W czasie deszczu dzieci się nudzą

Lokator ze żłobka wrócił z guzem i szerokim uśmiechem. Guz zrobił na mnie wrażenie znacznie mniejsze niż na Ciotce Etatowej, która to chyba spodziewała się, że za chwilę wezwę Ziemniaki W Mundurkach i każę zamknąć ją ‚w ciemnej tej cely na zgniłym posłaniu’. Czy naprawdę inni rodzice tak robią? Ja się za bardzo na dzieciach nie znam ale wiem, że jak zdrowe to się ruszają, a jak się ruszają to czasem i upadną, a jak upadną to i guz bywa. Normalka. Nie znam w sumie dziecia co się wychował bez guza. Do sprawy więc podeszłam odwzajemniając lokatorski szeroki uśmiech i guza całując po matczynemu. Na szybsze gojenie. Na tym pouśmiechaniu się wzajemnym i szczebiotach jeszcze niezidentyfikowanych wolę się skupiać nie zaś na jakichś tam skutkach ubocznych synowskich rekreacji. Tym bardziej, że Młody kompletnie się incydentem upadku nie przejął i wykazywał właściwą sobie wesołkowatość. Ponoć nawet się nie poryczał w co – znając Go – wierzę bo otwarcie przyznam, że to Dziecko opcję płacz ma ustawioną zdecydowanie w pozycji ‚off’. Z czego cieszę się ja i reszta okolicznej populacji. Poza guzem Obywatel zyskał w żłobku buty. Tak, tak – najprawdziwsze buty. Z wysoką cholewką, sznurowane. Na razie żłobkowe ale dostałam polecenie żeby kupić. Bo otóż Igor sobie… chodzi. Trzyma się poręczy i zasuwa sam po całej sali. W tempie jeszcze co prawda bezpiecznym ale z dnia na dzień robi się coraz szybszy. Coraz bardziej niezależny. Coraz bardziej dorosły.

Razem z tym niezależnym i dorosłym Lokatorem poszliśmy na pocztę. Znaczy ja szłam a On jechał w swym trójkołowym krążowniku zwanym Stalową Strzałą i nieustająco dziwił się światu dając przy tym rozgłośne swego zadziwienia wyrazy. Tu piesek, tam pieska pozostałość, tu pani kwiaciarka, a zaraz obok pan co go halny zwiał z krawężnika. Pełni ochów i achów wtoczyliśmy się na pocztę, gdzie spotkała nas niespodzianka. Przerwa. Ha haha hahaha. Przerwa na poczcie wyglądała tak, że za szybką ze stosowną plakietką siedział w bezruchu Pan O Nieodgadnionym Wyrazie Twarzy i łypał na kliento-petentów a po drugiej stronie rzeczonej szybki kliento-petenci kłębili się gniewnie w atmosferze ‚pan tu nie stał’ (automat numerkowy znów zrobił kaput) i łypali z jawną wrogością na Pana Nieodgadnionego. Nie czekając wiele usiadłam sobie po turecku na stopniach, wyjęłam książkę i bujawszy Lokatora w wózku prawą nogą, lewym okiem zaczęłam czytać malinkowe ‚może zawierać orzeszki’. Śmieszna dość lektura. W sam raz na pocztowy korek. Prawym okiem kontrolowałam stan rzeczy i lokatorskie umęczenie. Umęczenie dało o sobie znać już po kilku minutach i w ogólnej wrzawie, rumorze oraz głuchych a jebutnych odgłosach atrybutów Pani Stempelki z okienka numer dwa, Lokator usnął snem kamiennym. Zaiste Ludzki potrafi usnąć zawsze, wszędzie i w obojętnie jak nieludzkich dla ucha normalnego człowieka warunkach. Wystarczy, że poczuje się zmęczony. Po półgodzinie Pan Nieodgadniony przestał łypać na pospólstwo w bezruchu, zdjął z szybki plakietkę i zakomunikował, że już można. Nie wiem co było można i czemu akurat już ale wszyscy jak na komendę przypuścili zmasowany atak do okienka jakby właśnie były lata 80 i do mięsnego rzucili mielonkę. Pan, za którym w kolejności stać powinniśmy, zniknął gdzieś w tłumie toreb, reklamówek i wygrażających rachunkami rąk a ja postanowiłam wrócić do czytania. Skoro i tak Młody zasnął a zapłacić za czynsz muszę, to poczekam aż na horyzoncie nieco się przerzedzi i spokojnie załatwię swoje. Nie spieszy mi się aż tak. Z zaczytania wyrwał mnie donośny głos Pani Stempelki z okienka numer dwa, która właśnie przerwała nawalanie papieru tuszem z siłą mnożoną przez prędkość i oskarżycielskim tonem wygłosiła w kosmos: ‚a może ktoś by łaskawie przepuścił tę panią z dzieckiem?! wszyscy widzą, że czeka a nikt jakoś nie reaguje!!’. W pierwszej chwili zaczęłam się czerwienić ale ochłonęłam i bardzo podziękowałam. Powiedziałam, że oczywiście mogę poczekać ale faktycznie wolałabym spędzić wolny czas na świeżym powietrzu. Zaraz się okazało, że tak w zasadzie to ludziom też się aż tak nie spieszy. Zrobiło się jakoś luźniej i ciszej. Jakby wszyscy nagle zdali sobie sprawę, że obok stoi i czeka żywy człowiek, a nie jakiś tam anonimowy kliento-petent. Zamiast kolejnych czterdziestu minut na poczcie spędziłam dwie minuty i nikt sie nie obruszał, że bez kolejki i że czas zabieram cenny. Pan Nieodgadniony też zmienił się w Pana Uśmiechniętego. Wystarczyło tylko na koniec naszego małego tete-a-tete przez szybkę powiedzieć mu ‚dziękuję’. Zwyczajne niezwyczajne.

