Nie wiem czy wszyscy mają ten feler, czy mam się czuć jakoś szczególnie wyróżniona w kwestiach skojarzeń, ale osobiście gdy zobaczę kogoś w sytuacji niecodziennie intymnej, ciężko mi potem wyobrazić go sobie w gajerku i z laptopikiem pod pachą na jakiejś super ważnej firmowej konferencji.
Zawsze będzie dla mnie w gaciach w kratkę i z laptopikiem pod pachą.
W mojej poprzedniej, nieoficjalnej pracy, były zwyczaje wspólnych sobotnich wieczorów dla szeroko pojętej pracowniczej integracji. Generalnie chodziło o to, żeby się jeden kierownik z drugim napili wódki i być może wyrwali jakąś świeżą stażystkę w celach konsumpcyjnych. Albo trzy.
Jako że w soboty z reguły miewałam ciekawsze plany – dziesięć kilo temu jeszcze studiowałam, byłam młoda i powabna, więc tańczenie na stole salsy było jak najbardziej na miejscu – olewałam sikiem prostym wszelkie integracje ze starymi pierdzielami. Do czasu kiedy do Firmy przyszedł Sztywny.
Nie wiem od czego Sztywny był sztywny ale bynajmniej nie miało to związku z tym o czym właśnie pomyśleliście.
Mówi się, że czasem ludzie zachowują się jakby połknęli kij, albo wieszak, albo usiedli na ekierce. No. To Sztywny miał w organizmie całą szatnię Filharmonii Narodowej, razem z woźnym. Sztywny z miejsca stał się obiektem daleko posuniętych obserwacji i analiz. Patrzyliśmy z zatrwożeniem czy jadąc windą nie przejdzie aby do Matrixa albo na przykład nie zamieni się w rolkę blachy falistej. Nawet dzień dobry bąkał tak mało entuzjastycznie, że miało się wrażenie, iż w jego przypadku uśmiech byłby śmiertelny. Zarówno dla wykonawcy jak i obserwatora. Kiedy wreszcie udało się go namowić na sobotni wypad integracyjny, nie mogłam sobie odmówić przyjemności zarejestrowania co tequila robi z człowieka.
Zrobiła. Więcej niż bym chciała zobaczyć nawet.
Sztywny nie bardzo wprawdzie zwiotczał i okazało się, że nawet potrafi opowiedzieć dowcip, ale za to wyraźnie zszedł z ekierki. Zwątpiłam gdy nagle okazało się, że nie tylko ja jestem entuzjastką salsy. Z tym, że ja wolę ją tańczyć w ubraniu i z reguły pomagała mi w tym Ziuta. Sztywny to był jednak ambitny typ. Prawdopodobnie do końca życia nie da rady wytłumaczyć się żonie, która musiała przyjechać po niego w środku nocy i zbierać z knajpy jego gajerek, krawacik i idealnie wypastowany obuw. Nam nie dał się powstrzymać. Tańczył z barmanką na ladzie i dumnie prezentował wibrujące slipy w kratę.
Tydzień później mieliśmy w Firmie jakieś super_hiper_mega_giga ważne spotkanie na szczycie.
Sala konferencyjna, masa sztywniaków w kołnierzykach i ęą na najwyższym poziomie. High life i orzeszki. Sztywny przyszedł jak zwykle nienagannie odprasowany i z kantem niemal wzdłuż twarzy. Odpalił laptopika, rozpoczął prezentację i z miną odkrywcy kosmosu w pomidorowym koncentracie, referował nam o Piekielnie Istotnym Projekcie Informatyczno-Ekonomicznym.
Oczywiście cały czas nie mogłam się skupić na tym co mówił i patrzeć na niego jak na przełożonego. Ciągle widziałam te gacie w kratę. Pomimo gajerka, krawacika i odprasowania.
I tak sobie myślę, że gdy teraz ktoś przy mnie omawia strategie marketingowe z miną Strasznie Sztywnego Sztywniaka, a dajmy na to widziałam go w szlafroku, czy z koperkiem na zębie, zawsze chce mi się śmiać.
Nie chcielibyście wiedzieć po czym drapią się informatycy słuchając przez telefon o Waszych problemach z serwerem 😉
wiemy wiemy albo przynajmniej sie domyślamy ale co w koncu wielkanoc idzie 😛
PolubieniePolubienie
Ale chętnie się dowiemy ze dokładniej i ze szczegółami 🙂
PolubieniePolubienie
i tu sie zgadzam. SZEGOLY prosimy 😀 niech lud pracujacy ma jakas rozrywke przed weekendem
PolubieniePolubienie
Ja sie nie drapię! Ja piłuję paznokcie;-)Albo sprawdzam, czy mi sie zostało ciut herbatki w kubeczku…
PolubieniePolubienie
Hehe, a ja mam taką metodę na stresujące sytuacje… Np. jak boję się bury od szefa to wyobrażam go sobie w gaciach. Albo wredną urzędniczkę w szlafroku, bez makijażu i z lokówkami. Albo na kiblu. Od razu robi się lżej.
PolubieniePolubienie
Ally McBeal i dressing na brodzie. Tak mi sie skojarzyło i zostało 🙂
Nie miewam powizji o majtasach, od czasu jak w trudnych warunkach lokalowych zawsze robiłyśmy herbatę (z prądem) w męskiej szatni. Chłopaki brykali w kalesonach w żabusiek co wpłynęło na mą odporność. Teraz i zawsze i na wieki wieków.
Ale rozumiem problema 😉
PolubieniePolubienie