Spełniamy marzenia… czyli jak na własne życzenie wpędzić się w chorobę

Pewien pan Patrick z Nebraski jeszcze do niedawna miał ambicje by stać się żywym przykładem na to, że z człowieka też można zrobić tucznika. Nie ma co… ambitny typ. I to wcale nie dlatego, że był chory, czy miał problemy natury osobowościowej. Sam przyznał, że nie jadł dlatego, żeby nie myśleć o kłopotach, bo sam siebie zaliczał do grona osób szczęśliwych. Po prostu uwielbiał wchłaniać hamburgery, piwo i golonkę. Później niestety praktykować swego hobby – obżarstwa nie przestał. Długo nie było trzeba czekać na efekty. Zachorował. Poważnie… bo otyłość to bardzo poważna choroba. Praktycznie rzecz ujmując jedynym jego zajęciem było odżywianie się. I to bynajmniej nie zdrowe… podobnie jak i tryb życia.

Zdumiewające jak dorosły (poniekąd) człowiek może tak dalece mieć za nic swoje zdrowie by próbować wpędzić się do grobu tak zaciekle jak tył nasz Patrick. I jeszcze bardziej zdumiewające, że nie znalazł się nikt kto próbowałby mu w tym przeszkodzić.

Przykre to bardzo. Zwłaszcza dla mnie… bo na własnej skórze czasem odczuwam co oznacza walczyć o zdrowie… a to bywa trudniejsze od wszystkich egzaminów świata. Jedni je mają i nie potrafią szanować, drudzy czasem nie mają już sił ale walczą by ich nie opuszczało, choć ciągle pod wiatr, choć ciągle pod górkę. Czy zawsze trzeba stracić wszystko by się opamiętać?

Biedny człowiek z tego Patricka, współczuję mu ogromnie ale i podziwiam. Bo jest za co. W ciągu 42 lat życia dorobił się zaiste imponującej wagi 486 kilogramów. Jak oczywiście nie trudno się domyślić nie wstawał już z łóżka. Uznał jednak – i to był panie Patricku strzał w dziesiątkę – że najwyższy czas się odchudzić. Lepiej późno niż wcale. Dziś, po kilku latach intensywnego odchudzania, jest już o 145 kg lżejszy. Ale to dopiero początek kuracji.

Pod czujnym okiem dzielnych lekarzy z Dakoty nasz ambitny Patrick chudnie od czerwca i jest zdecydowany zrzucić jeszcze 200 kilogramów.

I teraz niestety piwko i goloneczka mogą pójść się… przewietrzyć. Misio ma ścisłą jak stolec dietę: 1200 kalorii dziennie, w pięciu niewielkich porcjach. Kiedy schudnie już na tyle, że poprawi się stan jego układu krążenia i pompki tłoczącej, zrobi się ostry dyżur na żywo z najwyższą chyba w Stanach oglądalnością i operacyjnie zmniejszy mu się żołądek.

Marzeniem przykutego od dawna do łóżka Patricka jest spacer z żoną, a także szybki taniec (ciekawam jaki) z jedną z pielęgniarek, które opiekują się nim w szpitalu.

Hmmm… tylko co na to obie panie?

18 uwag do wpisu “Spełniamy marzenia… czyli jak na własne życzenie wpędzić się w chorobę

  1. a ja to żem ostatnimi czasy oglądał reportaż o amerykańskich kobietach w wersji ultra-mega-giga-huge. Przewodnia historia była o niewiaście co to męża-wypasacza miała – facet miał fiksację na punkcie giga-ciała, niekoniecznie własnego, bo sam malutki i żylasty był, a raczej kobiecego. No i tuczył tą kobitę tuczył, ona była zadowolona, bo jedzenie jej donosił, on był szczęśliwy, bo ilość kochanego ciałka rosła w tempie astronomicznym i żyliby by tak długo i szczęśliwie gdyby nie straszna rzecz – zdrowie podupadło nieco kobitce w okolicach 400 kg.
    No i odchudzanie się zaczęło – kobitka zmalała znacznie, jakies 160 kg poszło w piach – kryzys w małżeństwie był wielki, dla chłopiny to było nie do przyjęcia, by taką chudzinę w domu trzymać, ale dzięki pomocy amerykańskich psychologów jakoś tam ze stratą słoninki się pogodził, wciąż jednak ma nadzieję, że żonka znowu mu się rozrośnie, dom dla niej buduje, taki z szerokimi drzwiami, coby się mieściła (notabene nie wiem po co, jak ona niby ma te ..set kg nosić na własnych nogach?)

    Kto reportażu nie widział niech żałuje – wszystko na zdjęciach i filmach kochany mężulek miał i wszystko pokazywał, jeszcze teraz nocami budzę się z krzykiem jak mi się coś nie daj Bóg przypomni.

    Polubienie

  2. Szykowałam sie obejrzeć ten film, ale mi się nie udało i może dobrze, skoro się potem w nocy budzi z wrzaskiem. Czytałam już kiedyś o takim Patricku, tylko inaczej mu było, w podręczniku Lifelines. Zaczał się odchudzać, gdy idąc do kibla (nigdzie indziej nie chodził) upadł i zaklinował się w futrynie drzwiowej. Ośmiu bodajże chłopa musiało go odkleszczać, co mu dało do myślenia. On był bardziej zdeterminowany do chudnięcia niż Patrick, bo w ogóle przestał jeść, a pił jeno koktajle z witamin. Rychło w czas.
    P.S. Żony ja też nie mam, ani nawet gosposi… ;-/

    Polubienie

  3. Bury – wlasnie sie tak zdziwilam ze nie dosc ze ktos sie podszyl to jeszcze mi o kompasach nadaje 😉

    Biko – i o to chodzilo 😉

    Polubienie

  4. dzizas biko, Ty bys zone chcial? to nie wiesz, ze z takom zonom to same klopoty sa? zrzedzi tylko, marudzi, kase wyciaga, zyc nie daje, wiecznie ja glowa boli i… (teraz uwazaj, bo bedzie mocne) – w domu kaze siedziec i o ZLOTACH mozesz ZAPOMNIEC! (goska cicho siedz! ;))

    Polubienie

  5. Gro – Ty to mozesz (musiec) zrzucic co najwyzej sasiada ze schodow a Patrick mial (i jeszcze ma) bardzo powazny problem 😉

    Alti ma racje – z zony to zaden pozytek Biko 😉

    Polubienie

Dodaj komentarz