Wieczorem przyszła Hal z garem, torbą dla Obywatela i wywołanymi zdjęciami z wakacji. Gar dostałam ja cobym sobie mogła gotować w nim zupy. Dla pułku piechoty wnioskując po rozmiarze wzmiankowanego gara. Obywatel dostał śliniak plastikowy z rynienką, na który zareagował optymistycznie i zestaw szczoteczek do zębów, na który zareagował badawczo. Zobaczymy jak zareaguje po użyciu obu prezentów. Być może nawet na raz. Zdjęcia z wakacji wyszły zaś tak, że po salwach śmiechu i parskaniu synchronicznym połączonym z atakiem tarzania się po tapczanie obie zgodnie stwierdziłyśmym, że jesteśmy potworami – tyle, że każda z innego powodu. Oczywiście jedna przekonywała drugą, że ta druga absolutnie nie ma racji i nie wygląda na tym zdjęciu aż tak źle jak sugeruje ale drugi rzut oka utwierdził nas tylko w czynnej obecności na wcześniej zajętych stanowistach. Powinnyśmy robić sobie zdjęcia wyłącznie pozowane, bez uśmiechu, bez otwartych paszczęk i najlepiej z lewego półprofilu albo z tyłu. A na koniec jeszcze poobrabiać je w photoshopie i udawać, że pierwowzór wcale nie wyglądał jak ‚idź stąd’. Przy czym Hal stwierdziła, że ona najlepiej wychodzi na zdjęciach, na których nie widać jej twarzy a ja z kolei zauważyłam, że mam podobnie, tyle, że najlepiej wychodzę na tych, na których mnie generalnie nie ma. Lokator oczywiście wyszedł bezczelnie dobrze na każdym zdjęciu przez co ja jestem na niego zła, bo jak mógł przecież a ciotka zapewne go wydziedziczy – z podobnej przyczyny. W przyszłości więc prawdopodobnie skupimy się na uwiecznianiu:

a. Młodego i jego gościnnych występów
b. niezobowiązujących widoczków
c. łabędzi i okolicznego ptactwa uwieszonego linii wysokiego napięcia
d. martwej natury z koszem na śmieci

Dziękuję za uwagę.

5 uwag do wpisu “W czasie deszczu dzieci się nudzą

  1. coś w tym jest – i ja rzeczywiście najłaadniej wyglądam na zdjęciach na których mnie nie ma – pozostałe są koszmarne. Zawsze mam ubaw gdy oglądając zdjęcia na któych miałem nieszczęście się pojawić mówię z obrzydzeniem, jaki jest paskudny, z miną półgłówka i widocznym debilizmem błyskającym w oku – na co znajomi, chcąc mnie pocieszyć, pokrzykują: „ależ, nie, no co ty, wyszło dobrze, tak właśnie wyglądasz”. Pocieszające. Ale nie o tym miałem – policzyłem ostatnio zdjęcia, tylko cyfrowe, na których pojawia się Młody Rosnący, porównując to z liczbą zdjęć pozbawionych wizerunku tegoż. Zdjęć ogółem jest 2865, z czego 2723 to zdjęcia z Zębaczem Niekompletnym w roli głównej, bądź wyjątkowo pobocznej. Pozostałe to martwe natury, bądź ewentualnie w wyjątkowych sytuacjach jedno z jego rodziców z minami kretyńskimi. I niech ktoś powie, że nie jestem zafiksowany. (;

    Polubienie

  2. I ja mimo, że nie znam Cię osobiście (zdjęc tym bardziej nie widziałam!);)) uśmiałam się, a raczej uśmiechnęłam sympatycznie, przy tej notce. Co tam tej jednej – bardzo lubię Cie czytać. Pozdrowienia dla Ciebie, fotegenicznego Igora i całego zastepu Jego cioć i wujków, a Twoich Przyjaciół.;)

    Polubienie

  3. coś jest w tych zdjęciach. ciekawe czemu większość aż tak siebie nie lubi. ja ostatnio odkryłam, że pozowane są debest – pod warunkiem, że zrobione na cyfrówce,m pod warunkiem, że sama je robię sobie i mam nad wszystkim kontrolę.

    podobno człowiek widziany w 2 wymiarach wydaje się sobie grubszy o ok 10-15% – może to to? a może po prostu tyle, że zdjęcia nigdy nie oddadzą osobistego czaru człowieczego, jego zmiennej mimiki, osobowości? rzeczywistość widziana we fragmentach (nie tylko fotograficznych) może łatwo podłamać człowieka. może i aparat wychwytuje ze szczególną złośliwością nasze małpie miny, ale to tylko pół procenta prawdy.

    Polubienie

  4. lenn, a to dziwne, bo na każdym niemal zdjęciu wyglądam, jakbym dopiero co wyskoczyła z Treblinki, czy cuś. Gnaty mi przez skóre wystają. ; )Mordę mam przy tym niepomiernie wydłużoną i kościstą.
    To ja chyba jednak naprawdę tak wyglądam. :)))

    Polubienie

  5. poza tym zgodnie stwierdziły śmy, ze najlepsze zdjęcia to:
    -portret Bajki z dziczymi kłami z kukurydzianych chrupek
    -portret Bajki z wąsem z tychże chrupek
    oraz dla odmiany
    – moje zdjęcie, jak z miną krzywą dłubie se w oku.
    :)))))

    Polubienie

Dodaj komentarz