Rosomak w kieliszku

za chwilę coś mnie strzeli i to z wrzaskiem

Do późnej nocy upychałam wszystkie możliwe do upchnięcia sprzęty i przedmioty w garderobie, bo tak nazywam ten mikropokoik, w którym mieszkają na okolicznych półkach i wieszakach buty i buciska, kurtki, czapki z szalikami, swetry i sukienki oraz lokatorskie pieluchy + dwa kartony ubranek w rozmiarze ‚już kurde za małe’ a na dodatek różne utensylia gościnne w stylu śpiwora, koca, parasola i materaca co go se można dmuchnąć w wolnej chwili gdy przypili. A to wszystko w obawie przed zapyleniem permanentnym, które znając życie i Łazienkowe Roboty i tak jest nieuniknione. Ale co mi tam. Spać nie mogłam to upychałam. Teraz lepiej garderoby (uwielbiam to określenie Pierdolnika Popularnego vel Schowka) nie otwierać bo może człeka przygodnego zasypać szczoteczkami do zębów, mydelniczkami, szamponami i kremami do obywatelskiego tyłka, które na bank wypadną z tej wanienki plastikowej po brzegi wypełnionej, co to ją na górną półkę po mistrzowsku wręcz wtarabaniłam.

no ale to w końcu tylko dwa dni

Od bladego świtu (ładne mamy wschody słońca) za to nabierałam wody we wszystko co nie przecieka i nie ucieka (25 litrów powinno wystarczyć, nie?), rolowałam dywany i chodniki, sprawdzałam szczelność i beszczelność drzwi oraz pieczołowicie oklejałam folią wszelkie dostępne mi podłogi. Folią opatuliłam także drzwi do rzeczonego schowka i do pokoju… nie bacząc na fakt, iż śpią w nim w najlepsze Mamut z Igorem i chrapią aż się kurzy. Na szczęście w ostatniej chwili oprzytomniałam z lekka i zostawiłam miejsce na wyjście. Inaczej czułabym się bardzo bliska mentalnie Sąsiadom z popularnej bajki naszych braci zza wielkiej góry. Ile wlezie pocieszam się ustawiczną myślą, że wszystkie Roboty (a już zwłaszcza te z gatunku łazienkowych) strasznie wyglądają na początku.

potem już będzie z górki jakby bardziej

Mamut obudził się z wytrzeszczem. Takim samym prawie jak wtedy, gdy okazało się, że nasz kot Stefan jest kobietą. I w dodatku będzie miał młode. A jak już się Mamut obudził, to pierwsze co zrobił, to spanikował. I na nic zdały się tłumaczenia, że nie da się przeżyć upalnego dnia bez jedzenia i picia, ani również nie da się wysikać na zapas. Zwłaszcza na zapas ośmiu godzin. Pół godziny tłumaczyłam, że może spokojnie zjeść śniadanie, wypić kawę i strzelić sobie rundkę z Lokatorem wokół trawnika. Nie zje i nie wypije bo łazienka nieczynna a Ona do sąsiadów nie pójdzie bo nie. Tłumaczyłam, że hałas będzie i pył i w ogóle kosmos w wersji dolby surround. Nic to – ogłuchną ale na spacer nie pójdą bo Ona Robotów tu samych nie zostawi a poza tym albo nie trafi z powrotem albo zatrzasną się drzwi a Ona nie wie, którym kluczem i jak. Temat klucza, który wałkowałyśmy blisko trzy tygodnie (który i jak) pominę stosownym milczeniem. Mamut jest Mamut i ma swoje prawa. To do nieznajomości obsługi pilota do telewizora również. Najważniejsze, że jest i dogląda Igorowskiego gdy żłobek nieczynny lipcowo i wakacyjnie. To rokuje jakieś widoki na przyszłość. Na przykład.

