Garść garści

PanKot choruje. Nie bardzo wiadomo co mu jest ale za wesoło to nie wygląda. W płucach coś mu niedobrego siedzi i boli. Nicienie paskudne wytruliśmy ale obawiam się, że przy okazji wizyt lecznicowych podłapał gorsze świństwo. Skulony w kulkę dyszy miarowo, nie chce jeść, pije też niemrawo. Haluta ofiarnie podróżuje z biedaczyskiem do i od weterynarza podczas, gdy ja usiłuję tłumaczyć Lokatorowi, że nie może teraz głaskać i przytulać zwierza, bo po pierwsze może mu sprawić ból a po drugie jeszcze go nie przebadaliśmy dokładnie.

Wczoraj przez pół nocy poiłam PanKota to butelką ze smoczkiem to strzykawką. Tuńczyka głównie obwąchał. Nie wiem co będzie. Przychodzi, łasi się, mruczy ale widzę, że słabiutki aż żal patrzeć. Na zastrzykach z antybiotyku i kroplówkach.

I tak z 4 kg do 2.300 w przeciągu trzech dni. Przy pełnych ulubionych smakołyków miskach.

.

Miałam opisać wyprawę do Kina 3D z dwójką Trzylatków i to jak Igo zrobił sobie z sedesu fontannę Di Trevi bo władował doń zawartość skarbonki ze Świnką Peppą oraz parę innych rzeczy… ale chwilowo zupełnie nie mam do tego nastroju. Jakiś marny ten koniec roku się zrobił. Oj marny.