Na ćwiczeniach zastępcza prowadząca skatowała nasze mięśnie. Wszystkie. Po takich zajęciach uświadamiam sobie ile rzeczy może mnie boleć jednocześnie. Pouczające doprawdy.
Wracam do domu takim dość szerokokątnym krokiem. Sztywnym i nieco powłóczystym. Niczym marynarz na studniówce.
Sąsiadka oczywiście tkwi w oknie 24/7 jak podeschła dracena. Znowu pójdzie w eter, że patologia bo narąbana do dzieci wracam niewiadomoskąd.
Ach ta sława 🙂