Kocie sprawy

Kombinuję kociaka. Mały musi być, żebym go mogła nauczyć wszystkiego co niezbędne w jego miaukliwym życiu a najlepiej kotka, bo w bloku będzie siedzieć biedaczka, a kotów panów miałam już sporą liczbę i wiem, że w mieszkaniu lubią robić różne – niekoniecznie pożądane przez właściciela mieszkania i kota zarazem – rzeczy. Mamut zapewne stwierdziłby, że mi odbiło na starość, żeby kolejne bydlę do domu znosić ale jak tak sobie przypomnę to mimo jej ciągłego początkowego narzekania, to właśnie na Jej kolanach zawsze w efekcie lądował każdy sierściuch i po kilku dniach prędzej by nas oboje ze Zdzichem wydziedziczyła, niż pozwoliła skrzywdzić „słodkie maleństwo”. Cóż – babcie zawsze dostają świra na punkcie wnucząt a mój Mamut jeszcze dodatkowo na punkcie „śliczniutkich malutkich kotecków”. Dlatego zawsze całe to marudzenie trzeba było po prostu przeczekać. Bo to, że kociak będzie znaczył teren – też mi coś, Ona też to robi i to całe życie, bo spryskuje się jakimiś muchozolami śmierdzącymi – a jak kotka to będzie puszczalska – w końcu coś się małej od życia należy, bo czemu tylko koty mają sobie folgować. Kot jet kot – swoje prawa ma. Szkoda tylko, że niektóre są takie uciążliwe. Znowu się zacznie poranne wstawanie z łóżka wprost w kałużę na podłodze albo smrodliwe niespodzianki o znaczącej wartości strategicznej umieszczone centralnie na dywanie. Tak tak – kociaki są wspaniałe ale swoje trzeba przecierpieć. Zwłaszcza jak futrzasty brząc z dzikim i nagłym wrzaskiem pokonuje w ułamku sekundy odległość kilkunastu metrów i ląduje na naszej głowie robiąc nam po drodze akupunkturę dla opornych w trybie wyjątkowo przyspieszonym, pozostawiając po sobie krwawe ślady. Znowu będę przekonywać ludzi z uporem maniaka, że nie odprawiam notorycznie czarnych mszy i te zadrapania to nie od broniących się przed mną w roli kata bezbronnych (myślałby kto) zwierzątek. Żegnajcie obrusy, zasłony, obić żegnać nie muszę bo nie posiadam ale jak się bydlę dobierze do moich rajstop i ukochanych spodni i ogon ogolę przy samym kuprze i będę przypalać z systematycznością buddyjskiego mnicha. Tak w ogóle to kocham koty i życia sobie bez nich nie wyobrażam, ale ponarzekać trochę muszę, bo inaczej nie byłabym sobą. Na szczęście jak sobie pomyślę o słodkim mruczeniu na dobranoc, mięciutkim futerku ocierającym się o mój policzek i zmrużonych pięknie zielonych oczach, to się uśmiecham i cieszę się na samą myśl o kociaku. Ale i tak pamiętam o sajgonie jaki zawsze jest na początku mojej z kotem znajomości 😉

7 uwag do wpisu “Kocie sprawy

  1. A ja miałem kiedyś takiego kota, co od szczeniaka [:)] robił tylko do kuwetki. Raz tylko napaskudził ale wtedy był ganc nowy i chodził miałcząć po całym mieszkaniu w poszukiwaniu kuwetki a my nie wiedzieliśmy o co mu chodzi.

    Polubienie

  2. To co? Szukać Ci jakiegoś powalonego sierściucha? Jej czy jego? I czy na już, czy na za jakiś czas? Mogę sprawdzić, czy jakieś są dostępne, a jak nie będą, to tylko kwestia czasu, jak się jakaś kocia dziwka puści;))

    Polubienie

Dodaj komentarz