La donna e mobile… czy jakoś tak

To ja już wolę zimę kurka siwa. Przepraszam pogodę, że chciałam ocieplenie – bić się w piersi nie będę, bo troche szkoda… komuś się jeszcze być może przydadzą – i proszę o mróz. Tak, tak mróz. Nie za duży. Kilka stopni in minus wystarczy. Ale taki mróz jak zimą prawdziwą ze śniegu skrzypiącego kołderką od razu, co by poprzykrywał te wszystkie psie kupy wyłaniające się co krok z bardziej lub mniej strategicznych miejsc chodnika i kałuże szemrzące na wietrze w ślizgawki lustrzane pozamieniał. I ze słońcem. Tak jest. Serotoniny brak notorycznie odczuwam. Lampka na biurku nie wystarcza, nawet jak się pod nia położę – nie wiem co ten kot w tym widzi – a na solarium mnie nie stać. Zreszta jak bym chciała mieć zadek pawiana to zawsze mogę poprosić zaprzyjaźnionego sadystę o małe lanie. Ewentualnie mogę świecić oczami. Zawsze się jakiś powód znajdzie… lub powódka… lub po wódce… ale nie wnikajmy za głęboko. Gra półsłówek też nie pomaga. Chcę słońca w nadmiarze i to w dodatku w trybie mocno przyspieszonym. Chcę żeby było lato i żebym nie musiała nosić tylu ubrań, żeby nie trzeba było rano szukać szalika i znajdować go tuż przed wyjściem w bębnie pralki razem z wczepionym weń kotem, żebym nie musiała gubić rękawiczek w autobusach i czapek na przystankach i jeszcze żebym nie musiała ciepłych – w dodatku nie dziurawych (o dzieki Ci Mopka) – skarpet szukać po całym mieszkaniu. Zima jest piękna jak jest lekki mróz, śnieg i świeci słońce. I jak można lepić bałwana (nawet bez marchewy) albo robić orzełki stylem dowolnym i spontanicznym na polach mokotowskich. Zdecydowanie nie jestem jej zwolenniczką gdy przychodzi niż i wszędzie pojawia się zimna bura breja a niebo przypomina zakurzoną starą firanę dziadka Gracjana. Brrr. A już doprawdy szczerze nienawidzę zimy takiej jak dziś a najbardziej za to, że rano wlazłam po kolana w rozmarzniętą kałużę, która miała okazać się zwykła pozostałością po kupie śniegu. Nie okazała się jednak co zauważyłam z mocnym uwielbieniem pewnego słowa o sporym dość nasyceniu emocjonalnym uznawanym powszechnie za wulgaryzm. Po takiej wiązce nie zdziwię się jeśli sympatyczny pan z psem z bloku naprzeciwko przestanie mi sie kłaniać a zacznie sie żegnać i odprawiać egzorcyzmy oraz zaprenumeruje miesięcznik ‚Twója Niedziela’. Też mi kurka siwa pozostałość po kupie śniegu. Ja się odwołam… przez okno… Ale to później. Piekne żółte rajstopki w kolorowe prążki + spódniczka + długie glany poszły się… ekhem… wysuszyć a ja naburmuszona i gniewna pospiesznie ubrałam dżiny, skarpety i glany krótkie po czym mocno spóźniona, wyklinając rzeczoną kałużę od zdzir najgorszych i przyczajonych, pognałam dzikim truchtem na przystanek łypiąc gniewnie lewym okiem w kierunku autobusu a prawym jeszcze gniewniej w kierunku ewentualnych koleżanek pani szanownej spod bloku co to mnie tak sprała na mokro razem z butami. W kałużę więcej nie wpadłam, autobus przyjechał, łypać gniewnie na boki przestałam i zaczęłam prosto. Znowu się będę musiała tłumaczyć ze spóźnienia w pracy i znowu szef tylko dziwnie popuka się w czoło. Moje usprawiedliwienia są doprawdy baaardzo dziwne, ale co ja na to poradzę, że zewsząd atakują mnie warunki atmosferyczne w rozmaitych formach. Ja chcę znowu zimę… albo już wiosnę… albo jeszcze trochę zimy i potem wiosnę… ale wiosnę taką ładną… z pączkami i kwiatkami… bez deszczu… no chyba, że burza bo burzę to lubię bardzo… i żeby dużo słońca było bo się pod lampką na biurku nie mieszczę… a najlepiej od razu lato… ale bez komarów… albo lepiej…
Tia…
To jak to było z tym tytułem? 😉

11 uwag do wpisu “La donna e mobile… czy jakoś tak

  1. Jejku! Jak mi się podoba to co napisałaś! Poprostu super! Prawie pod wszystkim mogłabym złożyć swój podpis : ) Ja przedwczoraj weszłam w wielkaśną kałuże! Było już ciemno…uliczka niby spokojna…ale ciemna, bo latarnie nie były zapalone (dziwne) i ja jak zwykle idę na pewniaka i dość szybko…a tutaj słysze odgłos wielkiego chlapnięcia i miałam wszystko mokre! przemogły mi długie glany : ) , spodnie i wszystko wszystko! Byłam wkurzona na maxa! A później weszłam do „coffe haven” napić sie czegoś ciepłego i spotkałam tam Skibe!((kojarzycie tego faceta, który pokazał kiedyś tylną część ciała w tv : ) )) Jejku! Jakie były akcje! Chwile z Nim pogadałam! Oczywiście musiał ze mnie pożartować, no ale On już taki jest : ) i mój dzień był lekko schrzaniony przez wielką kałuże! wrr… : ) Pozdrawiam ciepło w tą beznadziejną pogode!

    Troszke dowiedziałam sie o Tobie z tej „notencji”! : ) Np., że lubisz burze! Ja je kocham! : ) itd… : )

    Polubienie

  2. a skąd ja to znam??? u mnie zalany rozmarznięta breją jest parking, przez który muszę przechodzić… takie małe morze się zrobiło… i teraz proszę sobie wyobrazić, że ja idę, lawirując na dziwnych wysepkach nie-wiadomo-skąd, a tu nagle ktoś płynie samochodem… Obraz bitwy- dźwięk lepiej wyciąć…

    Polubienie

  3. to ja jeszcze z wdziękiem charchnę, że ja żądam stanowczo:
    -pogody jakiejś konkretnej, a nie takiego byle g** ,najlepiej późnej wiosny/wczesnego lata (takiej wiecie, co bzy kwitną i ten tego..) z dwóch powodów. Primo: -ze względu na te bzy
    secundo: – bo mam urodziny
    tertio: – BO TAK!!!!

    Polubienie

  4. no takie bzy to by sie przydały ehhhhh ale ja bym dodała jeszcze po czwarte do poprzedniej notki 🙂 bo w maju ehhh no wiecie :))… a ja to mam nadzieje ze sie wkoncu tez prawdziwie zakocham i ma to byc w maju, w zadnym innym miesiacu:)))

    Polubienie

  5. Jedno wiem na pewno:
    burzę chcę!
    Nieważne czy zimową, czy wiosenną, czy letnią.
    Uwielbiam i koniec. Oczywiście pod warunkiem, że oglądam ją z bezpiecznego, ciepłego i suchego miejsca 😉

    Polubienie

  6. A ja burze mogę oglądać spod kołdry otulona ramionami odważnego rycerza co się burzy nie boi tak jak ja. Ot co!
    JA CHCE WIOSNE, chce MAJ, BZY i moje URODZINY!!!

    Czemu maj nie trwa 3 miesiące? co?

    Polubienie

Dodaj komentarz