Marszobieg z przeszkodami

PKP dba o aktywność fizyczną pasażerów lepiej niż trener osobisty.

Poranek. Podjeżdża pociąg. Drzwi otwierają się. Nikt nie wysiada. Następnie kilkadziesiąt osób usiłuje sprawdzić wytrzymałość rozmaitych materiałów, wbijając w zwartą ludzką masę kończynę z butem, bądź torebką. Jeśli kończyna wejdzie i się czegoś ucapi, jest szansa, że wciągnie do środka resztę właściciela. Jeśli nie, czynność należy powtórzyć ze stosownym wrzaskiem. Są dwa obozy: ten wewnątrz pociągu, który nade wszystko chce oddychać i ten na zewnątrz, który nade wszystko pragnie stać się częścią obozu pierwszego. Integralną.

Jako osoba niskopienna przemykam w okolicach kolan i w srętoskłonie trwam dwie-trzy stacje. Potem jest luz i wszyscy tańczą salsę z radości, że przeżyli i o dziwo mają ubranie. Często nawet swoje.

Teraz przenieśmy się w nieco inną scenerię.

Godzina 18 z minutami. Dziki tłum pasażerów kłębi się pod tablicą odjazdów, usiłując odczytać, na który peron należy skierować swe udręczone ciało.

Uprzejmie brzmiący syntezator mowy – nazwijmy go roboczo Janiną – oznajmia, że w dniu dzisiejszym dla pociągów podmiejskich relacji wschodniej przewiduje się opóźnienia. Opóźnienia mogą ulec zmianie, za co uprzejmie przepraszają. Janina oraz Janina. Po chwili dodaje analogiczny komunikat dla pociągów podmiejskich relacji zachodniej. Bez opóźnień mogę sobie pojechać do Kielc, Lublina, czy Trójmiasta. Kuszące.

Opóźnienia ulegają zmianie. Niestety na gorsze. Wszyscy nerwowo przestępują z nogi na nogę. Każdemu chce się siku, ale nie wiadomo kiedy przyjedzie wybawienie, a do szaletu nie po drodze. Staram się nie myśleć o morzu i skupiam się bardziej na Suchej Beskidzkiej.

Janina radośnie oznajmia, że oto pociąg szybkiej kolei miejskiej mojej ulubionej dziś relacji wjedzie na tor 22 przy peronie 2. Dziki tłum pasażerów pędzi mijając sześć innych peronów i wpada na drugi. Radość, entuzjazm, podekscytowanie oraz meksykańska fala. Przez kolejne 5 minut wypatrujemy pociągu, gdyż albowiem miał był wjechać i wcięła go amba.

Następnie pełen pasji głos Janiny wygłasza sprostowanie. Nasz pociąg owszem wjechał oraz oczekuje. Pasażerowie proszeni są o przejście na tor 16 przy peronie 5. I szybko szybko bo za chwilę odjedzie. Wielka Pardubicka. Dziki tłum pasażerów galopuje z peronu drugiego na piąty. Pada kilka życiowych rekordów na sześćdziesiąt metrów i jeden Pan, który potknął się o plecak. Wbiegamy do pociągu. Pociąg odjeżdża. Opłacało się ćwiczyć na wuefie w szkole. I mieć refleks oraz wygodne buty.

Obawiam się jednakowoż, że nikt nie włączył Endomondo. Smuteczek.

9 uwag do wpisu “Marszobieg z przeszkodami

  1. Roześmiałam się w głos. Ale kiedy dojeżdżałam do pracy pociągiem to do śmiechu mi wcale nie było. Koszmarny rok,w ciągu którego nigdy nie wiedziałam ile mi zajmie podróż. Jak bardzo było to stresujące uświadomiłam sobie w pełni dopiero kiedy przesiadłam się na autobus i 99% problemów z dojazdem zniknęło. Pochlebiam sobie, że dla mojego pracodawcy musiałam być cennym pracownikiem bo bez słowa znosił moje b. częste i nieraz ponadgodzinne spóźnienia.

    Polubienie

  2. Jesteś genialna, i niezmiennie poprawiasz mi humor:D Całe szczęście nie dojeżdżam do Sulejówka skm, tylko PKS Mińsk Mazowiecki. Nieraz przyłapuję się na zastanawianiu, jak byś opisała te podróże 😀

    Polubienie

  3. Ach, Warszawo Zachodnia, kto nas twych schodach kostki nie skręcił… Myśmy zgłębiali jej tajemnice w czasach jeszcze przedrodzicielskich, więc kiedy zwiewał nam przedostatni pociąg do B. (i na ostatni trzeba było czekać godzinę), szło się na piwo do Baru na luzie. Ech, czasy.

    Polubienie

  4. popłakałam się ze śmiechu ale takiego histerycznego bo też do pracy dojeżdżam pociągiem i bardziej tęczowo bym tego nie potrafiła ująć Koleje Śląskie to prawdziwa bajka!
    pozdrawiam serdecznie

    Polubienie

Dodaj komentarz