Podejrzewam, że kiedyś umrę przez zaziewanie. Wstaję rano – ziewam. Nie mogę przejrzeć się w lustrze – bo ziewam. Ale może to akurat dobrze gdyż nadmierne wpatrywanie się w lustro szkodzi – powoduje u mnie nasilenie objawów jesiennej chandry i pękanie glazury w łazience. Nie jem śniadania. Raz, że za wcześnie, dwa – ile można zjeść ziewając? Jadę do pracy – ziewam ukradkiem w mankiet mając nadzieję, że nikt nie zauważy, a im bliżej do firmy tym ziewam gwałtowniej i coraz bardziej robię się zmęczona – taka zależność dziwna u mnie występuje. I gdy siedzę przy firmowym biurku też ziewam, tyle że już w pełnym wymiarze rozwarć szczęki pomnożonych przez osobogodzinę na etacie. Odbieram telefon walcząc z rozdziawem i zapewniam miłego Pana Od Sushi, że nikt stąd niczego nie zamawiał a na pewno nie był to mężczyzna, gdyż tylko ja korzystam w tego aparatu. Faceta chyba sobie w kieszeni nie schowałam. Poza tym surową rybę to ja mogłabym co najwyżej poszturchać badylem. A nie, że od razu zjeść. Moje całe wewnętrzne i zewnętrzne fuj łapie się za głowę i potrząsa. Znów muszę ziewnąć. Dla wyrównania ciśnień oczywiście. Przez resztę dnia udaję, że zawsze tak wyglądam. W drodze powrotnej ziewam już tak bardzo, że nie mogę czytać książki – przez co jestem zła bo wiem, że gdy dotrę do żłobka po Lokatora, myśl o czytaniu będzie bardziej odległą niż najdalszy gwiazdozbiór na półkuli północnej. Docieram do żłobka i ziewam już niejako poprzez zasiedzenie. Dobrze, że dziś nie mam próby chóru – można z czystym sumieniem ziewać do upadłego. Przy Igorowskim ziewać się za bardzo nie da ale radzę sobie świetnie i walczę jak lwica. Z ewentualnym pomysłem co by tu zrobić walczę. Nie z Igorowskim. Ziewam. Telewizja i radio przysparzają mi tylko nowych powodów do dziury w głowie, więc na wszelki wypadek nie skupiam się na ich przekazie. Jem jakiś zaległy obiad powstrzymując falę senności i Młodego, który usiłuje jednym celnym pizgnięciem zdekapitować misia plastikową łopatką i obiecuję sobie solennie pochować te wszystkie teksańskie masakry i inne horrory na dvd wraz z ich szkoleniowymi okładkami gdzieś na dno komody. Pomiędzy nudnymi prześcieradłami frotte z gumką, które kiepsko się wyciąga na środek pokoju bo nawet nie ma efektu – nie to co skarpetki, a za dużymi jeszcze lokatorskimi spodniami. Bawimy się w coś – ja ziewam a Młody przyswaja. Niestety może się to skończyć tym, że poślę w świat totalnego ignoranta i buca, który na pierwszej randce zaziewa w kinie nawet najciekawszy film a na drugą się nie umówi, bo akurat zaśnie. Ale chwilowo nie absorbuje mnie to na chwilę dłuższą niż ten przerywnik. Co innego ziewanie. Ziewam podczas opowiadania bajki i gdy kapię Dziecia w płynie o zapachu czystych małych bobasów, które ładnie zasypiają w swoich łóżeczkach, ubieram w piżamę, zapycham kaszą o smaku bananów czy malin. Ziewam gdy Dzieć zasypia po godzinie wieczornych akrobacji i innej ekwilibrystyki stosowanej, i gdy akurat mam chwilę dla siebie, czytaj: na zaległe pranie, prasowanie, gotowanie, posprzątanie, pozmywanie, zmasakrowanie przygodnie napotkanej staruszki w ciemnej bramie. Gdy już zegar w pokoju pokaże mi, że jeśli za chwilę się nie położę, to w zasadzie poranek nie zrobi mi żadnej różnicy, idę się zaokrętować w wannie na najbliższe kilkanaście minut i udaję, że nic nie muszę. Poza ziewaniem. Jeśli ziewam również przez sen to trudno – ktoś będzie musiał mnie zabić. Pająk w kącie pod sufitem może w końcu nie wytrzymać nerwowo.
surowa ryba DOBRA, tylko trzeba ją maczać w sosie sojowym z wasabi. umarłam z radości nad masakrowaniem przygodnie spotkanej staruszki. czy ze mną jest wszystko w porządku i dlaczego nie?
PolubieniePolubienie
Zaczęłam czytać ziewając, w trakcie ziewnęłam krótko kilka razy i zakończyłam też przeciągłym ziewem. Nie dlatego, że tekst nudny, bynajmniej!;)) Powiadają mądrzy ludzie, że ziewanie jest zaraźliwe. I coś jest na narzeczy;) Zieeeeewww;P Pozdrawiam serdecznie.
PolubieniePolubienie
ziewający nie puszcza bąków, więc są również pozytywy 😉
PolubieniePolubienie
Bajka, doskonaly tekst :))
PolubieniePolubienie
ziewanie u faceta oznacza podniecenie ponoć, nie bardzo wiem czemu ale gdzies czytałam:)
poza tym może jesteś niedotleniona, Bajku kochany, po prostu… otwórz okno! otwórz okno! 🙂
poza tym myślę, że akurat na chórze ziewanie jest usprawiedliwione – o ile się wstrzelisz w odpowiedni moment. musicie w końcu szeroko otwierać japę, nie?:)
PolubieniePolubienie
Bajecznie się uśmiałam,dzięki.
PolubieniePolubienie
hmm, zdaje się, ze to cholernie zaraźliwe jest. Nawet na odleglość.
PolubieniePolubienie
ziewanie po kimś to podobno wyraz empatii. nie umiałam się powstrzymać 😉
PolubieniePolubienie
Miłego ziewania…Ziewanie jest bardzoz drowe.
PolubieniePolubienie
A może to zamówienie złożył koleś z twojej szafy. Wiesz pewnie już pada z głodu to i surową rybę wciągnie.
PolubieniePolubienie
Ojej czy ja dobrze widzę tam niżej? Ziewający nie puszcza bonków? Czyli można podzielić społeczność na dwie grupy: ziewających i bonkarzy? 🙂
Apropos ziewania, tlenu Ci potrzeba. Załatw sobie maskę gazową:)
Lub po prostu dużo przebywaj na świeżym (lub nieświeżym) powietrzu.
Ja nie ziewam, buerk, czyli należę do tych drugich 😉
PolubieniePolubienie