Ponieważ pomysł nagrywania książek dla niewidomych spotkał się ze sporym odzewem, już wyjaśniam jak to się robi.
Można przez Bibliotekę Książek Cyfrowych, można przez Bibliotekę PZN, bądź przez Polski Związek Niewidomych, jednak od razu wytłumaczę, że dla mnie – osoby pracującej – godziny, w jakich można nawiedzać studio, są po prostu nie do przeskoczenia.
Najlepiej znaleźć sobie równie postrzelonego znajomego, albo dwóch, z profesjonalnym sprzętem do nagrywania audiobooków i umiejętnością obsługi tegoż. Zanim uznacie, że też przecież moglibyście, nagrajcie kilka swoich naturalnych i nie modulowanych rozmów (najlepiej w warunkach macierzystych, czyli w pracy) na dyktafon i odsłuchajcie. Wiekszość ludzi niestety mówi bardzo niewyraźnie, a kobiety z zasady mają zbyt wysoką, "piskliwą" barwę, tymczasem podczas nagrania ważna jest doskonała artykulacja i emisja głosu – wszystkie zgłoski wymawiane są przesadnie wyraźnie, ważne jest szerokie otwieranie i "ruchomość" ust – kiepskie nagrania to strata i waszego czasu i rozczarowanie niewidomego słuchacza. Bo to nie bez znaczenia jak coś przeczytamy – trzeba najlepiej, trzeba przecież taką książkę zagrać. Jeśli ktoś nie czuje się zbyt mocny w dialogach i woli referowanie – niech nagrywa podręczniki, ale wówczas warto skorzystać z listy zapotrzebowań.
Właśnie… lista.
W PZN można dostać listę najbardziej potrzebnych tytułów, jednak przyznaję, że poszłam swoim tropem i wybrałam po prostu książki, które najbardziej lubię, a akurat nie figurowały na liście woluminów BKC ani BPZN. Obstawiłam stare dobre kryminały i klasykę dziecięcą – oczywiście od "Dzieci z Bullerbyn" począwszy. Pierwsze co trzeba zrobić, to odszukać na stronie konkretnego wydawnictwa e-mail do autora (albo w przypadku książek dystrybuowanych do osoby odpowiedzialnej za prawa autorskie) i napisać o naszym pomyśle oraz co on/ona na to – bo trzeba mieć zgodę. Od razu powiem, że pomysł spotyka się z reguły wielką życzliwością i nie ma się czego bać. Wystarczy ubrać to jakoś fajnie w słowa i napisać oświadczenie, że nie chcemy tego sprzedawać, parafrazować i do jakich celów ma służyć.
Gdy już wiemy, co chcemy oraz mamy umówione studio (tu warto pouśmiechać się do lokalnych rozgłośni radiowych, bo zazwyczaj pracują nam mniej skostniali i bardziej skłonni do współodczuwania ludzie) albo przynajmniej coś na kształt i sobie podobnych narwańców z profesjonalnym sprzętem do nagrywania audiobooków, warto przygotować się dobrze, by nie musieć nadmiernie sprawdzać niczyich umiejętności montażowych i by poprawek było jak najmniej. Książkę przed nagraniem czytamy sobie na głos – można w wannie – traktując to jako próbę generalną. Wszelkie zacinki oznaczamy sobie wyraźnie (karteczki z boku strony) i potem podczas czytania, skupiamy się na tych miejscach podwójnie mocno. O tym żeby się nie obżerać i nie pić gazowanego to już chyba nie muszę pisać, ale na wszelki wypadek wspomnę. Pamiętajmy, że naszym zadaniem jest zagranie, nie tylko suche odczytanie. Tembr głosu, modulacja, wartość akcji – to wszystko musi tworzyć pełna i spójną opowieść, taką jakiej sami chcielibyście słuchać. Ciekawą, nie za wolną, nie za szybką, bez zająknięć i zacinek, bez przystanków na łyk herbaty ale też nie sztuczną. To musi być po prostu dobre i profesjonalne. Tak, to ciężka praca, ale warto.
Gotowy materiał poddajemy niezbędnej obróbce (koledzy ach koledzy), czyszczeniu i zgrywamy na kilka dobrych płyt CD.
Potem umawiamy się z którąś z bibliotek, wysyłamy pocztą albo dostarczamy osobiście i zabieramy się do następnej lektury.
Powodzenia 🙂
__________________________
Jestemjulia – ja też nie wiedziałam, że mam takich znajomych, zapalonych i ze sprzętem… dopóki nie zaczęłam szukać. Kwestia chęci. Wystarczy jeden e-mail i zaraz się okazuje, że ktoś kogoś zna, a ten ktoś kogosia też ma kogos i tak to leci. Taki ot łańcuszek, tylko potrzebny.