łazienka z widokiem na klatkę schodową

Generalnie strach i zgrzytanie nie towarzyszył jedynie Igorowskiemu właśnie, który obudził się z właściwym sobie świergotem i uśmiechem o średnicy tunelu średnicowego na Wschodnim. Mam wrażenie, że to dziecko uśmiecha się zanim jeszcze otworzy oczy. I to strasznie fajne uczucie wiedzieć, że się do tego bądź co bądź przyczyniam. I doprawdy nie szkodzi, że zamiast Teletubisiów, które oglądać powinien, łazimy po wystawie fotografii, na które jeszcze ma czas. W końcu nie samą telewizją człowiek żyje. Młody w ogóle jest bezproblemowy i jedyny dyskomfort odczuwa jedynie wówczas, gdy matka za wolno wiosłuje łyżką albo nie pozwala Mu czegoś swobodnie obrzygać. Bo w swobodnym obrzygiwaniu wszystkiego Młody mistrzem świata jest. Niezaprzeczalnie.

na pewno ma swój urok

I to doprawdy nieistotne, że moje notki głównie składaja się z marudzenia, które kończę zachwytami nad Synem. W końcu mam wymówkę, że ocipiałam bo mamusiuję i tatusiuję w jednym. I te roboty jeszcze do tego. Normalnie dom wariatów mam i cyrk obwoźny. A to wszystko za jedyne dziewięć dziewięćdziesiąt dziewięć w promocji i tylko u nas. Albo, że opracowałam sobie system mantr, z których najgrzeczniejsza jest o wyrywaniu paznokci otwieraczem do konserw a wszystkie nucę pod nosem na melodię ‚przybyli ułani pod okienko’, też nieistotne. ‚Szara piechota’ była wczoraj. Podobnie jak młotek, którego jakoś nigdzie znaleźć nie mogę. Ale się nie poddaję.

muszę go tylko dobrze poszukać

Mam nadzieję, że mam jeszcze do czego wrócić po pracy.

_______________
Ps. Nie miałabym nic przeciwko jeśli Roboty z rozpędu powiekszyłybymi mieszkanie. Tylko chyba trochę ciężko czyta się w wannie książkę jeśli jednocześnie trzeba odpowiadać ‚dobry wieczór’ sąsiadowi wychodzącemu akurat z psem w intencji spacerowej.

Bo mnie to na ten przykład rozprasza i wytranca.
Wytrąca?
No, pana też wytranca.

10 uwag do wpisu “Rosomak w kieliszku

  1. Oj tam zaraz problem wstawi się szybkę albo zaczniesz prowadzić mini-blokowy sklepik z alkocholem. przynajmniej sobie dorobisz wieczorami 😉

    Polubienie

  2. No chyba niezbyt przyjemnie byłoby mieć łazienkę z tranzytem schodowym przebiegającym przez środek. Chyba z powiększenia nici, przynajmniej łazienki. 🙂

    Polubienie

  3. Lubię Cię, Bajko.
    Parę godzin siedziałam nad archiwum, i moje ślepka zmęczone już trochę. Ale co ja poradzę, że jak poznawać, to od samego początku?
    Przesyłam buziaki serdeczne. Szkoda, że zapachu truskawek nie da się przesłać komentarzem. Od tych, właśnie molestowanych na dżem, wonieje mi cały dom.
    Arina

    (www.arina.mylog.pl)

    Polubienie

  4. ja to tylko mam nadzieje, ze w przypadku ewentualnego zaposiadania dziecka wlaczy mi sie taki dodatkowy power i optymizm i bedzie cudownie, bo on(a) na wszystko rzyga…

    Polubienie

  5. hyhyhy ja sobie wyobrażam ael-kę z rozanielonym wyrazem twarzy i maślanymi oczyma, mówiąca czule:” Bo on/a tak ślicznie na wszystko rzyga…” 😀

    Polubienie

  6. Bardzo miło się czytało. dziękuję:-)

    Pozdrawiam!

    P.S. już wiem o co chodzi z tymi kodami!!! jak to dobrze, że ja jednak blondyna jestem to mnie zawsze jakoś tłumaczy (ratuje:-)

    Polubienie

Dodaj komentarz