Poniedziałki są do bani… no chyba, że kawa się sama rozpieszcza a mleko kondensuje

W każdy poniedziałek rano zauważam u siebie tożsamość Bourne’a. Budzę się (nierzadko w rożnych dziwnych miejscach), nie wiem kim jestem a z lustra patrzy na mnie jakieś obce zombie ze szczoteczką w zębach. Herbata smakuje jak ludwik, ludwik nabiera podejrzanie herbacianego wyglądu, w zlewie mieszka Pan Bajzel i lada chwila talerze z którejś kolacji się wiosennie zazielenią a nosem puszczam bańki. Jest kolorowo i pryzmatycznie, zwłaszcza pod słońce. Ale ludzie jacyś rozmyci, bez konturów, warstwowe plamy. I nie poznaję nikogo. Nawet siebie w przelotnych wystawowych szybach. Ale może to z uwagi na zamknięte oczy. A może to przez brak okularów. Hmmmmmm… Przemyślenia zazwyczaj przerywa przydrożny słup latarniany, któremu przez pomyłkę mówię ‚dzień dobry’. Przez pomyłkę, bo chciałam powiedzieć ‚przepraszam’. Ja to jakaś dziwna jestem i z savoir-vivre’m w zupełnym zaniku. Atrofia dobrych manier. Potem wcale nie jest lepiej. Odruch warunkowy (nie mylić w wymiotnym – ten jest późnym popołudniem) kierunkuje mnie do lochu zwanego szumnie pracą, gdzie zamiast ‚arbeit macht frei’ wszyscy coś ode mnie chcą i się najwyraźniej uwzięli, bo ja nie mam pojęcia o co chodzi a czif wygląda jakby pod marynarką miał odbezpieczony granat. Do tego głowę bym dała, że z przeciwległego budynku celuje we mnie snajper i jeśli zaraz nie zrobię czegoś co powinnam zrobić na przedwczoraj wybije mnie i moją rodzinę w pień do siedmiu pokoleń wstecz. Kurde może ja jakaś hrabina jestem i o tym nie wiem. Hrabia Mąką Prysnął to jak nic był mój przodek a ja co? A ja nic a nic o tym nie wiem i zamiast przodka mam tyłek. Tyłek mam generalnie wypięty na robotę i kserokopierkę co to się popsuła (nic o tym nie wiem i tej wersji będę się trzymać). Wszak to poniedziałek a tak z początku tygodnia przepracowywać się nie wolno. Tymczasem więc zignoruję czającego się za winklem snajpera i wszystkie odbezpieczone czifowo granaty świata i pójdę zrobić sobie kawę. O!

16 uwag do wpisu “Poniedziałki są do bani… no chyba, że kawa się sama rozpieszcza a mleko kondensuje

  1. Oniemiał był z zachwytu i oddał co miał najcenniejszego.
    ;-))))
    Pryskam z pracy bo mam do niej stosunek bardzo seksualny. Strrraszny ten poniedziałek!

    Polubienie

  2. a propos poprzedniej notki przypomniał mi się pewien dowcip.
    Do Polski przyjechali poćwiczyć Amerykanie. Jeden prowadził dziennik, w ktorym pisze:
    Poniedziałek- pijemy z Polakami
    Wtorek – pijemy z Polakami
    Środa – chcę umrzeć
    Czwartek – pijemy z Polakami
    Piątek – dlaczego nie umarłem w środę….

    Polubienie

Dodaj komentarz