Odbieram telefon od Ziuty, która po upewnieniu się, że jestem w domu, każe mi natychmiastowo włączyć tefałen. Bo Jej promotor i fajnie gada. Na antenie bardzo popularny tokszoł. Promotor fajny – fakt, znaczy to co mówi bo sam to niekoniecznie ale nie na tym zawiesza mi się ostatnia na ten upał synapsa.
W okienku Agnieszka Chylińska mówi o macierzyństwie.
Matkoboska.
I najgorsze, że to co mówi ma sens. Choć może niekoniecznie forma do mnie przemawia.
Jakkolwiek wyluzowaną i rockandrolową Mamą bym była, pewnego poziomu abstracji osiągnąć nie jestem w stanie. I to chyba dobrze. Jak sądzę.
Zaszczepiliśmy wczoraj Lokatora trzecią dawką anty-pneumokoków. Dzielność nad dzielnościami. Nie było beków, krzyków i histerii. Po raz kolejny patrząc na inne Dzieci widzę jak bardzo mi się udało. To naprawdę wyjątkowy egzemplarz. I jestem wdzięczna. Tym bardziej, że wszyscy pamiętamy chyba jeszcze, że żadne zastrzyki do łatwych, lekkich i przyjemnych nie należą.
Dzieć zmarszczył się, skrzywił i zapłakał – raz. Potem dał się ugłaskać i uspokoił się – sam. A następnie grzecznie powędrował do Żłobka, z którego z trudem dał się odebrać. Kwestia babek z piasku z pewną Uroczą Młodą Damą zdawała się być paląco istotniejsza niż Mama. Niestety nie zważając na protesty musiałam młodego Don Juana zgarnąć i wyrwać z uroczego tete-a-tete. Przykro mi, Syn, medycyna pracy wzywała.
Jeszcze się Książę ponajeżdża 😉
Z medycyną pracy randkę miałam z okazji Nowej Firmy. Spotkałam się ze stadem podejrzanie miłych lekarzy i było czarownie. Normalnie jeszcze chwila a wyciągnęłabym chusteczkę higieniczną i spytała czy ta wazelina to tak hurtowo czy po prostu jestem Milionowym Pacjentem. Albo gdzie jest ukryta kamera. Ale jestem troszkę rozregulowana bo wszędzie strajk, więc może to temu. Bo na przykład w Przychodni Dzieciowej też było miło i fachowo a wcale nie prywatnie i pomimo strajku.
Czyli jednak da się.
Bo ja to w ogóle jestem zdania, że strajk strajkiem ale nic nie upoważnia ludzi do chamstwa i prostactwa. Zatem jeśli nawet jest już strajk (i ma on sens – nie przeczę) i wszyscy mają wszystkiego i wszystkich innych tak serdecznie dość, że najchętniej opłaciliby im czarter na Marsa – pilotowany przez zapalonego (albo prawie zapalonego) Taliba oczywiście – to mimo wszystko przydałby się jakiś elementarny choć szacunek i niekonieczne traktowanie Wstrętnej Łajzy Pacjenta jak bolesnego wrzodu w samym epicentrum lewego półdupka. A z tym niestety różnie bywa.
Myślę sobie, że dla niektórych strajk jest tylko pretekstem żeby taka Prawdziwa Niekoniecznie Fajna Natura z niego wylazła. I wyłazi każdym porem skóry. Zwłaszcza z Księżniczek Z Rejestracji.
Tu mam nieodmiennie taką małą refleksję, refleksyjkę właściwie, że Księżniczki Z Rejestracji muszą mieć jakieś koligacje rodzinne z Ich Wysokościami Z Dziekanatów. No muszą po prostu. Takiej zbieżności genów nie da się zignorować.
I za Chiny Ludowe nie wiem na czym polega ich rekrutacja ale jestem przekonana, że jednym z etapów jest wejście delikwentki obwieszonej świeżym mięsem do klatki wygłodniałych tygrysów. I założę się, że znalazłam wytłumaczenie dla faktu zmniejszania się populacji tych przemiłych kociaków.
W statystykach widzę, że dwie osoby zaczęły zgłębiać początki blogowego archiwum. Jedna wczoraj, druga dziś. Nadal zaskakuje mnie to uczucie i chyba cieszy. Tak właśnie.
Redakcja życzy smacznego.
I w ogóle jak zaglądam i patrzę a tu na przykład 450 osób w poniedziałek, to się zastanawiam, że to już jakaś odpowiedzialność jest. Że kogoś oswoiłam w sumie tym swoim pisaniem, bo to w zasadzie stała liczba jest już ostatnio. I kiedy nie piszę za długo albo piszę, ale za smutno, to mam zaraz w skrzynce wiadomość albo dwie, że ktoś myśli i się martwi i ciepłe fluidy wysyła. Albo żebym się wzięła w garść, zadek w troki i nie odstawiała dramatu w Andach. Nie wiem, miło no. Trudno też trochę, bo to też forma jakiejś presji ale motywującej, dobrej. No i skłamałabym gdybym napisała, że to nie głaszcze. Albo nie przytula czegoś w moim środku. Albo nie cieszy.
I tak o.
Wiem, roztkliwiam się. Ale to wszystko przez ten chromolony PMS. Już piszę o dupach i cyckach. Albo przynajmniej jakąś makabreskę skrobnę. Obiecuję. Jeszcze tylko dziś będę taka rozlazła po kątach.
AgA Zojkowa projektuje mi wzory koszulek z Ludzkim. Przysłała też e-mail z prośbą o krótką trzy-czterozdaniową igorynkę na temat radzieckiego-termosu. Myślałam, myślałam i nic. Nic innego nie przychodzi mi do głowy:
– Mamo! Mamo! A co ty zamykasz w radzieckim-termosie?
– Niegrzeczne dzieci.
– I mieszczą się?
– Jak dobrze posiekać 😉
Jutro pierwszy dzień w Nowej Pracy.
Pewnie, że mam cykora. Jak cholera. I z godziny na godzinę rośnie. Czy sobie poradzę? Czy nie zawiodę? Czy przy pierwszej nadarzającej się okazji nie zatłukę nikogo monitorem? Ale większą mam frajdę. Mimo wszystko. Frajda jest super i smakuje truskawkami. Całe sitko. Obżeram się dziś i nie robię nic. Wspaniale mi idzie.
Przyczytałam dziś tę notkę o ważnej rozmowie nie tak dawno temu. Pierwszej w moim życiu. I o motyce co ja z nią na to słońce i jakie to głupie i nierealne się zdawało. A teraz proszę. Szefowa do mnie dzwoni, że mam już biureczko i telefonik i wszyscy czekają. A ja się uśmiecham, że to takie tu i teraz.
Głęboki wdech i skaczę.
Może i nie umiem pływać ale nikt nie stwierdził obligatoryjnie, że nie mogę się nauczyć. Na pewno dam z siebie wszystko.
No to chlup!






