Codzienności moje

Codziennie rano budzi mnie szczękościsk śmieciarki na dziedzińcu. Nie wiem doprawdy jak mogłam jako Dzieć młody i naiwny marzyć o karierze kierowcy takiegoż pojazdu. Raz, że mało opłacalne i efektowne to niestety zajęcie a dwa, że nikt de facto takiego kierowcy nie lubi. A jako Dzieć młody i naiwny marzyłam o profesji, która dałaby mi nie dość, że pieniądze to jeszcze sympatię otoczenia. O tak miałam. Bo choć praca kierowcy śmieciarki bardzo potrzebna i społecznie wręcz niezbędna, to każdy psioczy i marudzi. Insza inszość, że jak będąc takim kierowcą zabiera się ładunek z mojego dziedzińca o piątej.trzydzieści, to ja nawet nie chcę się zastanawiać, o której trzeba wstać. Ja to bym się chyba wcale nie kładła. Albo przeszłabym od razu w czwarty wymiar. Zwłaszcza – jak dziś – bez kawy.

Codziennie rano wychodząc z domu uśmiechamy się z Sąsiadką z Końca Korytarza. Przez pamiętną aferę z zatrzaśniętym w mieszkaniu Lokatorem zbliżyłyśmy się jakoś. Ona, starsza i samotna kobieta, potrzebowała chyba poczuć się potrzebną, zauważoną. Ja cieszę się, że mam w tym obcym przecież jeszcze domu życzliwą mi osobę, taką już choć trochę znajomą. Niedawno mijałyśmy się na klatce. Pytała co u nas. Powiedziała nawet, że w razie czego chętnie zostanie z Małym gdybym musiała gdzieś pilnie wyjść. Ja czasem zabieram razem ze swoim Jej worek ze śmieciami. I jak w końcu zrobię to ciasto co mam w planach, zaniesiemy oboje. Na pewno się ucieszy.

Codziennie w Żłobku widzę jak mi Dziecko rośnie. Oddaję mniejsze, odbieram większe. Nie wiem czy to możliwe ale słowo daję, że rano te buty jeszcze pasowały… Mam taką teorię, że Dzieci rosną na czas. Czekają na to aż się zagapimy, albo przez sen. Wystarczy przez chwilę nie patrzeć. Może gdzieś są organizowane jakieś zawody? Kto wie.

Codziennie w tramwaju, metrze i na schodach spotykam Ludzi. Jedni są smutni, poorani czasem, przytłoczeni ciężkim bagażem doświadczeń, inni zwyczajnie ponurzy, źli i naburmuszeni zbyt wczesną porą czy zbyt mżawą mżawką, jeszcze inni niewyspani, nieprzytomni, zmęczeni, zamyśleni. Nikt nie patrzy na nikogo. Chyba, że jakaś para w uścisku albo małżeństwo tuż przed sprzeczką o zwyczajowy drobiazg. Zawsze mam ochotę podbiec, dotknąć ramienia oglądającego czubki swoich butów delikwenta, krzyknąć „berek” i zwiać w podskokach. Kiedyś to zrobię.

Codziennie uśmiecham się na widok tego samego plakatu. Za każdym razem ktoś dorysowuje na nim coś śmiesznego. I kto powiedział że polityka jest nudna?

Codziennie po drodze do pracy spotykam ten sam Dom. Szary, przybrudzony, pokryty warstwą styropianu bo jesienne ocieplanie i wspomnień bo rocznikowo niemłody. Dom ma na jednej ze ścian duży napis, który nieodmiennie kojarzy mi się w filiżanką kawy przed zajęciami z filozofii pitą dobrych kilka lat temu w miłym towarzystwie. Towarzystwo już dawno nie moje a i kawy chyba w tym co wówczas miejscu nie podają, ale te litery przenoszą mnie w czasie.

UMYSŁ CZYSTY JAK NIEBO BEZ CHMUR

Zawsze zadzieram głowę.
Zawsze jest przynajmniej jedna.

14 uwag do wpisu “Codzienności moje

  1. codziennie ta śmieciarka jeździ? mnie się wydawało, że raz czy dwa razy w tygodniu, z czasów kiedy mnie też budziła…

    (jak dobrze widzieć takie notki Jak Dawniej, nie masz pojęcia:) )

    Polubienie

  2. Ha!
    Ogladałam reportaż o mężczyznach z takich pojazdów: nie jest łatwo dostać sie do tej branży; zarabiają tak, że nie myślą o zmianie.
    I kto by pomyślał:)

    Polubienie

  3. to ja się mogę z Tobą w tego berka… bo ostatnio coś jestem zapatrzona w moje jesienne smutne obuwie. Fajnie będzie:) tylko ja… nie jeżdżę tramwajem:P

    Polubienie

  4. Bajko,

    bylismy całą trójką w katedrze, ogromnie się podobało. Maleństwo ponoć cały koncert fikało kozły, dopiero na końcowe tutti organowe struchlało. Dziękujemy za zaproszenie.

    Czyje jest to opracowanie „Zdrowaś bądź Maryja”? Cudne. Już kiedyś komplementowałem wasze piano, teraz moja ślubna dołącza się do achów.

    Polubienie

  5. Codzienność ma w sobie coś z cista z bakaliami. Zawsze rozdłubywałem kawałki po to by poczuć ten niezwykły smak. Khm 5.30 to pora gdy ostatnio wracam mijając ludzi znużonych świtem. Szkoda, że nie wiedzą, że mój tryb życia jest nie mniej ociężały, tylko w odwrotnej kolejności. :)))))))))))))

    Polubienie

  6. nie udało się do Katedry 😦 żal.

    ale do tego hasła dołączam widziane na kiedyś na wlepce, strasznie mi się podoba

    Zliż słońce z chodnika, nim wsiąknie w beton.

    Polubienie

  7. „Zdrowaś bądź Maryjo” to utwór Henryka Góreckiego i pochodzi z roku 1985 – to prawda, piano tam takie, że aż ciarki się czasem ma na plecach.

    Było jeszcze „Otcze Nasz” Werbyckiego, „Veni creator”, „Verbum caro” Hasslera i „Tiebie pojem” Czajkowskiego.

    Polubienie

  8. a my w tym czasie jadłyśmy jajo, szczypiorek i paprykę. piłyśmy sok. a potem tłumaczyłam damie, że zęby należy umyć. a potem, potem przerabiałyśmy bajkę 😉 pt. lub na temat: jak kto śpi i czy w piżamce.

    ot codzienność. a teraz czekam, aż pralka skończy monolog.

    Polubienie

Dodaj komentarz