Turkiewki majowe

Panna Lena biega po kuchni z modelem ferrari i dziarsko wykrzykuje:

– Turkiewki to som! Turkiewki mi daść!

Jan zjada makaron świderki z jogurtem. Kategorycznie żąda usunięcia truskawek z obszaru talerza. Wypatrzy nawet mikroskopijny kawałek. Teren skażony obecnością owoców musi zostać poddany drobiazgowym oględzinom, którym towarzyszy pomrukiwanie i marsowa mina.

Lena z zapałem pochłania truskawki, łaskawie ignorując makaron świderki. Sos z jogurtu integruje się z sukienką w kwiatki. Niebieską, dotychczas. Ferrari musi poczekać. Świat musi poczekać. Panna Lena je i niech nikt nie waży się jej pomagać bo będzie zmuszona go ściąć.

Igo zjada wszystko i bierze dokładkę. Piłka nożna wzmaga apetyt. Jak również zużycie środków piorących, wody i energii. Pierworodnego po meczyku rozpoznajemy po czuprynie, ogólnej chudości i pająkowatych odnóżach.

Dzielni rodzice usiłują niezobowiązująco konwersować. Zjedli już swoje porcje oraz to, co raczyły pozostawić urocze dziateczki. Dzień jak co dzień. Tylko truskawki pierwsze.

– Turkiewki! – poprawiłaby natychmiast Lenuśka.

collage-1462633489441

Igo piłkarz

Zawiozłam syna na mecz.

Igo – Mam wrócić sam czy po mnie przyjedziesz?
Ja – Przyjadę.
Igo – Dobra to do piątej. Od 14 trzymaj kciuki, będę w ataku, paaa!

No to trzymam.
Dumna bardzo.

2 maja

Niektórzy dziś rano wstali by pojechać do pracy.

Tymczasem inni ofiarnie postanowili pilnować łóżka.

Oczywiście jeśli rodzice mają wolne i chętnie pospaliby dłużej, młodzież wstaje o brzasku. Klasyka gatunku 🙂

13119085_631647907000690_8350431607321403621_n

Kwiaty na jabłoni

Niedziella. Cześć Maj! Fajnie, że jesteś.

Po śniadaniu odśpiewaliśmy Hal przez telefon urodzinowe „sto lat”. Było głośno i miejscami fałszywie ale za to zawartość uczuć w każdym dźwięku olbrzymia. Hal była akurat w pociągu. Prócz najlepszych życzeń wyraziliśmy również nadzieję, że nie byliśmy na głośnomówiącym.

Następnie wykonałam podstępny nalot na kanapę, przykryłam się kocem i włączyłam opcję drzemki z totalnym olaniem reszty wszechświata. Oczywiście nadszedł ten moment, w którym obsiadły mnie maluchy kategorycznie żądając aktywności w wyścigu resoraków, ale co przespałam, to moje.

Wylegliśmy na podwórko.

Kibicujemy mocno wszystkim nowym pączkom na świeżo posadzonych drzewkach, rytualnie zbieramy kamyki i mamy kolejkę do huśtawek. Na spacer wyciągnięte zostały rowery, hulajnogi i plastikowe taczki, którymi świetnie wozi się piach i kamienie. Jan oswaja pierwszy rower Igora, Lena przemierza kilometry na biegowym rowerku Janka. Jan wspina się na drzewo i ma w nosie wołanie do kąpieli. Igo objaśnia siostrze, że z kwiatów na jabłoni będą latem pyszne papierówki.

Pamiętam z mojego dzieciństwa jak w lipcu rozkładałam pod nią na trawie koc, brałam mały jasiek, książkę i jadłam jabłka zrywane wprost ze zwisającej nade mną gałęzi. Koc był w kratkę, jabłka żółte i słodko-kwaśne, w konewkach odstawała się napompowana rano woda do wieczornego podlewania pomidorów, owady brzęczały niezobowiązująco, a książka zawsze była pobrana z biblioteczki rodziców. Czytałam z wypiekami Annę Kareninę i Ostatniego Mohikanina a w planach było jeszcze całe zagłębie literatury. I to jest jedno z moich ulubionych wspomnień.

Jabłka będą, jak co roku, pyszne. Wiem to.