W kwestii kciuków

Niniejszym serdeczne dzięki za kciukotrzymactwo zaangażowane.

Czy trzymaliście skutecznie, dowiemy się – mam nadzieję – niedługo. Niestety póki co z różnych przyczyn nie mogę o tym napisać na blogu. Ewentualne jednostki z silną potrzebą inwigilacji zapraszam standardowo na e-mail. Reszcie mocne uściski za ciepłe myśli i słowa otuchy. Chciałabym by pomogły.

A jak poszło?

Poszło dziwnie. Jak wszystko mogło być gorzej ale mogło być lepiej. Okaże się. Zatem chwilowo ogryzam pazury i zaklinam swojego życiowego farta by i tym razem dał o sobie znać. Liczę na to, że to taka dobra fala. I że będzie dobrze. W końcu i na długo.

Choć nie ukrywajmy – musiałby się zdarzyć cud żeby mi się to udało. Ale, że lubię wyzwania, więc jak to mówią zagraniczniaki: we’ll see.

Dzień wolny wykorzystałam pracowicie.

Odebrałam nowy dokument tożsamości i stwierdzam, że wyglądam jak idź stąd. Śmieszny kawałek plastiku, do którego nijak nie mogę poczuć sympatii. Bo ja sentymentalne zwierzę jestem. W zielonej książeczce miałam plamy po pierwszym winie pitym na Agrykoli w czasach buntu i naporu, oraz spodni chlapanych na pasiasto bielinką i włosów na cukier. Makabra. Dobrze, że z tamtego okresu mam mało zdjęć i wszystkie skrzętnie ukryte. W przeciwnym wypadku bałabym się o to, że Lokator w przyszości, wpadłby na genialny pomysł naśladownictwa. A tak, pozostawię Mu ten temat otwartym. Jeśli to geny, sam trafi.

Oba portrety w dowodach mają krótkie włosy i są w identycznie ustawione. Widać różnicę lat. Znacznie większą niż faktyczna. Na jednym z nich wyglądam ślicznie. Nie wiem jak to się stało, że zobaczyłam to dopiero teraz. Zawsze wydawało mi się, że to było najkoszmarniejsze zdjęcie mojej młodości – taki wczesny przylizany Beattles. Teraz patrzę i widzę zupełnie co innego. Tylko oczy się nie zmieniają. Żorżyk twierdzi, że mam w sobie coś z postaci mangi. I że to nie wielkość i proporcje. Raczej przyciąganie.

W Biurze Paszportowym kolejka jak stąd do Irkucka. Przegryzłam i przeczekałam – w końcu godziny przyjęć interesantów mają tak zupełnie z innej galaktyki, że nawet nie próbuję wnikać czy ktoś daje radę w normalny dzień pracy. Chyba zawsze trzeba brać sobie urlop na takąż okoliczność. Zaborczy są skubańcy – jak randka to TYLKO z nami, z nimi więcej – powinni mieć takie hasło reklamowe w charakterze banerka nad drzwiami. Stoję, siedzę, czekam, położyć się nie ma gdzie. Pan Z Lewej usiłuje przekonać Panią Pośrodku, że kolejka go nie obowiązuje. Chory jest i zostawił włączone żelazko. Pan Z Prawej radzi mu za jednym zamachem wezwać Straż Pożarną i karetkę. Pan Z Prawej od razu zostaje moim ulubieńcem. Wymieniamy kilka zagadkowych uśmiechów i jedną gazetę. Też lubi Urbana. Po czterdziestu minutach wchodzę.

Miła Pani Z Okienka łaskawie informuje mnie żebym się odpierwiastkowała albowiem nie przyniosłam ze sobą Stosownej Karteczki i Aktu Urodzenia Dziecka. Uprzejmie nie daję za wygraną i dezinformuję Miłą Panią Z Okienka, że Koleżanka Z Okienka Sprzed Miesiąca nie dała mi nic poza złudzeniem, że będzie bezproblemowo, a już na pewno żadnej Karteczki, nawet niestosownej. I że skoro przyjęła wniosek o wydanie paszportu musiała widzieć zarówno Dziecko, jak i Jego Akt. Czyż nie?

