Kozy ozdobne i brzydule, które uwielbiam pamiętać

Facet z ogłoszenia chce sprzedać ozdobne kozy a ja się zastanawiam czy one maja na szyjach apaszki czy też łańcuchy choinkowe podpięte pod 230 i pasujące do każdego excuse mot gniazdka. I czy aby szminka na pewno jest dobrana odcieniem do lakieru na kopytkach.

A w filmie ‚Copycat’ najbardziej podoba mi się ten moment, gdy Sigourney pełza wzdłuż ściany a Sting śpiewa moją ulubioną piosenkę. Tak mi się nagle przypomniało. Zupełnie bez związku.

Najbardziej lubię kobiety, nad którymi trzeba się zastanowić. Bo one nie są piękne, ani nawet ładne. Nie od razu. Lubię takie, które biorąc pod uwagę kanony piękna (okropne moim zdaniem katalogi lalek) są w gruncie rzeczy brzydkie… tylko, że jest w nich coś przyciągającego, intrygującego. Coś co nie pozwala przejść obok nich obojętnie. I im dłużej o nich myślimy i im się przyglądamy, tym więcej piękna potrafimy dostrzec. To takie piękno długofalowe, które nie przemija z czasem a tylko utwierdza w przekonaniu, że jest szlachetne. Nie strach obudzić się przy takiej kobiecie rano. Raczej ciekawość jej kolejnej odsłony. Podczas gdy lalki można poustawiać na półce i pogrupowac tematycznie a potem wrzucić do pudła i wynieść na strych, takie kobiety na długo zapadają w pamięć. I takie plastyczne też lubię, które w zależności od potrzeb, ustawień, gier światła, tuszu do rzęs i cieni do powiek potrafią raz być boginią brzydoty, by za chwilę zmienić się w demona piękna. Za jednym ruchem pędzla. Za jedną migawką.

Jeśli miałabym wybór, wolałabym być – zamiast miernie przeciętną blond pyzą – właśnie taką. Jedyną w swoim rodzaju i wyjątkową. Kobietą zmienną. Rzeźbą, która dłuto tak kocha i nienawidzi zarazem, że potrafi mu ulec, lub z nim walczyć. I piękną i bestią w zależności od potrzeb i widzimisię, od słów i milczenia, od fotograficznego studia i niedzielnych poranków. Taką, której nie da się sklasyfikować i ująć w ramkę brzydka/ładna, ładna/brzydka. W której rzeźbiarz zakochałby się od drugiego wejrzenia.

Być kobietą, nad którą trzeba się zastanowić.

______________
Ps. Obojętnie ile osób powiedziałoby ci, że jesteś właśnie taka… i tak najbardziej liczy się ten obraz siebie jaki nosisz w środku. Niestety z reguły ma więcej rys i krzywizn niż ten rzeczywisty. I to się chyba nazywa kompleksami.

10 uwag do wpisu “Kozy ozdobne i brzydule, które uwielbiam pamiętać

  1. oczywiście.
    można być charakterystyczną wyglądowo kobietą nad którą zastanowić suię nie da klasycznie piekną i intrygującą jednakowoż tak czy siak jesteś osobą nad którą warto się zastanowić zupełnie niezależnie od swojego wyglądu, przecież wiesz.

    Polubienie

  2. mam tak samo. i ubolewam takoż, że jestem w typie „ładna na pierwszy rzut oka”.

    chociaż wiesz, wydaje mi się, że każda kobieta taka jest. tylko to, co intrygujące, pochodzi z wewnątrz. z ócz:)
    reszta na gg:)

    Polubienie

  3. o kozach fajnie, o kobietach nihil novi (rozwadnianie piwa), a w Copycat co gra ? wiem, że w jakimś filmie było „moon over bourbon street” i to był jeden z niewielu w moim życiu przypadków zamiany ról: to nie ja w czyichś pięknych oczach wywiedzionych na manowce spacerowe szukałem oznak zachwytu nad puszczonym przez słuchawki utworem, tylko ktoś w moich. i z powodzeniem 😉

    Polubienie

  4. „z reguły ma więcej rys i krzywizn niż ten rzeczywisty” – takie sformułowanie to jak siedzenie okrakiem na płocie z jedną nogą majtającą po stronie kompleksu, a drugą – po przestrzeni dokładnie przeciwnej. nie czynię Ci tu zarzutu, a zwłaszcza personalnego. tylko tak mi się nasunęło, że są zdania, które tracą na wiarygodności, gdy się jest jednocześnie „twórcą i tworzywem” 😉

    Polubienie

Dodaj komentarz