Podróżowanie pociągiem kształci. Bez wątpienia. Może mniej bawi i jest przyjemne za to świetnie kształci pod względem kreatywności i znajdowania niekonwencjonalnych rozwiązań przestrzennych. Jak bowiem na pięćdziesięciu centymetrach przetrwać noc i w dodatku mieć co najmniej dwa kolorowe sny, to nawet najstarsi górale nie wiedzą. A ja na ten przykład i owszem. No i świetnie taka podróż kształci naszą osobistą muskulaturę. Zwłaszcza pośladki. Przykurcz wszelkich dostępnych odnóży i cierpnięcie tyłka to jednak pikuś w porównaniu z tym co ludzie potrafią zrobić ze swoim kręgosłupem. To lepsze niż kalambury doprawdy.
A już style spania mnie powalają na kolana.
Pan Przy Drzwiach skulił się w sobie i podparł oburącz udręczone czoło – preferuje depresyjny styl Na Załamanego Psychicznie i nawet gdy chrapie to rzewnie. Z kolei Ten Pod Oknem przybrał pozycję Na Glonojada i wyraźnie sunie policzkiem wzdłuż szyby. Najbardziej rozpaczliwym stylem jest pozycja Na Dzięcioła – delikwent walczy sam ze sobą żeby nie spać, podnosi głowę, rozszczelnia powieki, ale oczywiście przegrywa, powieki same zamykają się i głowa opada mu swobodnie w gół… i tak kilkanaście razy. Najbardziej odprężony uczestnik podróży sypia z reguły Na Popielnicę, wdzięcznie otwierając usta i prezentując mniej lub bardziej bogate wnętrze. Ekstremalną zaś odmianą stylu Na Popielnicę jest Motyw Rozgwiazdy, czyli całkowite pokrycie sobą wszelkich dostępnych powierzchni i malownicze rozrzucenie kończyn. Szczęśliwcy zasiadający przy oknie z dostępem do półeczki, potrafią zwiesić się nań, zastygnąć na długie godziny i w pozycji Romantyk Z Widokiem przetrwać podróż z nosem przytkniętym do szyby. W skrajnych przypadkach pozycja ta grozi samoistnym osunięciem się ręki wyżej wzmiankowanego, złożeniem półeczki i nagłym przybraniem pozycji Upadłej Madonny. Wielki cyc nie jest wymagany.
Rano dojechaliśmy na miejsce i okazało się, że już wiadomo gdzie jest Zima. W Grybowie. Sypało całą noc i większość dnia. Teraz właściwie śnieg ma przerwę ale głęboko wierzę, że czeka na dostawę i jak tylko przyjdą nowe zapasy, spożytkuje je na poczet naszych saneczkowych wyczynów.
Pierwszy dzień pamiętam dość mgliście albowiem czas pomiędzy obiadem a próbą głównie przespałam regenerując nadwątlone siły a wieczorem czułam się tak rozespana, że o północy już chrapałam. Chyba wyłażą ze mnie wszystkie nieprzespane noce. Dziś już jednak nie mogę zawieść własnych oczekiwań i zamierzam kultywować zasady corocznych warsztatów: mało spania, dużo śpiewania, cowieczorne imprezy korytarzowo-pokojowe i jeszcze więcej wypraw do lokalnego legendarnego pubu Feniks. We czwartek szykuje się impreza tematyczna pod hasłem flanelowych koszul, trampek i ogólnego rozchełstania, więc istnieje też szansa na małe buszowanie po lumpeksach bo z wymaganych precjozów posiadam jedynie czerwone trampki. Zabawa zapowiada się przednia – w sklepie koleżanka wypatrzyła nawet siateczkowy podkoszulek w stylu Późnego Kapciowego a inna drapieżny spodzień w stylu dziura_na_dziurze_i_dziurą_pogania.
Dobra, nie ma co pitolić, za pół godziny obiad a zaraz potem druga próba, a ja tymczasem pożarłam pyszne śmiejżelki dostane od Współlokatorki Oli. Żaba mówi, że też chce być na blogu i nawet przyniosła mi drugą paczkę. Wieczorem robimy pseudosangrię i nie wiem czy będę na tyle trzeźwa by to opisać. Miałam skoczyć na spacer. Jest tak obłędne słońce, że żal byłoby go trochę nie nałapać w kaptur.
Mówię Wam… uwielbiam to miejsce.
____________________________________________________
Dzwoniłam do domu. Lokator poza białym kropkami mazidła taki sam jak zwykle i nie prezentuje żadnych zmian w zachowaniu. Mamut spokojnie daje radę i śmieje się, że gdyby Jej osobiste Dzieci tak znosiły ospę, miałaby o tabun siwych włosów mniej. Syn przez telefon powiedział mi, że halo i że Apcik tera gotuje i cyta bajke, zatem cmok cmok Matka i papa bo przeszkadzasz. Pozbyłam się ostatnich wyrzutów sumienia. Obojgu nam jest dobrze.
Wszystko skończyło się dobrze:)
Kochane Dzieci są wdzięczne rodzicom:D jak zwykle…
Smacznego (jeśli już mowa o żelkach) i udanego pobytu oraz szaleństwa na imprezach;))
PolubieniePolubienie
ranyyy, Bajka, ja dojadę we czwartek i ciągle myślę jak jest tam fajnie a mnie jeszcze nie ma…
PolubieniePolubienie
hihi 🙂 …a potem się okazuje, że świat bez nas spokojnie sobie istnieje… a my bez wyrzutów sumienia możemy zająć się wreszcie sobą 🙂
baw się coraz lepiej 🙂
PolubieniePolubienie
i naprawdę super że ospa z głowy. ja niestety miałam ją w dojrzałym wieku 13 lat i nie chcę tego wspominać.
PolubieniePolubienie
zostawiliśmy Zoinę dziadkom i pojechaliśmy do Paryżewa. Zoisn miała gluta do pasa, kaszel i lekutki_wkurw_w_związku_z_ty.
i wszyscy przezyli. a ospy gratuluję. macie jedne krosty z głowy!
PolubieniePolubienie
jest jeszcze opcja „bezsenność w seattle”, czyli wiercenie, postękiwanie, wychodzenie na chwilę na korytarz, wyciąganie prowiantu z bagażu z najwyższej półki (co nie zawsze znajduje odzwierciedlenie w jakości prowiantu), wrzucanie po jednym papierku z cukierka do śmietniczki, do której trzeba się przepchać przez siedmiu braci śpiących itp.
p.s. kod „zmnna”
PolubieniePolubienie