Okazuje się, że czyż tak.

Moje spojrzenie musiało zawierać bardzo dużo treści. Pani wyraźnie zmiękła, razem z okienkiem, Stosowną Karteczką i trwale zaondulowanym loczkiem.

Wniosek o upierdliwość do bólu nasuwa się sam. Jeśli bowiem, Drogi Rodaku, nie wydrążysz, wywalczysz i wyrwiesz siłom i godnościom osobistom tego co Twoje i Ci-Należne, będziesz popierdalał z karteluszkami rozmaitego autoramentu do końca świata. I o jeden dzień dłużej.

Tyle, że w odróżnieniu od słynnego propagatora tego chwytliwego hasła, Pana Jurka, nawet gdybyś miał jakąś orkiestrę nikt Ci z tego tytułu nie wrzuci nigdzie złamanego grosza.

Lokator zyskał pisemne potwierdzenie faktu, iż jest Obywatelem. Też mi coś. Wiedziałam to i bez ubiegania się o paszport.

W czerwonej książeczce, o niespotykanie jak na tę gramaturę sztywnych okładkach, poza złotymi zgłoskami o przynależności do Unii Europejskiej i zaraz pod spodem do Rzeczpospolitej Polskiej, zawarto człowieka instant. Cyferki, skróty, umowne znaki – ciągi liczbowe o nadprogramowo wygiętych brzegach. Tak, to najbliższa mi Osoba. W Światowym Rejestrze od teraz ma swój numer i czyste konto. I za pięć lat prawdopodobnie zabije mnie plastikową łopatką za zdjęcie, na którym wygląda jak wielki roześmiany gremlin.

W ogóle czasem mam nieodparte wrażenie, że urodziłam ludzika z modeliny – coraz bardziej plastyczne miny potrafi zrobić. Jednakowoż mając w pamięci wydarzenia sprzed półtorej roku, zdecydowanie stwierdzam, że jak na to tworzywo, Lokator zdecydowanie zbyt opornie się ugniatał.

Być może trzeba było najpierw podlać wrzątkiem? Hmm…

Po południu, w ramach urozmaicenia, wybraliśmy się na umówioną wizytę do Ortopedy. Ortopeda zajrzał mi parę razy w dekolt a następnie z miną lubieżnego satyra i uśmiechem z gatunku znaczących poinformował mnie zniżając głos, że Syn dobrze się Pani rozwija.

Naturalmą.

Nie sieknęłam przez łeb tylko dlatego, że po pierwsze nie wiedziałam czy chodzi o wydatny lokatorki bęben, czy o chód, który w końcu ustabilizował się na takim jak trzeba poziomie, czy raczej o ten dekolt, do którego praktycznie cały czas gadał. Nie mam pojęcia co na to mój biust ale ja już teraz wiem, że nowa bluzka robi wrażenie.

Po Nowym też widzę, że Go feromon strzela.

Jak mnie zobaczył w niej w przymierzalni, nawet nie poczekał na resztę zakupów. Zanim zasznurowałam buty już była zapakowana i grzecznie czekała na mnie w firmowej torebce. A z wieszaka jakoś nie rzuciła Go na kolana. Mnie owszem – głęboki matowy brąz, w japońskim stylu z pasem owijanym wokół talii jak kimono, no i ten dekolt. Fajna po prostu. Taka inna i bardzo, bardzo prosta. Polubiłyśmy się od pierwszego spojrzenia. Poza tym nie pamiętam kiedy ostatnio kupowałam coś dla siebie.

Nie powiem oczywiście, że cierpię z tego powodu, ale dobrze się w niej czuję i dobrze wyglądam. Mam teraz dobry czas. Korzystam.

