Raczej trudne przypadki podróżne

Po lewej proszę wycieczki ciągnie się nasze cmentarne zagłębie. Po prawej szara odrapana kiszka bloków. Tu i ówdzie zapomniany nawet przez pajęczyny zakład fryzjerski czy szewc co w butach wprawdzie, ale najwyraźniej poszedł precz. Czerwiec, okołoobiednia niedziela, lato w rozkwicie i zapach schabowych z każdej bramy.

Pechowy matematycznie rzecz ujmując tramwaj stukoce snując się po szynach oraz majestatycznie unosi w dość konkretnie określoną dal maszynistkę o wybitnym zamiłowaniu do niecenzuralnych okrzyków, pana o urodzie bagiennej, garstkę niczym poważnym nie wyróżniających się pasażerów – w tym Lokatora i lokatorskiego sprawcę, czyli mnie – oraz Gruchającą Parę + 1.

Gruchająca Para + 1 to mogłoby się wydawać pewny pewnik w postaci Onej czule wpatrzonej i zagruchanej w Onym (z wzajemną wzajemnością) oraz ewentualne Potomstwo lub inny krewny czy znajomy. Nic bardziej mylnego. Gruchająca Para + 1 w tym konkretnym tramwajowym suwie to ni mniej ni więcej jak Ona i Prawie Teściowa uwieszone na sobie czule oraz On, błagalnie wypatrujący pilnie acz wybiórczo działającego kataklizmu.

Obie Panie w sposób ożywiony dyskutowały o planowanym ślubie. Pan mentalnie dłubał w nosie bądź wizualizował wieczór kawalerski bez tortu i stiptizerki, za to z cerberem w postaci mamuni. Tak czy inaczej obrazek tyleż hecny co żałościwy.

Dyskusja toczy się, toczy aż nabiera rumieńców i decybeli.

Ona – No kiedy ja mu mówię, jak nie wiem co mu mówię: nie lipiec! tylko nie lipiec! pamiętaj!

Prawie Teściowa
– No pewnie, że nie lipiec.
Ona – I co zrobił? Ślub w lipcu!

Prawie Teściowa
– Nonsens.
Ona – Zupełny. Przecież w lipcu nie ma ER!
Prawie Teściowa – Pech. Tfu Tfu.
Ona – Są za to dramatyczne kolejki na suknie, samochód a salę i orkiestrę to ja nie wiem skąd weźmiemy.
Prawie Teściowa – Oj biedactwo ty moje. Jakoś może coś znajdziemy.
Ona – No ale co, chyba remizę.
Prawie Teściowa – No bez przesady. Mirek ma znajomości. Popyta.
Ona – No ale niech mama sama powie, to zupełnie bez sensu, prawda?

Prawie Teściowa
– Prawda, zupełnie prawda.
Ona – I tortu przecież też jeszcze nie mamy. Nic nie mamy.

Prawie Teściowa
– O matko!
Ona – No właśnie!

Prawie Teściowa
– Sernik!
Ona – Nie mamo, sernik na wesele to swoją drogą ale tort musi być.

Prawie Teściowa
– Ale sernik!!
Ona – Jaki sernik??!!

Prawie Teściowa
chwytając za telefon – MÓJ!!! W piekarniku!

Z trudem zdławiłam atak nagłego chichotu.

Tu odbyła się krótka rozmowa telefoniczna i osoba z drugiej strony elektronicznego postępu naszych czasów została poinstruowana by natentychmiast wyłączyć piekarnik, sprawdzić żelazko, lodówkę, odkurzacz i uchylony balkon na niewiadomej kondygnacji.


Prawie Teściowa
– No… ale by było.
Ona – No… ale.
On włączając się do dialogu obu Pań z rezygnacją – No… ale będzie.
Prawie Teściowa – Będzie?
Ona – Co będzie?
On w dalszym ciągu tęsknie wpatrując się w zaokienny krajobraz – Dym…
Świat – ??????????
On – Bo to lipiec… w przyszłym roku.

Ciszy jaka zapadła zdawał się przeszkadzać jedynie stukot tramwajowych kół.

On – Pierwszy wolny termin.

Powietrze zgęstniało. Panie nadal łapały oddech.
Świat zamarł i zastrzygł uszami.

On nagle radośnie – Ale przynajmniej zdążymy ze wszystkim kotku!

W tym momencie wybuchłam strasznym śmiechem a wraz ze mną wszyscy pasażerowie i nawet pan o urodzie bagiennej. Jazda tramwajem świetnie robi na depresję i okolice. Mija kwadrans i już wiesz, że wcale nie jest Ci tak najgorzej i mało tego, w zaistniałych okolicznościach nawet nie wypada się smucić. Wszak inni mają gorzej. Zdecydowanie.

9 uwag do wpisu “Raczej trudne przypadki podróżne

Dodaj komentarz