I miał długie, piękne, kręcone… zęby*

Moja skrzynka na listy poczuła się zaniepokojona. Doprawdy. Jeden e-mail mnie uśmiercił, drugi wysłał w podróż na koniec świata o jednej butelce mineralnej, a trzeci znów próbował namówić na tuning męskich klejnotów.

Nie, nie, kategorycznie nie. Złego diabli nie biorą, więc obstawiam, że przeżyję wszystkich swoich wrogów i wykończy mnie wreszcie pełen werwy kankan odtańczony na grobie jednego z nich (zapisy na listę wrogów przyjmują wszystkie urzędy, w tym najbardziej pocztowy), w podróż na koniec świata to mogłabym zabrać jedną butelkę tequilli ale nie wody na litość wszelaką – wody to ja w ogóle nie pijam, truję się najchętniej cherry coke i red bullem z rana – a penisa mimo najszczerszych chęci nadal nie posiadam (sprawdzałam nawet w komodzie – nie ma), można więc sobie darować.

Nie no co wy. Nie stoję nadal pod tym sklepem wyżerając kapustę. Nic się nie stało i ogólnie na zachodzie bez zmian. Miałam po prostu ostatnio dość zapełniony grafik a i jakoś po kilku godzinach intensywnego wpatrywania się w ekran w pracy, jakoś usilnie unikałam go wieczorem w domu. Co prawda zupełnie na odwrót mam z truskawkami – wgapiam się w nie, póki są, w pracy, w autobusie (gdy je zobaczę u kogoś w bagażu podręcznym) i w domu a ciągle mam na nie apetyt – ale to chyba nieco inny mechanizm co to wybitnie mi działa na ślinianki i wydzielanie enzymów trawiennych.

Myślę, że przy odrobinie samozaparcia potrafiłabym zjeść więcej truskawek niż ważę. Przebiją je tylko czereśnie. Na czereśnie czekam z utęsknieniem i już mi się śnią. Panie Doktorze, mam sny erotyczne z udziałem czereśni – czy to znaczy, że dojrzewam? czy też to moja utajona fobia przed szpakami? Jeszcze trochę i sąsiedzi będą dzwonić po policję, że zakłócam nocną ciszę zbyt głośnym mlaskaniem. Póki co PanKot omija mnie szerokim łukiem węsząc na kilometr świra z gastrofazą.

Urząd Skarbowy zrobił mi w końcu Matki Boskiej Pieniężnej i zwrócił to, co wchłonął był w ciągu roku. Na becikowe się nie załapałam (Młody urodził się trzy tygodnie za wcześnie), zasiłek, dodatek ani nic innego z żadnego tytułu mi nie przysługuje, alimentów nie dostaję, więc przynajmniej w kwestii podatku rodzicielstwo na dwieście procent normy cokolwiek poza zadyszką przynosi.

Najchętniej zafundowałabym sobie koncert Radiohead, albo Diany Krall, albo jednych i drugą, a następnie kupiła wagon czereśni i jakąś wystrzałową kieckę, w której bym w ten wagon wskoczyła z trampoliny. Tymczasem wykonam zaległe opłaty, zapewnię Młodemu kolejny miesiąc w przedszkolu, przytaszczę jakieś dwa proszki do prania i tyle. Poza tym w sierpniu i tak mnie nie będzie a na Dianę jesienią pewnie przyjadą takie tłumy, że moja krótkowzroczność nie pozwoliłaby mi Jej dostrzec. Ale miło przecież czasem pomarzyć 🙂

11 uwag do wpisu “I miał długie, piękne, kręcone… zęby*

  1. jako że mamy spowolnienie gospodarcze (nie mówi się już ‚kryzys’ drogie dzieci), proponuję oszczędnie- potraktować trampolinę jako kieckę i skacząc, wdziać ją błyskawicznym ruchem na tył, po czym ulecieć do wagonu czeresiennego równie radośnie jak Łajka w kosmos. pozdro biliard.

    Polubienie

  2. Kapustą żywiłam się dzięki Tobie przez kilka dni- dostarczałam atrakcji na trasie budka-blok:D Nie umiałam się od kapusty uwolnić (nie żeby mnie jakoś kiszonymi mackami oplatała-mózg mi się zafiksował).
    Dietę truskawkową również uskuteczniam, bez opamiętania i cienia rozsądku, tylko czekać jakiejś wysypki czy innych szykan ze strony organizmu. Warto! 😀 Pozdrawiam i cieszę się z powrotu na łono bloga (się martwić zaczęłam, nie miałam czym nałogu karmić)

    Polubienie

  3. Zgadnij, co właśnie wcinam;)
    Marzenia masz zabójcze! Szczególnie z tą trampoliną:)
    O podatkach i opłatach nawet nie wspominaj… bo mi się chce gryźć gzymsy na Wiejskiej.

    Polubienie

  4. Wracając do kapusty – walczyłam silnie oglądając Twoją notkę o niej dwa razy dziennie (wchodząc na bloga w nadziei na nową)… po kilku dniach się poddałam i kupiłam zapas 😀 I teraz i ja jem kapustę kiszoną! I jest taka cudowna!
    I truskawki truskawki!

    Polubienie

  5. A ja za kazdym razem jak czyszcze kuwete, przypominam sobie Twoj tekst o wypieprzaniu jej przez okno radosną hosanną.
    Jeszcze dorzucam wtedy gromnkie:
    A-lleluja! 😀

    Polubienie

  6. Truskawki to jest dokładnie to o co chodzi 🙂 bo kapusta to też ale bez orgazmu w locie.

    A co do długich kręconych zębów to u nas jeszcze bywało w bajkach czoło lekko zachodzące na plecy …

    (melduję się, że osiadam na blogowisku i będę znacznie częściej bo jednak co nałóg to nałóg)

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Mary Anuluj pisanie odpowiedzi