Ech, faceci – to tylko odpowiedni krój, push-up i wiosna.
A Wy myślicie, że my takie zawsze 😉

Przecież wiadomo, że w domu to ślip, fiok, papilot i przydeptany kapeć.
I pet malowniczo zwisający z kącika ust.
I plucie na paprotki.
Opcjonalnie.

Oczywiście stosownym milczeniem pominęłam, jak widzicie, w jakiej części ciała najmocniej czułam o 22 z minutami cały dzień kurcgalopkiem na wysokich obcasach, ale wierzcie mi, w życiu nie miałam tak długo tak długich nóg.

Super hiper mega giga ponętnych odnóży.

Normalnie bowiem jestem dość nisko skanalizowana i mam krótkie niby-nóżki ( w książce do biologii byłabym rozrysowana w przekroju i z legendą). Za to oczywiście grube. Bo równowaga w przyrodzie być musi. Na obcasach jednak to wszystko się zmienia i z miejsca czuję się jak kobieta. Prawdziwa i bezwzględna. Nie zaś jak serdel z dwoma pętkami podwawelskiej w strategicznych momentach mojej konstytucjonalnej budowy. Niestety, kilometrowe, szczupłe i zgrabne nogi wylosowała w naszym związku Haluta. Nie wiem wprawdzie nadal co w tej loterii przypadło mnie, ale pielęgnuję nadzieję, że nie obsrany gołębnik na podwórzu sąsiada.

Gdyby nie to jak się teraz czuję i jak bardzo mam ochotę położyć się i czołgać za każdym razem gdy muszę iść dwa kroki obok do drukarki, nawet spałabym w dziesięciocentymetrowych szpilkach. Nigdy przecież nie wiadomo czy ten przypadkowy włamywacz nie byłby akurat najprzystojniejszym pretendentem do tytułu Zenka Spod Celi w moim prywatnym Prizonie.

Umieram.

Dziś niech mnie noszą w lektyce.
Casting rozpisze mój osobisty sekretarz.
W późniejszym terminie.

9 uwag do wpisu “W kwestii kciuków

  1. widzę że w papierkolubności jednak rodacy ścigają się z francuzami, niestety. sentencjonalnie rzeknę „nie ma takiego papierka, którego by się nie dało załatwić” 😉

    eM też mi powiedział „tylko oczy te same” jak zobaczył moje zdjęcie z czasów studenckich. ale ja na nim wyglądam na 40-letnią nauczycielkę fizyki, więc to chyba całe szczęście 😉

    Polubienie

  2. Podziwiam samozaparcie i wysokie obciachy. Ja tylko w strategicznych momentach noszę: obrona dyplomu, śluby kolejnych przyjaciółek, dziesięciolecie matury i własny ślub. A niee…. jeszcze ze dwie okazje służbowe się trafiły.
    Pozdrawiam z parku 😀

    Polubienie

  3. na trzymanie nie zdążyłam(awaria netu) no ale zasze moge pokibicowac na zaś.
    Bluzeczka powiadasz? ano pokaz jaka to,narobiłas mi chetki na zakupy,dzis zaliczylam wiosennie fryzjera ,sklepy ogarnełam okiem w poszukiwaniu obuwia dla 15-tki, z czego udało sie nam wejsc w posiadanie bezrekawniczka-tuniki w szmateksie;) tak to sie robi zakupy:)

    Polubienie

  4. Bajko, notka – mistrzostwo wszechświata. Wspaniale opisałaś pobyt w urzędzie i… roześmianego gremlina 😀 A co do urzędów, to wiem, że powinnam, ale… po Twoim opisie się jeszcze zastanowię. a już prawie byłam zdecydowana…. 😉

    Polubienie

  5. Czy w tych urzędach nie ma litościwych urzędników? Z przerostem uczuć ojcowskich/dziadowskich? W moim przypadku zawsze działa metoda na „miłe cielę” – „to, gdzie, proszę pani, mam podpisać?”. No, ale urzędniczkę w wieku mojej matki można znaleźć w każdym przybytku św. biurokracji…

    Polubienie

Dodaj komentarz