a ja nagle wpadłam na genialny wprost pomysł zrobienia prania. Za wiele go nie było ale to tylko na pierwszy rzut oka. Przecież dla chcącego nic trudnego zatem wyszperałam wszystko co można było uprać albo co coś takiego udawało, wpakowałam to do pralki a resztę wybebeszyłam ręcznie. Zadowolona z siebie popatrzyłam na książki… Hmmm. Ale przecież nie mogę pomijać tak podstawowych dla mojej egzystencji czynności w niedzielne popołudnie jak pranie. Tak jakoś za mało sterylnie mi się wydało mieszkanie do pisania takiej ważnej pracy, więc musiałam je posprzątać. Sprzątałam dobre dwie godziny, bo w międzyczasie zadzwoniła koleżanka z bardzo ważnym problemem. Nawiasem mówiąc miała również pisać pracę a z rozmowy wywnioskowałam, że robi wszystko żeby tylko się za to nie zabrać. Ja to co innego – ja po prostu nie znoszę jak jest bałagan. Co prawda mamut twierdzi, że nawet wołami nie da się mnie zaciągnąć do domowych obowiązków, ale jak zwykle przesadza. No bo przecież zrobiłam generalne porządki z praniem i podlewaniem kwiatów w całym mieszkaniu i to w niedzielę kiedy powinnam odpoczywać (i pisać pracę ale to mało istotny drobiazg). Zrobiła się 18 i stwierdziłam, że dobrze byłoby przetrącić jakis obiad. Zagrzałam sobie pierogi z kapustą i grzybami. Pyyycha. Najadłam się bardzo ale jak spojrzałam na złośliwie wyglądające woluminy na biurku to zjadłam jeszcze trochę, tak, że już nie mogłam się ruszać i musiałam się położyć. Fajnie było bo zaraz się zdrzemnęłam a potem był bardzo interesujący program w telewizji o panzerfaustach. Co prawda mnie to nic a nic nie interesuje ale stwierdziłam, że człowiek nie może się zamykać w ograniczonych ramach i musi posiąść wiedzę o rzeczach, które go nie pociągaja absolutnie bo po pierwsze primo może zmieni zdanie a po drugie primo jak nie zmieni zdania to utwierdzi się w przekonaniu, które juz posiadał. Jaka ja jestem mądra – aż się sama sobie dziwię gdzie mi się ta inteligencja mieści. Książki leżały i się kurzyły a ja jak skończyłam oglądać pouczający program (nigdy więcej panzerfaustów) to poszłam się wykąpać – miałam taką nieodpartą potrzebę komteplacji o różnicach indywidualnych w wannie. Tam też doszłam do wniosku, że wiele rzeczy mnie różni od innych ale na pewno jedna jest identyczna – nie lubię pisać esejów naukowych. Jak już doszłam do tego wniosku i do ręcznika a potem do drzwi i do łóżka, to wpadłam na kolejny genialny pomysł, że muszę się wyspać do pracy, a że było już dość późno (tzn było przed 22 ale przestawiłam zegarek żeby mi się wydawało, że jest później – na szczęście przezornie dobrze działający w telefonie razem z budzikiem wyłączyłam bo a nóż widelec najdzie mnie ochota spojrzeć na zegarek), poszłam spać. Książki nadal było smutne i posępne ale nie przeszkodziło mi to spać snem sprawiedliwej i zmęczonej całodzienną ciężką pracą kobiety. Teraz siedzę w pracy i powinnam się zbierać do wyjścia aby pisać wieczorem w domu ale jakoś ciężko mi się rozstać z blogiem i z sokiem „Siódme niebo”, jak się skończy karton soku to pójdę…
Tak sobie myślę, że wszelkie prace pisze mi się najlepiej wtedy, kiedy mam przysłowiowy „nóż na gardle”, więc może poczekam do piątku? Eeee.. .to chyba nie jest najlepszy pomysł ale znając mnie i moją chęć do twórczości pana S. na lepszy nie wpadnę. To już chyba pójdę, zrobie sobie dziś dobry obiad i pomyślę co dalej 🙂

11 uwag do wpisu “Nóż na gardle

  1. „Noż na gardle” jako bodziec do działania, powiadasz… Chmm, nie jest źle skoro „nóż” potrafi Cię zmobilizować, gożej by było, gdyby nic nie było w stanie spowodować mobilizacji. Ma to jednak jedną małą wadę o której może jeszcze nie wiesz. Po studiach ciężko jest żyć bez nerwów i strachu. Znam przypadki gdy ludzie świadomie w życiu codziennym, w pracy, prowokowali sytuacje dostarczające im tych uczuć. Poza tym „nóż” powszednieje i musi być coraz ostrzejszy, aby mógł dostarczać uczuć będących motorem do działania. Na szczęście jednak efekt „ogólnego rozluźnienia” i lekkiego „zagubienia” po studiach przeważnie nie jest trwały. Życzę Ci wszystkiego najlepszego.

    Polubienie

  2. he he he… zrobiłam dziś konfitury, ugotowałam gar zupy, odnowiłam kartę bibliteczną i pożyczyłam 2 ksiązki Pana S., obejrzałam w końcu „Smak życia” (genialny film), posprzątałam pokój, zrobiłam fantastyczny porządek w moich wszystkich notatkach i zjazdłam obiad z Mamusią w miłej restaturacji a o 20.00 pobiegałam na trening pośladków… ale zaraz zaraz co ja to miałam… a miałam się uczyć, bo w weekend mam 4 egzaminy!! he he he

    Polubienie

Dodaj komentarz