Z okazji piątku stałam się Mamutem. Znaczy nie żebym nie była nim przed piątkiem bo w inny stan skupienia przeszłam już jakiś czas temu ale teraz stałam się Mamutem Pełnowartościowym. Igorowski zaczał mi mamować i to całkiem na dobre. Jak dotąd zdarzyło Mu się powiedzieć do mnie mama trzy razy. Na wakacjach. Gdy nie mógł z czymś sobie poradzić. Ale wołał dość niewyraźnie i sam był pomysłem tegoż wołania trochę zaskoczony. Nawet bardziej niż ja. Po wakacjach umilkł w tym temacie i kropka. Powodowało to u mnie nieustającą tęsknotę i chandrę wielkości Mount Everestu. Bo przecież już wiedziałam, że potrafi.
Tym razem siedział przede mną, popatrzył z ukosa, uśmiechnął się szelmowsko i ni z tego ni z owego wypalił… mama!
Oczywiście, że się wzruszyłam i oczywiście, że wyściskałam Go okrutnie. Nie wiem czy bardziej spodobało się Lokatorowi ściskanie czy brzmienie nowego-nie-nowego słowa ale rozmamował się na dobre. Do tej pory zdążył wykrzyczeć, wyszczebiotać i wyszeptać mi to tyle razy, że nikt już chyba nie może mieć wątpliwości kim jestem. Ja w każdym bądź razie czuję się usatysfakcjonowana. Po sufit. I pomyśleć, że jeszcze rano pisałam maila do koleżanki, w którym zawarłam obawę, że Młody chyba zapomniał, że już potrafi powiedzieć mama i w ogóle. No. To właśnie sobie przypomniał… a mnie boli głowa 🙂
Przy okazji pragnę nadmienić, że być może lokatorski słownik użytkowy nie jest specjalnie bogaty ale zawiera tyle odmian, natężeń, barw i odcieni, że aż sama się dziwię na ile sposobów można powiedzieć zwykłe ba. Jedno oznacza upadek (w domyśle bach), inne powątpiewanie, kolejne jest oznajmujące a bywają jeszcze ba pytające, rozkazujące, dramatyczno-histeryczne, ćwierknięte, skrytoszeptane i rozedrgane. Paleta ba jest tak ogromna jak tylko rozległa potrafi być wyobraźnia. Zarówno Dziecia jak i moja.
Kata twierdzi, że Młody mało (poza sylabami) gada, bo zwyczajnie ja za dużo nawijam. Obawiam się, że może mieć rację. Skończy się na tym, że któregoś pięknego dnia zdziwię się gdy przy obiedzie zapyta o kompot. Bo zawsze był.
Tymczasem cieszę się z oficjalnego uznania mojej roli społecznej przez Syna i obchodzę swoje prywatne święto – Dzień Mamuta. Na czworakach. Bo akurat bawimy się w dromadery.
Mama… strasznie fajnie to brzmi 🙂
________________
Podczas pisania tego tekstu milion pięćset razy wyszło mi ‚piętek’ zamiast ‚piątek’. Wychodziło mi wszystko – a najbardziej włosy – tylko nie ‚piątek’. Czy to jakiś znak?
GRATULEJSZYN!!!!!!! ogromne jak moje ego:)!!!!!
PolubieniePolubienie
Fajny taki moment w życiu każdego mamuta 🙂
A potem się osłucha i jak dzieć zawoła czterystapięćdziesiąty raz tego samego popołudnia, to wrzeszczysz (żartem):
Co jest kuchnia z tym „mama” napis na dropsach?
A dzieć śmieje się szatańsko, aż do czkawki 🙂
PolubieniePolubienie
Poważna sprawa! Wielkie gratulacje, Mamusiu! Napewno jesteś dumna 🙂
PolubieniePolubienie
Bajko serdecznie gratuluję następnego „kamienia milowego” na wspólnej drodze z synkiem!! Aż mi się łezka w oku zakręciła bo mi się przypomniało pierwsze „mama” mojego (dziś „starego konia”) synka. A co do gadania – gadaj do Igorka jak najwięcej, zobaczysz że jak się otworzy to będzie gadać i gadać i będzie bardzo przyjacielski i kontaktowy do ludzi
PolubieniePolubienie
MAMA brzmi najpiekniej na swiecie 🙂
PolubieniePolubienie