'Bo ja, mówi, jestem z lasu i już'

Leżę sobie horyzontalnie zorientowana na problem suszy w Europie i spod przymkniętych powiek obserwuję świat. Świat toczy się wyśmienicie bez mojego udziału i bynajmniej nie jest zmuszony do czynienia podobnych obserwacji w stronę przeciwną. Czasem świat się wypina bardziej niż zwykle i sprawia wrażenie, że z tych baranków na niebie lada chwila spadnie deszcz, ale zaraz potem okazuje się, że to tylko złudzenie apteczne. Przydaje się wąż w ogrodzie i woda w studni. Pies dyszy, kot sapie, ślimaki są niemrawe i nie uprawiają rajdowej samowolki, a chrabąszczom nawet nie chce się bzykać. Jak tak dalej pójdzie to wyginą jak mamuty. Te lodowcowe. Mój Mamut do wiecznych zmarzlin na szczęście nie należy i jedyne, co go łączy z tą epoką, to charcząca miarowo lodówka. Lodówka charczy, bo ma dość, a Mamut trzyma się dzielnie i nie puszcza. I dobrze. Ja dla odmiany z przedmiotów trzymanych ostatnio preferuję nogi na ogrodowym stole. Nikt mi nie marudzi bo lekarz kazał. To trzymam. Fajny ten lekarz. Szkoda, że nie kazał mi jeść codziennie lodów w ilości porażającej rdzennych Eskimosów, bo miałabym jeden wyrzut sumienia z głowy. A tak muszę mieć z portfela. Ale bądź człowieku mądry a odważny i przetłumacz mi, że nie, jak mi się tak chce. No to leżę sobie z tymi racicami na meblu, świat mnie zlewa koncertowo, a ja go obserwuję. Ostatnio odkryłam (znaczy ściślej rzecz ujmując odkrył Mamut, ale ja widziałam, a poza tym i tak wszystko zostaje w rodzinie), że wieczorami wyłazi i tupta w trawie Pani Jeżowa z młodymi. Młode jeszcze mało tuptają, bo się boją, ale Jeżyna odważna jest. Pani Jeżowa jak na rasowego tuptacza z rodowodem przystało posiada kolce, zwinne łapki, urodziwy ryjek i bystre oczka. Wszystko w komplecie, żeby nie było, że luzem. Przytuptała tu do nas z pobliskiego lasu i chyba jej się spodobało, bo postanowiła zostać. Za siedzibę obrała sobie bujny krzak winogron. Dotychczas Pani Jeżowej udawało się pozostawać na terenie bytności mojej wesołej kompanii incognito, ale Mamut rozpoznał ją chytrze, gdy to rzeczona kolczata primadonna została wzięta za kota przy Stefanim mlekopoju, gdzie pod osłoną mroku chłeptała sobie spokojnie to, co sierściuch zostawił. Pani Jeżowa uniknęła zwyczajowego pogłaskania, bo Mamut już tuż tuż miał wyciągnięte ku temu górne odnóże, ale za to została rozreklamowana na podwórzu. Pamiętam, że kiedyś widziałam toczącą się jakiś czas temu w wieczornej trawie kulkę obszczekaną rutynowo przez psa, ale wolałam wtedy nie zagłębiać się w tajniki śledcze, pomna swej szczurofobii i wygodniej było przyjąć, że to jakiś gigantyczny ślimol z turbodopalaniem i na resorach. No cóż. Potrzeba matką wynalazków. Także tych wyobrażeniowych. Ale tym razem Pani Jeżowa została zdemaskowana bez pudła, a Mamut wywołał mnie z latarką na schody celem dokonania wspólnych oględzin. Ze schodów słychać było tylko mlaskanie i nawet mimo latarki widać było jedynie szarą bryłę, która równie dobrze mogła być jakimś obcym nam kulturowo i towarzysko kotem. Na ‚kici kici’ jednak bryła nie zareagowała. Postanowiłam wzorem pana Bodzia Wołoszańskiego wziąć sprawę w swoje ręce i działać. Podeszłam więc bliżej z zamiarem zaświecenia bryle po oczach, bo wyszłam z założenia, że skoro mleko chłepce, to z powodzeniem powinna też posiadać ślepia. Bryła z bliska okazała się być nieco wyraźniejsza, ale dopiero po oświetleniu wielokątnym rozpoznałam Panią Jeżową. Przemieszczając się pokracznym berkiem kucanym, po cichu, aby nie spłoszyć spragnionego stołówkowicza i ignorując Mamucie przestrogi w stylu ‚nie kucaj przy pełni, bo dziecko urodzi się w pepegach’, zlustrowałam przybysza, pozwoliłam wypić i wyjeść wszystko ze Stefaniej miseczki, a następnie z uśmiechem odprowadziłam w winogrona. Pani Jeżowa ma tam świetną kryjówkę, gdzie karmi małe iglaki i urządza przedpokój. Nie wiem jak z przedpokojem, ale z młodymi radzi sobie świetnie. Fajne są i tuptają już pomału jak trzeba ku uciesze Mamuta i mojej, a czarnej rozpaczy psa, który nawet ich sobie porządnie obszczekać nie może, bo mu zabraniamy. Państwo Jeżostwo bowiem będzie tu miało spokój i ciszę, bo skoro już się tu zadomowiło, to zostanie. Winorośl na tym nie ucierpi, Kota i tak zawsze w misce dużo zostawia, a poza tym z Mamutem zgodnie stwierdziłyśmy, że jeże przynoszą szczęście. Będą więc sobie tuptać na zdrowie a ja świetnie się zadowolę rolą obserwatora. Jutro zostawię im w trawie jabłko. Niech się Jeżowa pomęczy 😉

11 uwag do wpisu “'Bo ja, mówi, jestem z lasu i już'

  1. Proszę o sprawozdanie, czy Pani Jeżowa będzie z tym jabłkiem nabitym na grzbiet chodziła (tak jak to zawsze w bajkach bywało). I przede wszystkim jak je nadzieje? Salto z upadkiem plecami na owoc?

    Polubienie

  2. O właśnie? Bo mój ojciec, to tak buty nazywa, ale to raczej sensu by nie miało odnosząc to do twojej notki…

    Polubienie

  3. lepiej im zostw jakieś mięsko bo wbrew baśniom o jeżu z jabłkiem na grzbiecie jeże żywią się głównie owadami i pomniejszymi zwierzątkami i są zwierzakami co potrafią upolować żmiję. 🙂

    Polubienie

  4. ostatnio poznalam jeza-niedoszlego-samobojce, ktorego nad ranem przez godzine [napiecie roslo z kazda minuta przed odjazdem pierwszego tramwaju] namawialam, zeby zszedl z torow.
    udalo sie.
    za to noc spedzilam na lawce, bo mnie do schroniska nie wpuscili.
    ach te jeze! z kotami tez maja sporo wspolnego, patrz: kotow kat, pidzama porno.

    Polubienie

  5. dżizz toto bardziej kreta przypomina, no ale sama niedawno widziałam dosłownie ‚przelatującego’ jeża płci niestwierdzonej, więc wiem że toto można pomylić od szczura zaczynając po małego szczeniaczka kończąc 😀

    P/S tak btw czy ty czytasz, że wszystkie „powiedz Ni”?

    Polubienie

Dodaj komentarz